Powszechnie uważa się, że pamięć to jedynie interpretacja przeżytych wydarzeń, widzianych obrazów i zasłyszanych dźwięków. Tytuł, w który zagrywałem się jako dzieciak nie był najlepiej oceniany, ale według mojego "dawnego ja" to jedna z najlepszych gier sportowych, która pierwszego miejsca na podium ustąpiła wydanemu w 2000 r. Tony Hawk's Pro Skater 2. O ile jakość tworu ekipy Neversoft jest bezdyskusyjna, tak sam wątpię w to, że Cool Boarders 3 zestarzało się z taką samą gracją. Niemniej, spędzone z tą produkcją długie godziny ukształtowały mnie jako gracza. Powrót do tych złotych chwil - i w efekcie odkrycie, że całość nie jest tak dobra jak ją zapamiętałem - byłby zbyt bolesny.
Star Wars: Rouge Squadron II: Rouge Leader to kolejna pozycja na mojej liście "zakazanych gier". Dzisiaj wydaje się to bardzo naiwne, ale kiedy po raz pierwszy zobaczyłem tę grę w ruchu - chyba na czternastocalowym telewizorze - pomyślałem sobie, że developerzy doszli już do takiej wprawy, że już nie będą w stanie stworzyć lepszej grafiki. Sekwencja ataku na pierwszą Gwiazdę Śmierci wyglądała tutaj lepiej niż w dziele George Lucasa. GameCube, dla którego Rouge Squadron II był tytułem na wyłączność jawił mi się wtedy jako "konsola ostateczna".
Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty. Gra nie była ideałem, ale kiedy Snake wszedł na pokład tankowca i zaczął zostawiać na podłodze mokre ślady znów zakołatała mi w głowie myśl, że na telewizorze widzę kres "ludzkiej myśli graficznej".
MGS2 doczekał się wersji HD na PlayStation 3 i PS Vita. Przekombinowane dzieło Hideo Kojimy leży na dysku twardym mojej konsoli, wraz z pozostałymi, zremasterowanymi odsłonami serii. Podobnie jak z Cool Boarders 3 i Rouge Squadron II nie chcę go już widzieć dla oczy. Z szacunku do samej gry i swoich wspomnień. Mimo odświeżonych wizualiów zadeptałbym buciorami późniejszych doświadczeń to, co dawniej wywoływało najszerszy uśmiech na mojej twarzy. I wcale nie chodzi tutaj o samą grafikę, która na pewno nie wygląda jak film. Odpalając dziś przygody Snake'a i Raidena siłą rzeczy psioczyłbym na niewygodne sterowanie, kamerę, system zapisu i dziesiątki innych drobnostek jakie wtedy były dla mnie niezauważalne. Już wolę żyć w kłamstwie.
Gry starzeją się o wiele szybciej niż filmy, książki i komiksy. Nawet jeśli mocno zagryziemy zęby i przebolejemy grafikę, która nie jest już jak ósmym cudem świata, to w kość wciąż może nam dać archaiczna mechanika rozgrywki.
TPS-y bez systemu chowania się za osłonami sprzed ery Gears of War dziś bardziej frustrują niż cieszą.
Nie do pomyślenia jest, że w pierwszych odsłonach Call of Duty rzucenie granatu wymagało wybrania go jako aktywnej broni. Obrotowy inwentarz rodem z pierwszych Tomb Raiderów napsułby nowej Larze sporo krwi. Podobne przykłady można mnożyć w nieskończoność.
Remaki i odświeżone edycje dawnych hitów może i poprawiają ich błędy, dzięki czemu cyfrowa wycieczka kilka lat wstecz nie jest już tak bolesna, ale i tak są bezsilne w starciu ze wspomnieniami. W nich te gry pozostają nieskazitelne.
Dlatego radzę każdemu, aby zastanowił się dwa razy zanim sięgnie po swój ulubiony tytuł z czasów dzieciństwa, czy początku kariery gracza. Po latach można się nim srogo rozczarować.
Reedycje nie są najlepszymi lekarstwami, ale znam takie, które z pewnością pomoże - to nowe gry i nowe wspomnienia. O tym, ile wspaniałych chwil przeżyłem z produkcjami z ostatnich lat mógłbym pisać i pisać. Nie wierzę, że nie macie podobnie - inaczej by was tutaj nie było.
Po jakie gry - ze względu na związane z nimi "złote wspomnienia" - już nigdy nie sięgnięcie? Swoje historie możecie opisać poniżej.