Sacred 3 nie powinno mieć tej liczby porządkowej w tytule, tego jestem pewien. Sacred: Dowolny Podtytuł byłoby o wiele bardziej odpowiednim rozwiązaniem dla tej gry, która może być wszystkim, ale nie trzecią częścią umiarkowanie znanej serii gier action-RPG, konkurujących z Diablo gdy akurat żadnego świeżego Diablo nie było. Ta trójka sugeruje, że jest to kontynuacja, ale nawet jeśli akcja rozgrywa się w tym samym świecie i są obecne nawiązania fabularne do poprzednich części, to cała reszta jest tak zmieniona nie do poznania, że po prostu miano sequela się Sacred 3 w żadnym wypadku nie należy. To bardziej spin-off, odejście od głównego tematu w jakieś boczne odmęty mechaniki rozgrywki, przeprowadzone z mniej lub bardziej oczywistych powodów, nad którymi nie ma sensu się tutaj rozwodzić. Ważne, że nowe Sacred jest zupełnie inne niż stare Sacred.
Bohaterowie mają również różne bronie, czyli aż trzy wersje ich podstawowego oręża, które wyglądają tak samo i walczy się nimi identycznie, ale dają inne procentowe premie do czegoś tam i inaczej się nazywają. Bronie te można zakląć także specjalnymi duchami, które znajdujemy po drodze. Duchy te również dają jakieś procentowe bonusy, czyli nic ciekawego tudzież widocznego, ale ich obecność jest mocniej odczuwalna, bo nieustannie do nas gadają, co w przypadku niektórych z nich, jak na przykład maga-maniaka seksualnego czy tchórzliwego smoka potrafi być bardzo, ale to bardzo irytujące. Zwłaszcza, że poziom dowcipu ich odzywek jest jeszcze gorszy niż ten cechujący główną fabułę, więc mniej więcej zbliżony do wód gruntowych i może wywołać chichot tylko u odbiorcy poniżej 13 roku życia. I to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o rozwój postaci. To znaczy, przepraszam, te wszystkie bronie, umiejętności i duchy też się rozwijają na kilku poziomach. Awans ten jest, jakżeby inaczej, całkowicie liniowy. I na dodatek toporny. Promień śmierci robi się szerszy. Promień śmierci robi się dłuższy. Promień śmierci robi bzzzt. Niesamowity potencjał taktyczny. Cóż za pole do popisu dla synergii w kooperacji. Szerszy, dłuższy, bzzt. Potęgowanie dwójki jest bardziej kreatywne, zwłaszcza po 524288, gdy sprawy przybierają nieoczekiwany obrót.
Sacred 3 chyba chciało sięgnąć po laur najmniej urozmaiconej gry od czasów warcabów, bo do tego nudnego jak sojowe flaki z olejem rzepakowym asortymentu narzędzi zniszczenia dodało jeszcze równie niezmiennych przeciwników. Prawie cały czas walczymy z takimi samymi wrogami, którzy może trochę ewoluują jeśli chodzi o powierzchowność, ale zachowaniem trzymają się czterech czy pięciu wzorców powtarzanych na szczęście nie w nieskończoność, bo Sacred 3 nie jest aż takie długie. Takie samo zabijanie takich samych stworków usypiało mnie mniej więcej po 34 minutach klikania. Owszem, stary ze mnie dziad, więc można bezpiecznie założyć, że osoba młodsza zacznie ziewać dopiero w okolicach minut czterdziestych. Potem już tylko czekamy albo na zwichnięcie szczęki albo pełne gracji osunięcie się na klawiaturę w akompaniamencie chrapania. Oczywiście, można też przestać grać, co wydaje się wyjściem najbardziej rozważnym zaraz po nie zaczynaniu grania w ogóle.
Najbardziej rozczarowujące w Sacred 3 jest to, że naprawdę niewiele było trzeba, by uczynić tę grę znośną. Konstrukcję ma prostą, to fakt, ale to jeszcze żaden grzech. Jest ładna i malownicza, to też plus. No i ma cały czas przewijającą się w tle fabułę, co byłoby sporym atutem, gdyby nie była to opowieść snuta przez gimnazjalistów dla przedszkolaków tudzież na odwrót. Wystarczyłoby dorzucić dla pobudzenia apetytu trochę łupów wypadających z wrogów, trochę kreatywnie pokombinować z umiejętnościami, dać jakieś prawdziwe opcje, pozwolić graczom dokonać jakichś wyborów, żeby im pracował przy graniu także mózg, a nie tylko palce. Ale nie, tutaj wszystkiego jest za mało, a na dodatek to wszystko odblokowuje się wraz z poziomami, z wrogów zaś wypada tylko złoto i kolorowe kulki leczące lub dające energię. Taki schemat działa, jasne, ale w grach nie tak liniowych i spłyconych - Sacred 3 to nie Darksiders, to nie God of War. Bastion i Transistor też zresztą nie, co już ustaliliśmy.
Sacred 3 jest to więc bardzo prosta, pozbawiona jakiejkolwiek głębi siekanka bez większego sensu, która popełnia największy możliwy grzech gry - zniechęca do dalszego grania. Głównie okropną monotonią. Po pierwszej pół godzinie zabawy zobaczymy już wszystko, co Sacred 3 ma do zaoferowania i cała reszta wątpliwej przyjemności obcowania z tym tytułem to kopiuj-wklej tego pierwszego fragmentu, tylko w nieco innym wdzianku za każdym razem. To nie wystarczy, zdecydowanie nie wystarczy. Mogło być dużo lepiej, mogło być naprawdę znośnie. Ale nie jest. Nie polecam. Przestrzegam wręcz. To nie jest takie Sacred jak dawniej. I to nie jest także dobre Sacred, czy choćby przeciętne. Skreślamy, zapominamy, idziemy dalej, bo istnieje pięćset tysięcy o wiele przyjemniejszych bezsensownych sposobów marnowania czasu. Zamiast Sacred 3 wybierzmy jeden z nich.