Nagromadzenie absurdów w opisie fabuły nie zachęcało, ale w końcu szczątkowa opowieść to tylko pretekst, by pokonywać kolejne lokacje. Nie jestem fanką roguelike, zatem uruchomienie gry po raz pierwszy wiązało się z niepewnością, czy przebrnięcie przez początkowe etapy nie okaże się zadaniem ponad siły. Tak rozpoczęła się kilkudziesięciogodzinna przygoda z niezwykle udaną produkcją autorstwa niezależnego studia Brace Yourself Games, w której przemierzamy losowo generowane lokacje i walczymy z rozmaitymi przeciwnikami w rytm muzyki.
W Crypt of the NecroDancer muzyka odgrywa bardzo istotną rolę. Każdą akcję w grze można wykonać tylko w odpowiednim momencie, wyznaczanym przez rytm. W takt muzyki poruszają się przeciwnicy, zmienia się także wzór na podłodze, a na dole ekranu bije serce. Z łatwością można zatem wyczuć, kiedy możemy się poruszyć lub uderzyć przeciwnika.
Rozgrywkę zaczęłam od myśli - jak się atakuje? Przyzwyczajona do systemów walki z innych gier, przez jakiś czas zastanawiałam się, które przyciski odpowiadają za użycie broni. Szybko przekonałam się, że nie ma osobnego przycisku ataku - bohaterka sama wie, kiedy powinna uderzyć, kiedy kopać, a kiedy po prostu przeskoczyć na sąsiednie pole. Do sterowania wystarczają zatem tylko 4 przyciski na klawiaturze bądź padzie - lub mata do tańczenia.
Początkowo gra wydawała mi się bardzo trudna - nie mając pojęcia, jak zachowują poszczególni wrogowie, musiałam zginąć wiele razy, by zapamiętać, kiedy mogę uderzyć przeciwnika, a kiedy lepiej się odsunąć. Na początku nie miałam też możliwości wykupienia za złoto wielu ulepszeń od handlarza znajdującego się na każdym poziomie. Najpierw trzeba było odnaleźć i uwolnić NPC-ów, a następnie zdobyć diamenty, by odblokować za nie przedmioty, jakie później mogą trafić się w skrzynkach lub w sklepie.
Kiedy już wydawało mi się, że zaczynam sobie radzić, przechodziłam do kolejnego etapu, oczywiście, trudniejszego - silniejsi wrogowie, nowi przeciwnicy, nowi NPC do uwolnienia i kolejne diamenty do odnalezienia. Gdy po kilku godzinach rozgrywki udało mi się odblokować drugą strefę, poczułam się jak bogini - ha, dałam radę!
Druga strefa powitała mnie jeszcze większym wyzwaniem. Kiedy dobrnęłam do trzeciej, nie miałam bladego pojęcia, co dzieje się na ekranie. Nowi wrogowie atakujący ze wszystkich stron, a do tego niebieski smok przebijający się przez ścianę - to musiało oznaczać rychły zgon i rozpoczynanie etapu od nowa. Co prawda z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, ale łatwo popełnić błąd, gdy dzieje się za dużo naraz. Aktualnie, wiedząc czego mogę się spodziewać i jak zachowywać się podczas walki, radzę już sobie całkiem nieźle. Muszę przyznać, że odkrywanie schematu atakowania poszczególnych przeciwników było ciekawym doświadczeniem, a dotarcie do końca strefy trzeciej (w finalnej wersji będzie więcej poziomów) i pokonanie ostatniego bossa sprawiło dziką satysfakcję.
Wszystkie strefy da się przejść w zaledwie kilka minut, ale nie oczekujcie, że po godzinie gry będziecie mieli wszystko w jednym palcu. Każdy etap musiałam pokonać wiele razy, by zebrać diamenty i wykupić ulepszenia bądź możliwość trenowania walki z końcowymi bossami. Musiałam też przekonać się sama, jak działają poszczególne rodzaje broni i jakie bonusy zapewniają rozmaite pierścienie/buty/zbroje, których kapliczek warto użyć, a które lepiej zostawić w spokoju - w grze próżno szukać szczegółowych wyjaśnień, do czego służą znajdywane przedmioty (do tej pory nie odkryłam, co robią niektóre z nich). Po kilkunastu godzinach udało mi się odblokować wszystko, co było do odblokowania w wersji alfa - ale nie oznaczało to końca zabawy. Opanowawszy podstawy, mogłam spróbować swych sił w kolejnym wyzwaniu - trybie hardcore.
W trybie hardcore zadanie polega na przejściu wszystkich stref za jednym zamachem. Mamy tu tylko jedną szansę (inaczej musimy zaczynać od początku), a dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że mamy znacznie mniej punktów zdrowia niż podczas normalnej rozgrywki. Nie działają ulepszenia z lobby, co oznacza, że ze skrzynek możemy wylosować wszystko, nawet jeśli nie odblokowaliśmy przedmiotów za diamenty. Ogółem, nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać - już po dotarciu do strefy drugiej powinniśmy mieć jako takie wyposażenie, a w strefie trzeciej całkiem przyzwoity zestaw. Oczywiście, czasem jest łatwiej, czasem trudniej, w zależności od wylosowanych przedmiotów. Mając długi miecz z tytanu i pierścień wojny większość przeciwników możemy zabić jednym uderzeniem, nie pozwalając im się do nas zbliżyć (nie licząc bossów i minibossów). Zbroja może znacznie zredukować obrażenia, a dzięki różnym rodzajom jedzenia możemy odzyskać utracone punkty zdrowia.
W tym trybie sztuka nie polega jednak wyłącznie na ukończeniu wszystkich etapów. Trzeba zrobić to z klasą, czyli albo ukończyć je jak najszybciej, albo zebrać jak największą ilość złota i trafić na szczyt tablicy najlepszych wyników. Jeśli poruszamy się, kopiemy lub atakujemy w rytmie muzyki, zwiększa się mnożnik złota wypadającego z przeciwników. Wystarczy jednak przystanąć, czekając aż wróg podejdzie, spróbować wykopać kamień, który jest za twardy lub zostać trafionym, by zresetować mnożnik. Jeśli w trakcie zwiedzania lochu zdecydujemy się skorzystać ze sklepu, końcowy wynik będzie mniejszy. Z drugiej strony, bez zakupów dotarcie dalej może być znacznie trudniejsze - choć wcale nie musi, gdyż ze skrzynek też może nam wypaść sporo użytecznych rzeczy, a nawet jeśli nie wypadnie to, czego byśmy chcieli, nigdy nie znajdziemy się w sytuacji beznadziejnej. Można zwyciężyć dysponując nawet najsłabszym wyposażeniem.
Tryb hardcore dzieli się na trzy odmiany. Zwykły, w którym próbujemy przechodzić losowo wygenerowane podziemia, Daily Challenge (jedna próba na 24 godziny, wszyscy gracze na całym świecie otrzymują dokładnie taki sam loch) oraz Hardcore Seeded (wpisujemy jakiś ciąg znaków, na bazie którego zostaną wygenerowane lokacje). Jeśli w skrzynkach lub u kupca nie znajdziemy nic ciekawego, możemy próbować wpisać inny ciąg aż trafimy na loch, który przypadnie nam do gustu i gdzie będziemy mogli trenować przed kolejnymi wyzwaniami. A kiedy zmęczeni walką postanowimy odrobinę się zrelaksować, możemy wejść w tryb Dance Pad, w którym przeciwników jest mniej i startujemy z pewnymi ulepszeniami. W Crypt of the NecroDancer można zagrać także w lokalnym trybie współpracy, zatem jest to idealna propozycja na wspólną zabawę ze znajomym przy jednym komputerze.
E, to nie dla mnie, ja nie mam wyczucia rytmu! - jeśli pomyśleliście, że gra nie jest adresowana do was, bez obaw - w Crypt of the NecroDancer dostępne są rozmaite postacie, mające zupełnie inne cechy. Przykładowo, dostępny od samego początku Bard został zaprojektowany z myślą o osobach, które wolą swobodnie się przemieszczać, nie bacząc na rytm muzyki. Wrogowie poruszają się dokładnie w tym samym momencie, kiedy gracz wykona swój ruch. Granie jako Bard ma zatem swoje wady - nie możemy poczekać, aż przeciwnik podejdzie, musimy kombinować, jak się do niego zbliżyć, by nie dać się trafić.
Ukończenie trybu hardcore również pozwala na odblokowanie kolejnych, dodatkowych bohaterów, co wiąże się z nowymi wyzwaniami i jeszcze większym poziomem trudności. Jedną z postaci otrzymywanych w ten sposób jest Aria, która ginie od jednego ciosu, posługuje się wyłącznie sztyletem, czyli najgorszym rodzajem broni, a dodatkowo nie może pod żadnym pozorem zgubić rytmu. Jeśli lubicie ekstremalne wyzwania, to jest to postać idealna.
Choć Crypt of the NecroDancer nie miało jeszcze swojej premiery, zostało wyróżnione m.in. na Tokyo Game Show 2013 i IndieCade West 2013. Podczas tegorocznych imprez Independent Games Festival i Game Developers Conference zdobyło wiele nominacji. Zwyciężyło także w kategorii najlepszy dźwięk na Brazil Independent Game Festival 2014.
Za utwory w grze odpowiada Danny Baranowsky, który spisał się doskonale - raczej nie przepadam za muzyką elektroniczną, ale tu sprawdza się ona idealnie. Nawet po wyłączeniu gry słuchałam jeszcze długo soundtracku (ale musiałam przestać na czas pisania recenzji, by nie kusiło do wystukiwania kolejnych liter w wyznaczonym rytmie). Gdyby z jakiegoś powodu utwory nie przypadły wam do gustu, możecie skorzystać z własnej biblioteki .mp3 i bawić się przy dźwiękach swych ulubionych kawałków.
Po 40 godzinach spędzonych w Crypt of the NecroDancer nadal czuję niedosyt. Przede wszystkim ciekawi mnie czwarta strefa i walka z tytułowym NecroDancerem o jeszcze bijące serce Cadence. Chciałabym też dowiedzieć się, co kryje się za czterema zamkniętymi jeszcze drzwiami w lobby - mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej poziomów, jeszcze więcej świetnej muzyki. Gdybym miała oceniać grę już teraz, wystawiłabym jej solidne 9,5/10, bo choć dostępna w Early Access, oferuje wiele godzin świetnej zabawy i wciąga jak bagno. Wracam zatem do treningu w trybie hardcore. Być może kiedyś uda mi się ukończyć Arią choćby pierwszą strefę.