Trzecia konsola Microsoftu trafiła na pierwsze rynki w listopadzie zeszłego roku. Sprawdżmy, co w tym czasie zagrało, co nie zagrało i poszukajmy pomysłów na rozwiązanie trapiących Xboksa One problemów.
Trzecia konsola Microsoftu trafiła na pierwsze rynki w listopadzie zeszłego roku. Sprawdżmy, co w tym czasie zagrało, co nie zagrało i poszukajmy pomysłów na rozwiązanie trapiących Xboksa One problemów.
Nasz wczorajszy artykuł pokazał, że Microsoft potrafił (w zawoalowany sposób) przyznać się do błędów i za sprawą diametralnej zmiany polityki na kilku frontach uczynić Xboksa One konsolą, jakiej pragną klienci, a nie oficjele koncernu. To z jednej strony postawa godna docenienia (podziw to ciut za duże słowo, bo to przecież Microsoft ma się starać o nasze pieniądze), z drugiej budząca jednak pewne obawy - bo co, jeśli Microsoft raz jeszcze zaliczy światopoglądowy obrót o 180 stopni, tym razem już po fakcie zakupu konsoli?
Jasne, to najbardziej ponury ze scenariuszy, a konsumenci nie raz pokazali już, że nie pozwolą na bezczelne dmuchanie sobie w kaszę. Faktem pozostaje jednak, że doceniamy spójność czy konsekwencje i chętniej głosujemy portfelami na marki zaufane, nie zmieniające postawy wraz z mocniejszymi podmuchami wiatru.
Wygląda jednak na to, że Microsoft odrobił lekcję i zmazał znaczną część wizerunkowej plamy, odzyskując nadwątlone zaufanie klientów. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że w ciągu doby od lądowania pierwszego Xboksa One na sklepowych półkach, system znalazł ponad milion nowych domów? To rekord dywizji Xboksa, która wcześniej wysyłała w świat dwie konsolę. Rekord tym bardziej imponujący, że ledwie pół roku przed premierą trudno było znaleźć w internecie jakąkolwiek pozytywną wzmiankę o Xboksie One czy klienta deklarującego niepohamowaną żądzę kupna konsoli.
Podczas pierwszego pokazu Xboksa One w maju zeszłego roku Microsoft popełnił grzech niemalże niewybaczalny: zapomniał, że Xbox One to przede wszystkim konsola. Najeżona literkami T i V konferencja przeszła już do legendy jako najbardziej oderwany od rzeczywistości pokaz sprzętu do grania multimedialnego centrum rozrywki, które przy okazji odpala te - jak im tam - gry telewizyjne. Oburzenie growej braci nie zrobiło początkowo na koncernie większego wrażenia, bo pierwsza telewizyjna reklama Xboksa One w Ameryce Północnej prezentowała się następująco.
jna
No właśnie.
Zupełnie inne podejście prezentowała od samego początku promująca PlayStation 4 konkurencja z Sony. Czwarta generacja PlayStation to sprzęt przede wszystkim do grania i choć oczywiście nie odżegnuje się od społecznościowych czy multimedialnych bajerów to nigdy nie stawia ich na pierwszym miejscu. Microsoftowi zajęło chwilę dostrzeżenie, że klienci zainteresowani kupnem konsoli wolą podejście kolegów po fachu z Kraju Kwitnącej Wiśni, ale na szczęście zmiana w dyskursie producenta Xboksa jest widoczna od dłuższego czasu, a jej kulminacją były dwie najważniejsze tegoroczne imprezy branżowe - E3 i Gamescom - gdzie wykrzykiwane ze sceny "TV, TV, TV!" zastąpiło "gry, gry, gry!". Złośliwi mogą powiedzieć, że póki co nie są to gry namacalne, ale nie zapominajmy, że wyścig konsol to nie sprint, a maraton. Na dostarczenie obiecanych doznań dla graczy zostało jeszcze sporo czasu. Ale skoro już przy grach jesteśmy.
Wszystko jest oczywiście kwestią gustu, ale patrząc na listy tytułów startowych obu konsol obecnej już generacji, trudno dojść do wniosku innego niż: Microsoft bardziej się przyłożył. Były graficzne fajerwerki połączone przy okazji ze sprawdzoną marką w postaci Forza Motorsport 5, była nowa - co prawda daleka od ideału, ale zawieszająca wysoko graficzną poprzeczkę - marka w postaci Ryse: Son of Rome, była też porządna gra z lubianej przez graczy serii, czyli Dead Rising 3. W skrócie: było w co grać w myśl zasady "dla każdego coś miłego", a mówimy przecież tylko o tytułach przygotowanych "na wyłączność Xboksa One". Niestety wyłączność jedynie w cudzysłowie, bo szybko na światło dzienne wyszły odwieczne problemy Microsoftu z myleniem pojęcia "exclusive konsolowy" z "exclusive w pełnym tego słowa znaczeniu". Zarówno rzymska rozróba Cryteka, jak i draka z zombiakami Capcomu skierowały swoje kroki także w stronę komputerów osobistych.
Takie informacje na zachęcają do wyłożenia niemałych przecież pieniędzy na nową konsolę. Sytuacji nie poprawia także rzut oka na dotychczasowy przebieg roku 2014 pod względem premier. Najważniejsza gra pierwszej połowy roku Xboksa One, czyli Titanfall to wielki sukces, ale i gra dostępna ponadto na innym sprzęcie (a nawet dwóch). Nie jest zatem póki co kolorowo, a sytuację ratują jedynie wydawcy z zewnątrz.
Kilka lat temu zalew gorących gier przyniósłby pierwszy okres świąteczny dla zadomowionych już konsol, czyli moment uważany w annałach gier wideo za kluczowy dla sukcesu sprzętu. Innymi słowy: tegoroczna końcówka roku. Ale czasy się pozmieniały. Niesłychanie długi żywot poprzedniej generacji konsol, zmiana w podejściu do gier na wyłączność z metody ilościowej na jakościową oraz wyjątkowo dotkliwa w tym roku fala poślizgów sprawiły, że choć godnych znalezienia pod choinką gier na pewno nie zabraknie, to niewiele z nich będzie grami dostępnymi tylko i wyłącznie na jednym sprzęcie. Wśród niedostępnych poza sprzętami Microsoftu gier warto wymienić pierwszą tworzoną z myślą tylko o Xboksie produkcję byłych zauszników Sony z Insomniac, Sunset Overdrive oraz wyczekiwaną przez fanów motoryzacji Forzę Horizon 2. Ta druga ma jednak tę bolączkę, że znalazła się w międzygeneracyjnym rozkroku pomiędzy Xboksem One a Xboksem 360. Miło, że Microsoft stara się nie zapominać o posiadaczach starszego sprzętu, ale trudno pozbyć się wrażenia, że Forza Horizon 2 tworzona wyłącznie na młodszą z siostrzyczek byłaby grą nie tylko bardziej zaawansowaną graficznie, ale i mocniejszym impulsem do inwestycji w nowy sprzęt. Podobne odczucia budzi zresztą także los Titanfalla.
Znakiem zmieniających się czasów jest rosnące znaczenie nie gier na wyłączność, a niedostępnej nigdzie indziej zawartości. A w tej generacji Microsoft zacieśnił więzy z jednym z najsilniejszych graczy mogących zrobić kolokwialną "różnicę" oferowanymi posiadaczom Xboksów łakociami. Mimo zapewnień o "platformowym agnostycyźmie" Electronic Arts trzyma się znacznie bliżej z Microsoftem niż z Sony, co niesie szereg wymiernych korzyści. Wystarczy wymienić w tym miejscu chociażby konsolową wyłączność na Titanfalla, niedostępny poza Xboksami tryb Ultimate Team Legends w grach z serii FIFA czy zapowiedzianą niedawno usługę EA Access, która otworzy swe - być może rewolucyjne podwoje - przed grającymi na Xboksach One.
Pamiętacie pierwsze zapewnienia Microsoftu, że Kinect to integralna część systemu Xboksa One i konsola nie może bez niej zadziałać. Tsunami krytyki szybko pozwoliło te słowa odszczekać, ale w jednej kwestii Mattrick, a potem Spencer i spółka pozostawali nieugięci - nie zamierzali sprzedawać konsoli bez sensora w pudełku. To zła decyzja, bo pozwoliła Sony zagrać najsilniejsza ze wszystkich kart, kartą znacznie niższej ceny. Upór czy też głupia duma Microsoftu sprowadziły na Xboksa One sporo kłopotów, z których najważniejszy to okazja do dokładnego przyjrzenia się plecom konkurencji. Growa dywizja koncernu ocknęła się ze swoich urojeń, w których mogła pozwolić sobie na sprzedawanie konsoli droższej niż konkurencja w maju tego roku, a pierwsze konsole bez Kinecta w kartonie - w ramach, jak tłumaczył Microsoft: "dawania graczom wyboru" - zaczęły trafiać do sklepów już w czerwcu. Efekt? Kilkukrotnie lepsza sprzedaż konsoli niż w miesiącach czerwiec poprzedzających. Bo gracze lubią wybór, ale jeszcze bardziej lubią niskie ceny.
Świetnym (choć raz jeszcze niezbyt konsekwentnym) posunięciem była także zmiana sposobu, w jaki Microsoft mówi o Kinekcie. Sensor został zdegradowany z kluczowego elementu ekosystemu zaledwie do miana akcesorium. I nic w tym złego, bo nikt tak naprawdę nie kupuje Xboksa One dla Kinecta, a teza o nieodzowności jest trudna do obronienia w sytuacji, gdy ten w zasadzie nie dostaje gier.
Opłacanie abonamentu za granie po sieci stało się w tej generacji standardem za sprawą pójścia Sony w ślady Microsoftu z usługą PlayStation Plus. W sytuacji, w której obie strony oferują z grubsza identyczne usługi w podobnej cenie Microsoft musiał wykonać pewne kroki w stronę graczy. Pierwszym strzałem w dziesiątkę było zniesienie uiszczania myta za korzystanie z okołogrowych aplikacji jak Netflix, drugim okazało się dotrzymanie obietnicy rozwijania inicjatywy Games with Gold, w ramach której abonenci mogą liczyć na comiesięczne dostawy świeżych produkcji do ogrania. Rozdawnictwo nabiera dopiero rozpędu na Xboksie One (grą września jest stosunkowo ciepłe Super T.I.M.E. Force), ale kwestią czasu jest nastanie czasów, gdy także na młodszej konsoli Microsoftu "dostaniemy" do dyspozycji tytuły klasy Hitman: Absolution czy Halo: Reach. Kolejny, pożądany krok na drodze do ocieplenia wizerunku Xbox Live? Zniesienie konieczności opłacania abonamentu do zabawy z grami F2P.
Okres od światowej do polskiej premiery Xboksa One to burzliwe niemal 10 miesięcy. Ich analiza pokazuje, że Microsoft wyprztykał się z głupich posunięć przed premierą konsoli i teraz stawia tylko na racjonalne, mające prawo bytu rozwiązania. Nie możemy oczywiście wykluczyć, że Xboksa One nie czekają inne, niespodziewane potknięcia, ale póki co bądźmy dobrej myśli. Do mety tego wyścigu jeszcze daleka droga (premiera Xboksa One na nowych rynkach to jego kolejny etap), a ostatnia dekada historii gier wideo udowodniła, że przewidzieć nie da się w tym świecie w zasadzie niczego.
12 dni z Xbox One to wspólna akcja promocyjna firmMicrosoft oraz Gram.pl.
Nie przegapcie koniecznie naszego wielkiego testu Xboksa One.