Jak z nieporęcznego balona zrobić najlepszy kontroler w dziejach, a potem jeszcze projekt usprawnić?
Jak z nieporęcznego balona zrobić najlepszy kontroler w dziejach, a potem jeszcze projekt usprawnić?
Jeśli szukalibyśmy w pierwszym Xboksie najwyraźniejszego sygnału debiutu na rynku konsol, byłby nim bez wątpienia krzyczący "nie mamy pojęcia, co robimy" kontroler. Nieporęczny, napompowany balon pasował projektem do wielkiej, brzydkiej i spartańskiej konsoli, co nie mogło oznaczać niczego dobrego dla zmuszonych do dzierżenia go graczy. Choć nigdy nie mógł zostać nazwany urodziwym lub ergonomicznym, to jednak pad na wiele sposobów przełomowy za sprawą licznych kopiowanych powszechnie rozwiązań,
To on wprowadził na salony spusty na grzbiecie pada, bez których nie może się obecnie obejść żaden szanujący się pad. Przedstawił także światu nowy sposób na umieszczanie gałek analogowych, udowadniając, że ułożenie ich w jednej linii nie zawsze jest rozwiązaniem trafionym. Jeden z jego smaczków docenił natomiast każdy, komu zdarzyło się zbierać konsolę z podłogi po zahaczeniu o kabel kontrolera przez siebie samego/któregoś z domowników/psa. Kabel "Grubasa" do Xboksa wyposażono bowiem w przejściówkę, która w kryzysowej sytuacji po prostu się odpinała, ratując sprzęt przed uderzeniem w podłogę. Z korzyścią dla podłogi właśnie, bo taka krowa jak pierwsza konsola Microsoftu stwarzała ryzyko zniszczenia paneli lub wpadnięcia przez sufit do sąsiadów piętro niżej.
Gracze nie polubili "Balona", więc już po roku od premiery Xboksa Microsoft zaczął pakować do kartonu nowy kawałek plastiku po gruntownym liftingu. Kuracja odchudzająca uczyniła cuda. Zobaczcie sami.
Kontrolerowi "S" daleko było jednak do ideału. Był odrobinę zbyt kanciasty i potrafił stwarzać wrażenie tandetnie wykonanego, lecz pokazywał, że Microsoft potrafi uczyć się na błędach. Kilka lat później przekonaliśmy się, że obrana wówczas droga prowadziła do growego El Dorado.
Xbox 360 dostał bowiem niepostrzeżenie pada przez wielu uważanego za szczytowe osiągnięcie wśród trzymanych w dłoniach kawałków plastiku. I trudno tej grupie nie przyznać racji. Parę rzeczy poszło pod nóż - chociażby kabel, bo to przecież Xbox 360 uczynił z bezprzewodowych padów standard, oraz przyciski "biały" i "czarny". Kilka dodano: na przykład bumpery na grzbiecie. Kontroler był doskonale wyprofilowany, odpowiednio masywny oraz ciężki, wykonany ze świetnego materiału i nafaszerowany doskonałym przyciskami. Najlepsze są wśród z nich idealnie leżące pod palcami, bajecznie reagujące na nacisk spusty. Minusy? Dwa. Zaledwie taki sobie krzyżak (z czasem dopracowywany w nowszych modelach) oraz konieczność dokupowania baterii lub oficjalnych (drogich) akumulatorków.
Przy okazji Xboksa One Microsoft stanął zatem przed trudnym zadaniem dopracowania ideału. I - o dziwo - mu podołał. Inżynierowie projektującego system zespołu chwalą się, że przygotowali ponad 2000 prototypów nowego pada, a wyścig na linię produkcyjną wygrał najlepszy z nich. Wśród zmian względem poprzednika warto wymienić:
Microsoft dał także kontrolerom niezły wycisk, by mieć pewność, że każdy z nich wytrzyma trzy miliony wciśnięć guzików. Ta liczba przekłada się na jakieś 10 lat przeciętnego użytkowania pada. Microsoft testował prototypy przy pomocy robotów naciskających guzik 4-5 razy w ciągu sekundy. Podobnym obciążeniom poddane zostały także gałki analogowe. Kontrolery były nawet zrzucane z różnych wysokości, by wyłapać słabe punkty konstrukcji i odpowiednio je wzmocnić.
Cieszą mnie te zapewnienia. Nie wiem czy to jakieś fatum, czy powszechne problemy, ale nie mam po drodze z padami od Microsoftu. Od razu zaznaczę, że o wszystkie dbałem i nie rzucałem nimi w nerwach. Na pierwszym Xboksie zaliczyłem trzy sztuki (te mniejsze). We wszystkich psuło się to samo - łączenie kabla z kontrolerem. Na Xboksie 360 żywota dokonał niedawno drugi, nieestetycznie obwiązany gumką kontroler. W obu problem sprawiło to samo - plastikowe pudełeczko na baterie. Ale żeby nie było, że tylko marudzę. Serwis nie robił problemu (serwis Xboksa 360, przy pierwszej konsoli można było o nim pomarzyć). Po jednym telefonie wysłano nowego pada, nie prosząc nawet o zwrot starego. Z tego, co wiem zerwano już jednak z tą praktyką. Niektórzy nadużyli ponoć zaufania MS. Cóż.
Ach, zapomniałbym. Pada wysłano zwykłym listem, luzem, bez blistera, w papierowej kopercie. Takiej bez bąbelków. To się nazywa wiara w Pocztę Polską.
Liczę, że tym razem obejdzie się bez podobnych przygód, czego sobie i Wam życzę. Niech długich, wygodnych godzin z padem od Xboksa One w dłoniach nie popsują żadne zdarzenia losowe oraz wspomnienia nie do końca spełnionego przodka.
12 dni z Xbox One to wspólna akcja promocyjna firm Microsoft oraz Gram.pl.
Nie przegapcie koniecznie naszego wielkiego testu Xboksa One.