Po rocznej ekskluzywności dla Xboksa One Dead Rising 3 trafiło na pecety. Sprawdzamy, czy gra bawi tak samo dobrze jak na konsoli i czy nadal jej domeną jest zabójczy humor.
Po rocznej ekskluzywności dla Xboksa One Dead Rising 3 trafiło na pecety. Sprawdzamy, czy gra bawi tak samo dobrze jak na konsoli i czy nadal jej domeną jest zabójczy humor.
Jak to zwykle bywa, nowa część Dead Rising to nowy bohater oraz okolica. Tym razem wcielamy się w mechanika samochodowego Nicka Ramosa. Trzeba przyznać, że jest to postać pozbawiona życiowego szczęścia (bo jak inaczej nazwać fakt utknięcie w naszpikowanym zombie mieście (!), które nade wszystko ma zostać niedługo zbombardowane), jak i głębszego charakteru. Nick choć jest waleczny jak lew i sprawnie posługuje się wieloma brońmi (w tym damską torebką i patelnią), nie posiadł trudnej sztuki negocjacji werbalnych, przez co wyrażenie swojego zdania przychodzi mu z większą trudnością. Odbija się to na graczu, który przez większość czasu jak pomocnik kucharza lata po mieście wypełniając zlecone mu zadania i niczym stażysta w korporacji ciągle spełnia cudze zachcianki. I choć zadania są równie trudne jak parzenie kawy, wcielając się w skórę Nicka można mieć czasem do niego pretensje, że nie potrafi pewnych spraw załatwić po męsku. Pretensje można mieć także do twórców, że w Dead Rising 3 brakuje momentów, w których moglibyśmy podjąć jakiś wybór. Nie mówię już o dylematach moralnych czy decyzjach z poważnymi konsekwencjami, ale choćby namiastce sytuacji, w których w naszych rękach spoczywałaby ważna decyzja.
Zamiast tego spoczywa w nich broń. Mnóstwo broni. Capcom jak zwykle stanął na wysokości zadania i przygotował dla nas multum narzędzi do eksterminacji przeciwników. Są tu deski, kije bejsbolowe, noże, maczety, siekiery, pistolety, karabiny, stołki, damskie torebki, talerze, pojemniki z benzyną, granaty, maskotki, kusze i dziesiątki innych przedmiotów. Część z nich do zabijania zombie nadaje się lepiej, część słabiej. Inaczej przeciwników tniemy na kawałki, gdy odpadają im odcięte części zgniłego ciała, inaczej masakrujemy młotem. Całość nie jest tak soczysta jakby mogła, a i po kilku godzinach powszednieje, szczególnie bez lepszych broni, ale nie jest źle, a system walki trzyma odpowiedni poziom. Szczególnie, gdy wykonujemy ruchy specjalne, którymi gra nagradza nas za wyjątkową efektywność na polu walki.
Nick to mechanik, a więc zna się także na samochodach. Nic więc dziwnego, że modyfikować możemy także i je. Łączymy osobówki z sedanami, motocykle sportowe z chopperami, drogowe walce z vanami, a wychodzą z tego prawdziwe maszyny do mielenia zombie, ale także przydatne środki transportu. Los Perdidos nie jest wielkim miastem, ale składa się z czterech dzielnic, których pokonanie na pieszo przebijając się przez morze zombie byłoby nie lada wyzwaniem. I tak jak twórcy Wiedźmina 3 obiecują, że w ich grze w każdym momencie będziemy mieli na horyzoncie widok na coś ciekawego, do czego chcielibyśmy się dostać, tak podobnie jest i w Dead Rising 3. Salon z luksusowymi samochodami, klub ze striptizem, sklep z bronią - momentami ciężko wybrać do którego z miejsc udać się najpierw. Przejechanie z jednego końca mapy do drugiego nie trwa długo, ale zwiedzenie całości choćby jednej z dzielnic i poznanie jej zakamarków i wszystkich budynków wraz z ich sekretami to już zabawa na wiele godzin.
A czasu nie ma sporo, bo jak to zwykle w Dead Rising bywa - trzeba się spieszyć. Na Los Perdidos w ciągu pięciu dni od startu gry ma spaść bomba, która pozbawi życia wszystkie istoty, także te, które już go w sobie nie posiadają. A tu trzeba zabić kilka tysięcy zombie, pomóc ocalałym, rozprawić się z gangiem i wykonać masę innych czynności. Fabuła w grze nie jest porywająca, także misje czym dalej, tym bardziej powszednieją, podobnie jak i zabijanie zombie, nic więc dziwnego, że z czasem spada i grywalność, a rozgrywka trochę traci swój impet. Twórcy próbują rekompensować to zwrotami w scenariuszu, ale nie zawsze wychodzi im to jak trzeba. Gra się lepiej, gdy nie jesteśmy sami, a tryby kooperacyjne są dla Dead Rising 3 różnorodne i zaprojektowane z głową. Dodatkowo, jeśli mamy na to ochotę, bawić można się także w trybie "koszmaru", w którym zombie są jeszcze straszniejsze, a czasu na ucieczkę jest znacznie mniej.
Twórców zganić można za nienajlepszy system sterowania postacią - myszka i klawiatura spisują się przeciętnie, a i gamepad jest czasem wyjątkowo upierdliwy, gdy z pośród wielu leżących na podłodze rzeczy próbujemy wybrać tą jedną, konkretną, którą mamy na myśli. Nie wszystko zostało także dobrze przemyślane - jeżeli mamy pełen ekwipunek, to nawet podnosząc jedzenie w oczywistym celu jego natychmiastowego skonsumowania, by zregenerować życie, automatycznie upuszcza się trzymana przez nas rzecz. Najczęściej trafia więc na tę broń, którą akurat używamy, a to bywa frustrujące. Ale to jeszcze nic, bo pecetowa wersja gry ma większe problemy. Część osób skarży się na crashe do pulpitu, choć na szczęście deweloperzy na forum dokładnie tłumaczą co zrobić w takim przypadku, a i nam udało się ich uniknąć. Niestety, o części problemów pisaliśmy jeszcze w grudniu, recenzując Xboksową wersję gry, ale Capcom nie rozprawił się z nimi aż do dziś. Mowa tu o przenikających się obiektach, zbyt późno dorysowujących się teksturach czy klatkujących zombie. Wersja techniczna gry to nie tylko wady, silnik fizyczny działa dobrze, a widok setek zombie stłoczonych obok siebie robi prawdziwe wrażenie, ale nie wszystko twórcom udało się tak, jak planowali.
Strona graficzna jest bardzo dobra, ale gdzieś w tym wszystkim czuć, że Dead Rising 3 zaczynało życie jako projekt na Xboksa 360. Gdzieniegdzie brakuje tu bardziej szczegółowych tekstur. Pochwalić można za to grę światłocienia, gdy oświetlamy zaciemnione pomieszczenia trzymaną w ręce latarką, czy animacje walki, w tym ataków specjalnych, które wykonano z odpowiednią starannością. Ponadto mimo, że Dead Rising 3 to nowa generacja jedynie na pół gwizdka, silnik produkcji i tak potrafi nie domagać. Odpalenie jej z najwyższymi detalami to opcja tylko dla
najpotężniejszych pecetów, a i na nich pewnie zdarzać będą się spadki animacji.
Jeżeli siekanie tysięcy zombie w dotychczasowych Dead Rising uważaliście za zabawne, pewnie i Dead Rising 3 przypadnie Wam do gustu. Znajdziecie tu kilkanaście godzin dobrej zabawy, garstkę technicznych problemów, więcej zombie niż dacie radę ubić i więcej broni niż potrzeba, a na deser pełno misji pobocznych i cztery DLC. Jednym słowem, opłaca się, choć nie można doszukiwać się tu żadnego przełomu ani prawdziwie nowej generacji.