Pecetowcy nie mają łatwo, jeśli chodzi o gry sportowe. Od kilku ładnych lat albo są pomijani zupełnie (choćby seria Fight Night czy różne gry spod znaku UFC), albo dostają produkt niepełnoprawny. Ten drugi przypadek miał miejsce w przypadku FIF-y. Najpierw musieliśmy długo czekać, by w ogóle dostać wersję konsolową. A w zeszłym roku okazało się, że wersja na Xboksa One i Playstation 4 jest dla graczy komputerowych nieosiągalna.
Tym bardziej wersja demonstracyjna gry FIFA 15 była dla mnie ciekawostką właśnie pod tym względem. Wiem, że w informacjach prasowych literki PC pojawiały się w jednym szeregu obok konsol najnowszej generacji, ale jak niewierny Tomasz - nie zobaczę, nie uwierzę. Wychodzi jednak na to, że mamy się z czego cieszyć.
Jako że nowy silnik Ignite, dziecko EA napędzające teraz sporą część ich gier sportowych, trafia na komputery osobiste dopiero w tym roku, to skok jakościowy względem wersji z 14 w tytule jest ogromny. Graficznie i pod względem animacji jesteśmy na zupełnie innym poziomie. W końcu powtórki, zbliżenia czy przerywniki w grze ogląda się z przyjemnością, bo ich szczegółowość i jakość robi wrażenie. Z drugiej strony, po kilkugodzinnym kontakcie z demem (a jestem przekonany, że będzie podobnie z pełną wersją gry) bardziej liczy się rozgrywka i ciągłe przewijanie animacji pojawiających się podczas każdej boiskowej przerwy w grze zaczyna irytować. Mam szczerą nadzieję, że będzie można ograniczyć to w opcjach gry.
Pod względem rozgrywki zmiany nie są już aż tak kolosalne. Każdy miłośnik FIF-y 14 odnajdzie się tu bez większego problemu. Usprawnienia są bardziej niuansami. Kontrola nad piłką faktycznie jest sprawniejsza, choć najbardziej widać to u tuzów pokroju Messiego. Różnice podczas fizycznych starć dwóch zawodników różnią się głównie kilkoma dodatkowymi animacjami. Na tym tle świetnie wygląda zapowiadana rewolucja w zachowaniu bramkarza, bo gołym okiem widoczny jest rozszerzony wachlarz ruchów zawodników na tej pozycji. Niektóre parady faktycznie wyglądają na instynktowne i przyjemnie zmierzyć się z bramkarzem, którego ruchów nie mamy dokładnie zanalizowanych w głowie od kilku edycji.
Duże wrażenie zrobiły na mnie także mecze Premiership (do wyboru jedna z trzech angielskich drużyn: Chelsea, Liverpool i Manchester City), które faktycznie są jak żywcem wyjęte z telewizora. Stadiony wyglądają jak powinny, fani w końcu prezentują się ciekawie, choć wiadomo, że lepiej im się bliżej nie przyglądać. A całość daje wrażenie uczestnictwa w wyjątkowym spektaklu. Szczególnie po strzelonej bramce, kiedy sprytny efekt sprawia, że mamy wrażenie jakby wszystkie trybuny wybuchały niekontrolowaną radością. Brakowało mi natomiast tych zapowiadanych emocji u piłkarzy. Gdzieś, co jakiś czas ktoś zamachał rękoma, ale nie odniosłem wrażenia, jakbym oglądał jakieś wyjątkowo dramatyczne wydarzenia. Może to kwestia tego, że w demie rozgrywamy wyłącznie mecze towarzyskie.
Jeśli wypuszczając demo, EA Sports chciało rozbudzić nadzieje pecetowych graczy, to misja zakończyła się sukcesem. Spędziłem przy zeszłorocznej edycji mnóstwo godzin, , bawiąc się niezmiernie dobrze. Gotów jestem przesiąść się na coś lepszego, a FIFA 15 tak właśnie wygląda.
Paweł Pochowski
Wersja demonstracyjna FIFA 15 była dla mnie pierwszym kontaktem z nową generacją piłki nożnej od EA Sports, opartej na silniku Ignite i muszę przyznać, że jestem mile zaskoczony, bo wiele z tego co mówi się o nowej FIFIE jest prawdą. Cała oprawa meczu wykonana jest w ciekawszy, bardziej interesujący dla gracza sposób, a gra stara się zwrócić naszą uwagę na emocjonalne reakcje chociażby piłkarzy siedzących na ławce, którzy oglądają całe spotkanie. EA Sports zaserwowało graczom nowe ujęcia akcji, które przypominają to, co czasem oglądamy podczas telewizyjnych relacji i to się chwali.
Sama rozgrywka także jest przyjemniejsza. Mam wrażenie, że choć piłkę odbiera się ciężej, to nasi koledzy na boisku całkiem nieźle wysuwają się na potrzebne pozycje, a strzały i podania wyprowadza się wtedy intuicyjnie. Piłka nie zawsze co prawda klei się do piłkarzy i czasem można ją zgubić, chociażby podczas zwykłego potknięcia się, ale to dodaje meczowi dramaturgii i pozytywnie wpływa na grywalność. Także bramkarze zyskali na rzeczywistości, twórcy w końcu poświęcili im odrobinę więcej uwagi opracowując nową sztuczną inteligencję i animacje, dzięki czemu nie są już sztywnymi kołkami umieszczonymi w bramce. Piłka częściej potrafi się od nich odbić, zmienić tor lotu, a następnie uderzyć w poprzeczkę lub wpaść do bramki mimo wszystko. To fajne. Zresztą dużo więcej w nowej FIFIE jest fizycznego kontaktu między zawodnikami - dawniej piłkarze potrafili wbiegać w siebie, tutaj nie ma na to miejsca, widać, że jedno ciało oddziałuje na drugie.
No i jest jeszcze strona wizualna. Całość rozgrywki wygląda bardzo dobrze, ale to szczegóły cieszyły moje oko, takie jak kępki trawy wylatujące w powietrze przy mocnym uderzeniu piłki, sposób w jaki koszulki leżą na ciele piłkarzy czy oddziaływanie piłki na siatkę w bramce po golu z mocnego uderzenia. Nie mam zielonego pojęcia czy niektóre z rzeczy o których piszę nie były już w FIFA 14 na Xbox One, ale nie ma to większego znaczenia, bo przecież wtedy konsola nie była jeszcze dostępna w naszym kraju i 90 procent graczy swoją przygodę z FIFĄ na nowym silniku rozpocznie właśnie teraz. Dla mnie, jako piłkarskiego amatora, któremu FIFA służy głównie do pojedynków z kumplami, nowa część jest dużym krokiem naprzód pod każdym względem i już teraz cieszę się, że pełna wersja gry została dołożona do mojej nowej konsoli. Zapowiada się piłkarska jesień.
Adam Berlik
FIFA 15 to pierwsza odsłona na silniku IGNITE z którą mam do czynienia, ponieważ dopiero od niedawna jestem szczęśliwym właścicielem PlayStation 4. Przesiadam się więc z FIFY 14 na PlayStation 3, która diametralnie różni się od edycji na konsolę nowej generacji. Pod względem mechaniki rozgrywki gra wydaje się kompletna. Sztuczna inteligencja stoi na zaskakująco wysokim poziomie. Mówię tu zarówno o piłkarzach z tzw. pola, jak i bramkarzach, których zachowanie zostało mocno usprawnione w stosunku do poprzedniczek. Mimo wszystko to nie sam gameplay przykuł najbardziej mową uwagę.
Byłem mocno zaskoczony widząc, ile kosmetycznych zmian i poprawek wprowadziło EA Sports w FIFA 15. Oprawa meczowa do złudzenia przypomina transmisje telewizyjną, kibicie żywiołowo reagują na to, co dzieje się na boisku, a realizator spotkania prezentuje nam mnóstwo nowych ujęć. Nie brakuje również nowych kwestii wypowiadanych przez komentatorów oraz ciekawie zrealizowanych skrótów po pierwszej połowie i całym meczu. To jednak ogólniki – znacznie ciekawsze są detale.
Wybijając piłkę z rzutu rożnego widzimy zupełnie nowe ujęcie z boku prezentujące zawodnika stojącego w narożniku boiska, by po chwili przełączyć się na kamerę zza jego pleców i zobaczyć, że chwilę wcześniej widzieliśmy ujęcie z kamery osoby stojącej tuż obok linii końcowej boiska. Mały detal, a cieszy. Tak samo jak to, że piłkarzom, którzy podnoszą ręce w geście triumfu po strzeleniu bramki, marszczy się koszulka na plecach. A gdy walczą między sobą o piłkę, kępki trawy wypadają z murawy. Jeśli golkiper popisze się paradą i uratuje nas przed stratą bramki, to zawsze któryś z jego kolegów poklepie go po plecach. Takich smaczków jest mnóstwo.
Popracowano również nad kibicami. Nie są oni już jedną wielką teksturą, ale każdy to osobna postać. Trzymają szaliki, skaczą z radości lub patrzą daleko przed siebie, gdy ich drużyna przegrywa. Szkoda tylko, że na tym etapie rozwoju serii mamy do czynienia z armią klonów. Nietrudno dostrzec kilka takich samych modeli kibiców. Pozostaje liczyć, że z czasem EA Sports jeszcze więcej pracy włoży w ich wygląd. Ale nie to jest teraz najważniejsze – najbardziej istotny jest fakt, że FIFA 15 to ewolucja i rozwój cyklu w dobrym kierunku. Demo pokazuje, że otrzymamy grę, w którą będziemy grać przez najbliższy rok.