Kiedy wprowadzasz nowości, musisz liczyć się z tym, że nie wszystko się uda. FIFA 15 tego doświadcza, choć ewolucyjne zmiany można ocenić głównie na plus.
Kiedy wprowadzasz nowości, musisz liczyć się z tym, że nie wszystko się uda. FIFA 15 tego doświadcza, choć ewolucyjne zmiany można ocenić głównie na plus.
Grywalność to dla twórców serii FIFA aspekt numer jeden, nie inaczej jest oczywiście w tegorocznej odsłonie. EA Sports stawia jednocześnie kolejny krok, a nawet kilka, w stronę realizmu, nie oddalając się jednak od nadrzędnej wartości. Kręgosłup gry pozostał niezmieniony, natomiast zmiany, które naniósł zespół EA Canada, są znaczące, a jednocześnie nie rewolucjonizują rozgrywki. Nowości da się odczuć szczególnie na pececie, gdzie po raz pierwszy FIFA zawitała w wersji unowocześnionej, na silniku nowej generacji EA Sports Ignite. Pociągnęło to za sobą co prawda znaczący wzrost wymagań sprzętowych, ale na odpowiedniej konfiguracji można cieszyć się z płynnej, a jednocześnie pięknej i unowocześnionej gry.
Jak udało się to osiągnąć? Ekipa EA Canada musiała działać wielotorowo. Przedpremierowe zapowiedzi to nie mrzonki - FIFA 15 rzeczywiście rozwija się w aspektach, na których kampanię budowali marketingowcy Electronic Arts. Największą bodaj zmianę zawdzięczamy fizyce zderzeń. Piłka nożna jest sportem kontaktowym i po najnowszej odsłonie serii FIFA wreszcie widać to jak na dłoni. Nie ma mowy o sytuacjach, w których defensor zagrodzi drogę napastnikowi, a ten po prostu położy mu rękę na ramieniu i rozpędzony minie go niczym treningową tyczkę. Każdy kontakt ma znaczenie.
Walka cielesna toczy się zresztą nie tylko w parterze, ale także w pojedynkach powietrznych. Preludium jest wywalczenie sobie jak najlepszej pozycji do wyjścia w górę - już wówczas pracują ręce, by subtelnie odepchnąć przeciwnika i wypracować sobie nad nim choćby lekką przewagę. Wygrana główka to już tylko ukoronowanie dobrego przygotowania. Wszystko to toczy się oczywiście w ekspresowym tempie, dlatego nie ma zbyt wiele czasu na podziwianie efektów swojej pracy. Jest ona jednak doskonale widoczna i w tych ułamkach sekund. To samo można zresztą powiedzieć o pogoni za zawodnikiem drużyny przeciwnej i ciągnięciem go za koszulkę. Przytrzymywany piłkarz wreszcie upada, a sędzia gwiżdże faul. Walka bark w bark to już nie tylko przepychanka ciałem - teraz pracują i ręce. Na interwencje w polu karnym trzeba uważać podwójnie, bowiem sprokurowanie rzutu karnego jest prostsze niż dotychczas. Wystarczy, że nasza interwencja będzie o ułamek sekundy spóźniona, a przeciwnik wyląduje na trawie i arbitrowi nie pozostanie nic innego, jak wskazanie na wapno.
Przeciwwagę dla nowego systemu kolizji stanowi unowocześniony drybling. Teraz to już nie tylko sztuczki techniczne połączone ze sprintem. Wciśnięcie przycisku gwarantującego zachowanie większej kontroli nad piłką faktycznie sprawia, że futbolówka nie odskakuje na określoną, zawsze tę samą odległość, ale pozostaje w naszym zasięgu nawet gdy poruszamy się szybciej od truchtu. Łatwiej jest w ten sposób lawirować między masywnymi obrońcami, którzy tylko czekają na to, by móc swą siłę fizyczną przeciwstawić finezji. Najlepsze jest to, że nie trzeba mieć do tego nadzwyczajnych umiejętności. Wystarczy wnikliwa obserwacja tego, co dzieje się na boisku i wyczekanie na odpowiedni moment.
Urealnienie gry następuje też dzięki zachowaniu samej piłki. Futbolówka częściej kozłuje, co utrudnia oddanie precyzyjnego strzału. Po odbiciu się np. od blokującego uderzenie obrońcy, a następnie od murawy, nabiera charakterystycznej rotacji i przyspiesza. Z jednej strony mamy zatem większą kontrolę, ale z drugiej EA Sports dosypało nieco przypadku. Taka mieszanka może wypaść jedynie na korzyść, a najbardziej uzdolnieni fachowcy od wirtualnego futbolu już udowadniają, że zmiany te nie są im wcale takie straszne. Najlepsi zawsze się dostosują - i to z nie byle jakim skutkiem.
Prezentacja meczu nie wprawia mnie z kolei w takie osłupienie, jakiego się spodziewałem. Owszem, grafiki z prezentacją składu przed meczem wyglądają przednio, ale już przewijanie nazwisk w pasku u dołu ekranu w trakcie spotkania bardziej przeszkadza niż ekscytuje. Podobnie jest z przerywnikami filmowymi, w których zawodnicy w sposób niewerbalny demonstrują swoje emocje. Reakcje na trybunach na wydarzenia na boisku nie sprawiają, że po plecach przechodzi dreszcz - zmiana względem ubiegłorocznej odsłony jest w tym względzie raczej kosmetyczna. Uwagę warto natomiast zwrócić na to, co dzieje się po strzelonym golu: obraz przełącza się na inną kamerę, a obraz lekko się rozmywa. Zabieg ma dodać wydarzeniom boiskowym dramaturgii, ale w moje poczucie estetyki nie trafia. Podobnie jak soundtrack, który w tym roku wydaje mi się wyjątkowo nijaki.
Dwiema najgorszymi wpadkami, jakie odnotowałem w FIFA 15, są: praca sędziów i komentarz. Arbitrzy rozdają czerwone kartki jak cukierki - wystarczy jeden nieostrożny wślizg nawet na połowie przeciwnika, by wylecieć z boiska. Przebieg meczu traci na płynności przez przerywanie akcji gwizdkiem, choć śmiało można by było zastosować przywilej korzyści. Błąd ten byłby do przełknięcia, gdyby nie zdarzało się to w sytuacjach, w których zagrożenie bramki przeciwnika jest bardzo realne.
FIFA 15 na komputerach osobistych w okresie premierowym notuje też wpadki techniczne. Serwery nie są przygotowane na taki nawał aukcji w FUT, czego można doświadczyć wieczorami w internetowej aplikacji. Grze zdarza się zawiesić - głośno zrobiło się zwłaszcza o crashach przy wyświetlaniu logo EA Sports na początkowym ekranie i wysypywaniu się do systemu w trakcie rozgrywania pierwszego meczu. Ja doświadczyłem drugiego z wymienionych problemów, a dodatkowo kilka razy FIFA 15 zawiesiła mi się podczas późniejszych spotkań - czy to w pojedynku ze sztuczną inteligencją, czy też w trybie sieciowym. Pozytywnie zaskoczyło mnie za to działanie gry online - tylko raz napotkałem na problemy z nawiązaniem połączenia z serwerami EA.