Po raz kolejny Hongkong wzywa graczy do podniesienia pięści i stanięcia do walki. Niestety, w tej samej co ostatnio sprawie.
Po raz kolejny Hongkong wzywa graczy do podniesienia pięści i stanięcia do walki. Niestety, w tej samej co ostatnio sprawie.
Dla osób, które dotąd w Sleeping Dogs nie grały, krótkie wprowadzenie - głównym bohaterem jest Wei Shen, policjant pracujący pod przykrywką. Jego zadaniem jest infiltracja chińskiej triady Sun On Yee, w tym celu dołącza do gangu kierowanego przez Winstona Chu i powoli pnie się po przestępczej drabinie. Wraz ze zdobywanym zaufaniem coraz bardziej poznaje ludzką twarz swoich kolegów, niektórzy z nich stają się jego przyjaciółmi, przez co Wei zaczyna mieć problem bo jego życie zawodowe miesza się z prywatnym. Coraz częściej przymyka oko na występki znajomych i pomaga im w ukrywaniu się przed odpowiedzialnością, sam zaczyna także dopuszczać się czynów, za które powinien zostać zamknięty w więzieniu. Z czasem nic już nie jest jasne i klarowne, a scenariusz, w którym rozmywa się to co dobre i to co złe, jest jedną z największych zalet Sleeping Dogs. Postacie, które napotykamy na swojej drodze są barwne, niejednoznaczne, zbudowane z krwi i kości, do tego fantastycznie wręcz udźwiękowione przez znanych aktorów pokroju Emmy Stone, Lucy Liu czy Kelly Hu. W rolę Weia wciela się natomiast Will Yun Lee, weteran zachodniego kina akcji, którego oglądać mogliśmy chociażby w Wolverine.
Do zalet Sleeping Dogs zaliczyć można także świat gry - Hongkong nie jest może wielkości Liberty City z GTA IV, nie wspominając już o San Andreas z GTA V, ale na pewno nie jest to miasto klaustrofobiczne. Twórcy gry przygotowali kilka różniących się od siebie dzielnic, z okalającymi cały teren autostradami oraz ulokowanymi pośrodku przylegających zatok wyspami. Ciekawych miejsc jest tu sporo - od salonów z masażem, przez restauracje, doki, wysokie wieżowce, dyskoteki aż po świątynie, jaskinie hazardu, chiński targ czy luksusowe osiedla. Wei korzysta z samochodów i motocykli i choć model sterowania nie jest najlepszy, z czasem można się do niego przyzwyczaić. Braki w modelu sterowania nadrabia za to fenomenalny system walki, wyciągnięty żywcem z chińskich filmów akcji. Wei walczy jak najlepszy karateka, korzystając z brutalnych rozwiązań. Kopniaki i ciosy przyjemnie łączy się w zróżnicowane kombinacje, często prowadzące do łamania nogi czy ręki, ciśnięcia przeciwnikiem o pobliską szybę, rozwalenia mu głowy o łazienkową umywalkę czy wprost zmasakrowania twarzy na pile tarczowej. Jest brutalnie i soczyście, a walki wykonane są na odpowiednim poziomie trudności. Z kilkuosobową grupą przeciwników łatwo przegrać, ale tylko wtedy, gdy nie jesteśmy uważni i nie korzystamy z pełni możliwości - podczas pojedynków niezwykle ważne jest odpowiednie kontrowanie ciosów oraz stosowanie bardziej zawansowanych kombinacji niż jednomiarowe wciskanie przycisku X na padzie, odpowiadającego za cios ręką. Co ważne, wraz ze zdobywanym doświadczeniem Wei staje się coraz lepszy w wielu dziedzinach, w tym także w walce - za punkty doświadczenia odblokowywane są nowe ciosy, czyniące ją jeszcze efektowniejszą.
Misji jest sporo, a część z nich wykonujemy nie tylko dla triady, ale i dla lokalnej policji. Bo choć większość czasu spędzamy w roli złego gangstera, bądź co bądź jesteśmy także policjantami. Zadania są urozmaicone - od zwykłych bijatyk czy szantażów, przez kradzieże oraz zabójstwa. Twórcy gry zadbali także o odpowiednią ilość zadań pobocznych. Możemy pomagać napotkanym na ulicy przypadkowym osobom, brać udział w nielegalnych wyścigach, obstawiać walki kogutów czy oczyszczać ulice z handlarzy narkotyków. Dzieje się sporo.Pod względem nowości w rozgrywce Sleeping Dogs: Definitive Edition do oryginalnej historii nie dodaje absolutnie nic. Twórcy nie ingerowali w jej zawartość, pozostawiając całość w oryginalnej wersji, a szkoda. Choć Sleeping Dogs było grą dobrą, w kilku miejscach wymagała szlifów, o które jednak całkowicie nie zadbano. Wersja Definitive Edition odświeża jedynie grafikę oraz daje dostęp do wszystkich wydanych do tej pory DLC. Pod względem graficznym ulepszenia widać, ale są to zmiany głównie kosmetyczne - zwiększono zasięg widzenia, dodano utrzymującą się nad ulicami mgłę, poprawiono jakość oświetlenia i tekstur odbijających się na mokrych powierzchniach. To dobrze, ale nie da się ukryć, że oprawę wizualną Sleeping Dogs nadgryzł już ząb czasu i wdać to pomimo wprowadzanych zmian. Być może w porównaniu do wersji konsolowych, Sleeping Dogs: Definitive Edition jest sporym krokiem naprzód. Ale wersja pecetowa oryginalnej gry już dwa lata temu wykonana została na wysokim poziomie, włączając w to opcjonalny pakiet tekstur w wysokiej rozdzielczości, który można było odpalić na kartach graficznych wyposażonych w przynajmniej gigabajt pamięci podręcznej. Stąd porównanie pecetowego Sleeping Dogs to next-genowego Sleeping Dogs: Definitive Edition nie wypada aż tak kolorowo. Jest lepiej, ale niewiele, a już na pewno nie jest to poziom nowej generacji konsol.
Ważniejsza nowość to dodanie do gry DLC. Łącznie jest ich aż 24, ale część z nich to małe dodatki w postaci samochodów czy ubrań. Dwa z nich zasługują jednak na kilka słów, są to bowiem nowe, poboczne kampanie. W Nightmare in North Point demony dowodzone przez Radosnego Kocura porywają dziewczynę Weia, Not Ping i przejmują kontrolę nad ludźmi. Zainfekowani mieszkańcy chodzą po całym mieście, spotykamy także potwory we własnej osobie - Jiang Shi, będące połączeniem wampirów z zombie. Aby odzyskać dziewczynę Wei wykonać musi kilka misji, które sprowadzają się do odwiedzenia lokacji znanych z podstawowej fabuły i pokonanie kilku znanych już postaci. Generalnie Nightmare in North Point sprowadza się do ciągłej walki z głupio skaczącymi duchami, po której następuje jeszcze więcej walk oraz kolejne walki. Płacić za to byłoby szkoda, ale skoro Sleeping Dogs: Definitive Edition wyposażone jest w ten dodatek od samego początku - z ciekawości można go przejść, co zajmuje raptem 1,5 godziny.
Podobnie jest z Year of the Snake Pack. Tu z kolei Wei pracujący jako "krawężnik" napotyka na członków dziwnej sekty. Wraz ze śledztwem okazuje się, że są oni dowodzeni przez człowieka, który twierdzi, że wraz z Chińskim Nowym Rokiem nastanie koniec świata, a zbawieni będą tylko ci, którzy pomogą mu w przygotowaniu z tej okazji kilku bombowych niespodzianek. Łącznie DLC składa się z 12 misji, których przejście trwa maksymalnie dwie godziny. Jest tu kilka ciekawych nowości, jak używanie policyjnej elektrycznej pałki czy możliwość aresztowania przeciwnika po uprzednim obezwładnieniu go. Podobnie jak przy poprzedniej misji, nie jest to nic mocno odkrywczego, ale skoro DLC dodane jest za darmo - grzech byłoby go nie odpalić.Ogólnie jednak Sleeping Dogs: Definitive Edition nie wypada najlepiej. Dla osób, które posiadają podstawową wersję gry zakup odświeżonej jest absolutnie nieopłacalny. Delikatnie poprawiona grafika to zbyt mało, by płacić za produkcję pełną cenę. Jeżeli jesteście ciekawi dodatków, to przecież można dokupić je do poprzedniej wersji - są one tanie, a i często dostępne na wyprzedażach. Wyposażenie się w najciekawsze na Steam, PSN czy Xbox Live to ułamek kwoty, którą trzeba zapłacić za Sleeping Dogs: Definitive Edition. Z czystym sumieniem zakup odświeżonej wersji polecić można tylko tym, którzy jeszcze nie poznali historii Weia Shena. Sleeping Dogs to nadal kawał porządnego, osadzonego w Azji sandboksu, ze świetnym system walki, dobrym scenariuszem i kilkunastoma godzinami dobrej zabawy. Ale niestety, dla mnie, jako osoby, która doskonale zna oryginalną część Definitive Edition nie wprowadza praktycznie nic nowego - a lekko odświeżona oprawa graficzna i pakiet średnich DLC to zbyt mało, by wystawić grze wyższą ocenę. Nowicjusze mogą podwyższyć ją o dwa punkty i śmiało zagłębić się w wirtualny Hongkong, ale reszcie polecam czekanie na kontynuację gry lub powrót do oryginalnej wersji, która nadal trzyma odpowiedni poziom.