Jade Raymond odchodzi z Ubisoftu. To dobry moment na podsumowanie jej dotychczasowej kariery. Kariery stosunkowo krótkiej, a już wypełnionej sukcesami.
Jade Raymond odchodzi z Ubisoftu. To dobry moment na podsumowanie jej dotychczasowej kariery. Kariery stosunkowo krótkiej, a już wypełnionej sukcesami.
Jade Raymond pierwsze kroki w zawodowej karierze stawiała w zupełnie innym miejscu niż można by podejrzewać. Jeszcze jako nastolatka brała nocne zmiany w szpitalu, gdzie była operatorem centralki. Do jej obowiązków należało przekazywanie przez głośnik komunikatów i wzywanie personelu do określonych miejsc. Studia, które podjęła na uniwersytecie McGill w Montrealu, były już znacznie bliższe temu, czemu poświęciła się w kolejnych latach - ukończyła bowiem informatykę, uzyskując stopień techniczny. Wybór tego kierunku, a potem także ścieżki zawodowej, nie był zresztą przypadkowy. Jedne z letnich wakacji spędziła u wuja, który pracował w branży gier, a w domu miał ich pokaźną kolekcję. - Często grałam przeciwko niemu i przegrywałam, byłam jednak zdeterminowana, by do czasu wyjazdu pokonać go w każdej grze. Kiedy to robiłam, doszło do mnie, że kocham gry wideo, a ktoś je przecież robi. Dlaczego nie miałabym to być ja? - wspomina Raymond w jednym z wywiadów. W innym jest bardziej dosadna: - Po spędzeniu całego lata na graniu w gry, stało się dla mnie jasne, że muszę je tworzyć.
Jej gwiazda na dobre rozbłysła w latach 2003-2004, choć przyznać trzeba, że stało się to nieco przypadkowo. Raymond była jedną z prezenterek podczas gali Game Developer Award 2003. Obecny na niej Victor Lucas, producent popularnego wówczas programu The Electric Playground, nadawanego na antenie G4TV, zaproponował jej angaż. Jade na tę propozycję przystała, choć, jak sama przyznaje, nie było to jej powołanie. - Nie czuję się dobrze w publicznych przemówieniach. Nawet w szkole nie brałam udziału w występach. Nie byłam jedną z tych osób, które myślały, że będą występowały publicznie - wspomina. Od tamtej pory jest jednak niezwykle rozpoznawalna, a jej niewątpliwy urok i fakt, że branża jest tak bardzo zdominowana przez mężczyzn, tylko jej w tym pomaga.
W 2004 roku podjęła pracę w Ubisoft Montreal. Pomimo stosunkowo krótkiego stażu w branży, władze francuskiej firmy jej zaufały, oddając do jej dyspozycji 200-osobowy zespół i dziesiątki milionów dolarów. Zasoby te miały być przeznaczone na stworzenie nowej marki. Chodzi oczywiście o Assassin's Creeda, którego producentem została właśnie Raymond. Obecnie jest to jedna z najpopularniejszych marek w przemyśle gier, trudno też wyobrazić sobie przedświąteczne okienko bez kolejnej odsłony. W kwietniu tego roku podano, że seria sprzedała się już w nakładzie 73 milionów egzemplarzy, co tylko potwierdza, że Ubisoft dokonał słusznego wyboru, obsadzając Jade Raymond w roli producentki pierwszej części. W przypadku Assassin's Creed II, które zostało przyjęte jeszcze bardziej entuzjastycznie niż premierowa odsłona, pełniła ona funkcję producent wykonawczej. Na tym jej rola w rozwoju serii się zakończyła.
Początkowo zespół współtworzyło około 40 ludzi, ale już w 2012 roku załoga Ubisoft Toronto liczyła sobie ponad 200 osób. Docelowo miało być ich jednak aż 800. Francuska firma na inwestycje związane z tym oddziałem przeznaczyła aż 500 milionów dolarów, a kolejne 263 miliony udało się pozyskać z dofinansowań publicznych na tworzenie miejsc pracy. Debiutanckim projektem Ubisoft Toronto stał się Splinter Cell: Blacklist. - Sądzę, że chcąc stworzyć lepsze studio, lepiej jest zacząć od większych projektów. One pozwalają przyciągnąć więcej doświadczonych i utalentowanych ludzi, a to z kolei na wczesnym etapie oznacza, że młodsi stażem pracownicy będą mieli zapewnioną lepszą strukturę i lepszy trening - diagnozowała Jade Raymond.
Kiedy zabiera głos, trudno posądzić ją o banał; jak wtedy, gdy apelowała o to, by przemysł gier wreszcie dojrzał, by jego produkty zmuszały ludzi do myślenia i inspirowały ich; albo jak wtedy, gdy krytykowała twórców gier traktujących swych odbiorców jak idiotów. Interesował ją również los kobiet w przemyśle. Zauważała też rosnący wkład płci pięknej w jego rozwój. - Po pierwsze, żeby rozważać karierę w branży gier, trzeba grać w te gry. Sądzę, że zaczyna się od tego, że więcej dziewczyn gra, to zjawisko się potęguje. Otrzymuję e-maile od różnych ludzi, kontaktują się ze mną przez Facebooka... lub kiedy przemawiam na różnych wydarzeniach. Wiele młodych kobiet podchodzi do mnie wówczas, dzieląc się swą ekscytacją, którą wywołuje obserwowanie mnie w przemyśle. Podejrzewam, że nikt nie chce pracować w biurze, w którym jest się jedyną kobietą. Coraz więcej dziewczyn gra, coraz więcej kobiet rozważa karierę w branży gier. W moim zespole kierowniczym w Ubisoft Toronto na wyższych stanowiskach jest 50 proc. kobiet - obrazowała w jednym z wywiadów. Po chwili sama jednak przyznała, że takie sytuacje należą do rzadkości, a dalsze zmiany wymagają czasu.
Dlatego też niewątpliwie dużą dla Ubisoftu stratą jest ogłoszone przed kilkoma dniami odejście Jade Raymond. Firma oczywiście zapewnia, że osierocony przez nią oddział w Toronto trafił w ręce odpowiedniego człowieka (Alexandre'a Parizeau), ale też wspomina ogromny wkład, jaki Jade miała w rozwój firmy. Raymond nie ogłosiła na razie, czym będzie zajmować się w przyszłości, ale wielu ludzi liczy zapewne, że nie rozstaje się z branżą gier na dobre. Laurki, jakie wystawiają jej byli współpracownicy, tylko to pragnienie potęgują. Jade obiecała, że na informacje o jej przyszłości nie będziemy musieli długo czekać. - Sądzę, że moją najcenniejszą umiejętnością jest rozpoznawanie tego, co najlepsze - stwierdziła w jednym z wywiadów. Zaufajmy więc jej osądowi.