Nowy Assassin's Creed to umiarkowanie dobra gra i zdecydowanie złe zjawisko.
Nowy Assassin's Creed to umiarkowanie dobra gra i zdecydowanie złe zjawisko.
Nigdy nie miałem okazji odwiedzić współczesnego Paryża, ale ten z okresu rewolucji francuskiej - jako miasto “do zwiedzania”- nigdy nie wydawał mi się miejscem, w które powinna udać się seria. Amerykańskie przygody Asasynów pokazały, że otoczenie może być doskonałym polem do twórczej zabawy projektantów. Natomiast Francja w Unity wydaje się powrotem do stanu z trylogii Ezio.
By jednak oddać sprawiedliwość najnowszej części Assassin’s Creed, silnik AnvilNext potrafi zdziałać cuda na najnowszej generacji. Napotkane tłumy naprawdę robią wrażenie, nawet jeśli jest to głupie stado, które potrafi zareagować na zabójstwo, ale już stoi beznamiętne zajęte oskryptowaną akcją, podczas gdy zaraz nad nimi skacze zabójca. Jeden z kierunków, w którym powinna udać się seria, to właśnie lepsze reakcje tłumu na nasze poczynania. Nasze akrobacje to tymczasem inna sprawa. Do dotychczasowego sterowania i popularnego w serii swobodnego biegu dodano opcję bardziej kontrolowanego schodzenia z budynków. Daje to niebywały komfort, choć twórcy będą musieli pokusić się o kilka łatek, zanim zacznie to działać w należyty sposób - obecnie zdarza się, że postać w głupi sposób blokuje się na gzymsach, balkonach i innych przeszkodach.Widoki potrafią zachwycić, choć łatwo nabawić się myśli, że gra jest tak naprawdę testem najnowszych platform. Czuć skupienie na detalach - wnętrza oczarowują szczegółami, a i samo miasto jest pełne uważnej pracy grafików. Na konsolach należy przygotować się na sporadyczne (częstsze w końcówce kampanii) spadki FPS-ów. Polecam zresztą porównać pierwsze gameplaye oraz faktyczne fragmenty rozgrywki, nagrane już na konsolach. Różnice są oczywiste i po części dziwi mnie, że Ubisoft jeszcze nie wyciągnął pełnej lekcji z Watch Dogs.
Przeniesienie fabuły do Francji gwarantuje nam możliwość wcielenia się w nowego bohatera, którym jest tym razem Arno Victor Dorian. Unity zaczyna się jednak w ciekawy sposób… od ekranu wyboru kampanii. Wśród dostępnych “epok” są m.in. przygody, które w poprzedniej grze wyszydzano w formie zwiastunów Abstergo. Osobiście ostatecznie doceniłem, że w najnowszym Assassin’s Creed wątek współczesny został ograniczony do minimum. Jest to niejako ukłon w stronę graczy, dla których nowe konsole to pierwsza platforma, a którzy to w ten sposób chcą zacząć przygodę z serią. Liczę jednak na to, że wątek Juno zostanie rozwiązany w jakiś bystry, być może humorystyczny sposób.Małe wtrącenie: ewidentnie widać, że autorzy potrafią śmiać się z siebie. Skakanie do stogu siana z horrendalnych wysokości to jedno, ale autoironię da się wyczuć chociażby w fabule. W jednym z dialogów słyszymy krytykę werbowania “przypadkowych osób z ulicy”, co jest oczywiście odniesieniem do misji z Brotherhood i kolejnych gier. Oby więcej takich żartów!
Wracając jednak do Arno, da się w nim wyczuć sporo z Ezio czy Edwarda, ale jednocześnie jest to postać bardziej ułożona, mniej zadziorna, przez co nie tak charakterystyczna. Ciekawie zarysowano tu wątek miłosny, który stanowi jeden z filarów fabuły. Na przejście gry i zrealizowanie części zadań pobocznych poświęciłem grubo ponad dwadzieścia godzin, a mapa Paryża wciąż ma dla mnie wiele do odkrycia. Czy sam wątek główny powinien zachęcić do kupna? Spotkałem się z mieszanymi opiniami, a sam uznaję go za dobry, chociaż miejscami dziwnie zrealizowany. By nie zdradzać zbyt wiele, wspomnę tylko, że wraz z postępami w fabule odkrywamy kolejne osoby zamieszane w spisek Templariuszy. Dochodzi jednak do sytuacji, że co zabójstwo “z cienia” wyłania się kolejny przeciwnik, a my możemy sobie wyliczyć, że do czasu dotarcia do głównego antagonisty zabijemy jeszcze określoną listę pomagierów.
Bardzo solidnie zrealizowano jednak same misje fabularne. Ewidentnie da się odczuć, że twórcy aż krzyczą do nas “zobaczcie, jakie wnętrza”. Dużo czasu spędzimy przemykając się przez francuskie salony, zarówno pozostając w cieniu, jak i brnąc przez tłum w czasie balu. Przed większością zadań Arno bada teren, a my w krótkim przerywniku filmowym dostajemy informacje, które miejsca są warte zbadania. Czasami są to jednak zbyt bezpośrednie wskazówki, a przy braku większej kary za zostanie wykrytym wiąże się to z raczej naturalnym ułatwianiem sobie rozgrywki.
Świetnym uzupełnieniem dla głównej fabuły okazują się misje w trybie kooperacji. Co prawda momentami trudno umiejscowić je w opowiadanej historii (w końcu to kilka lat wydarzeń), ale wspólna rozgrywka z innymi pozwala lepiej poznać już odwiedzone miejsca i zabrnąć do nowych zakątków Paryża. Do co-opa niezbędna jest jednak komunikacja głosowa - może i da się wykonać te misje bez niej, ale ciche eliminacje wymagają już większej koordynacji. Jeżeli chodzi o przyszłość marki, to tryb kooperacji wydaje się pewniakiem, jeżeli chodzi o drogę rozwoju. Nie tylko tego typu misje dodają świeżości całej serii, ale i gruntownie wpływają na to, jak planujemy rozgrywkę.Dobrze też sprawdzają się misje poboczne, choć w całej tej masie znajdują się zarówno perełki, jak i bardzo słabe przykłady. Najlepiej wypadają chyba zagadki związane z morderstwami, które potrafią budzić skojarzenia z serią Arkham i możliwościami Batmana. Są one o tyle ciekawe, że możemy oskarżyć niewłaściwą osobę. Utrudnieniem we wszystkich misjach jest natomiast nowość w serii w postaci należytego skradania się. Kucanie jest w tej chwili tak dziwnie zrobione, że niemożliwym jest gładkie przejście za róg, jeżeli “przykleimy” się do ściany. Cóż, dopiero w pierwszym sequelu mistrz zabójstw nauczył się pływania. Może w 2015 roku będziemy w stanie skradać się jak bohater Splinter Cell?
Należy tu dojść do punktu, gdzie wyjaśnię, dlaczego określiłem Unity jako złe zjawisko. Przyznaję, potrafię wybaczyć serii naprawdę wiele. Bawiłem się doskonale w przypadku Assassin’s Creed III, które spotkało się przecież z pewną krytyką. Najnowsza odsłona serii brnie jednak zbyt mocno w niebezpieczny świat mikropłatności i czasowych ograniczeń. Arno ma do dyspozycji TONĘ przedmiotów, które może kupić wraz z zyskiwaniem dodatkowych środków. By jednak dobrze zobrazować możliwości: po ukończeniu gry nie jestem w stanie kupować legendarnych przedmiotów. W pełni rozwinięty biznes przynosi ok. 10 tys. co jakiś czas. Potrzeba kilkanaście godzin połączonych z regularnym zbieraniem pieniędzy ze skrzyni, by kupić jeden najmocniejszy przedmiot.Zważywszy na to, że różnią się one między sobą kilkoma współczynnikami, a oznacza to, że ich przydatność jest różna w zależności od wykonywanej czynności, zebranie kompletu to pewna droga przez mękę. Ale na tym przygoda wcale się nie kończy. Jak w poprzednich grach, tak i tu po mapie porozrzucane są setki skrzyń. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że oprócz tych standardowych oraz zamkniętych, ale możliwych do otworzenia wytrychem (prosta minigierka), istnieją jeszcze dwa typy.
Pierwszy to skrzynie połączone z Assassin’s Creed: Initiates. Rozumiem i w sumie podoba mi się idea usługi, ale nawet na chwilę przed publikacją tego tekstu nie działa ona należycie, wyświetlając “No game data” oraz “Coming soon”. Problemy techniczne i powstające elementy oznaczają ni mniej, ni więcej, jak niemożliwość otworzenia skrzyń w grze. Osoby polujące na stuprocentowe ukończenie Unity mogą mieć z tym pewne problemy.Dodajmy do tego drugie ze skrzyń, które za każdym razem krzyczą, że należy wykonać odpowiednią “misję Nomad”. Są to zadania, które realizujemy w Assassin's Creed Unity Companion App. Tu, ponownie, pomysł jest ciekawy. Z realizacją już gorzej - po wykonaniu misji można poczekać dobę, aż jeden z naszych asasynów odbierze skrzynię. Można też, już we właściwej grze, jako Arno, odebrać ją osobiście. Zrobiłem to też parokrotnie, w większości przypadków i tak musząc odczekać dobę na powrót zabójcy. Oczywiście liczba Asasynów jest ograniczona, a kilku dodatkowych możemy zdobyć… przez kupno Companion App w wersji Premium. To ten moment, kiedy śmiejemy się przez łzy.
Ocenienie Assassin’s Creed: Unity jest kłopotliwym zadaniem. W końcu z jakiegoś powodu spędziłem w grze przeszło dwadzieścia godzin i nie zgrzytałem przy tym zębami. Widoki Paryża bywają urokliwe, ale przy większym stężeniu ulice miasta bywają nudzące. Misje bywają ciekawe, choć fabuła jest zbyt łatwa do rozszyfrowania. Są plusy, jak całkiem udana kooperacja i odejście od wątku współczesnego, ale trudno jest zignorować nowo zrodzone minusy. O błędach, zwłaszcza śmiesznych glitchach, przeczytacie w wielu miejscach (polecam filmiki z przykładami). W dalszej części zabawy nie da się też nie odczuć spadku FPS-ów. Najbardziej boli kwestia mikropłatności i zależności z zewnętrznymi usługami, których nie udało się wprowadzić we właściwy sposób.Z dużą chęcią nie wystawiłbym Assassin’s Creed: Unity cyfrowej noty. Zbyt ciężko jest uogólnić to, co opisałem powyżej. Skoro jednak taki jest wymóg redakcyjny, niech będzie ona ostrzeżeniem, że za rok seria musi obrać inny kierunek.
Miałem recenzować tę grę. Nawet ją przeszedłem, ale wolałem ją oddać komuś innemu, bo przejechałbym się po niej nie zwracając uwagę na plusy. Na przykład na ładny Paryż (ale nudny, nic konkretnego się nie dzieje). Albo na walkę, która akurat mi przypadła do gustu. Zwłaszcza finishery kilofem prosto w głowę. Cały tekst byłby jednym wielkim marudzeniem i wyliczaniem głupot. Wiem, że ta seria boryka się z pewnymi problemami od samego początku, ale to już dziesiąta tego typu gra (licząc Rogue, Liberation i Bloodlines z PSP). Czy naprawdę nie można nic z tym zrobić? Kierunek jest dobry – fajnie być prawdziwym skrytobójcą działającym po cichu, z zaskoczenia. Zobaczymy kiedy przestanie zawodzić wykonanie. Zawołajcie mnie wtedy. Do tej pory wylogowuję się z Animusa.