This War of Mine to swego rodzaju pionier. Jak to jednak bywa w takich przypadkach, nie wszystkie nuty udało się odegrać bez zafałszowania.
This War of Mine to swego rodzaju pionier. Jak to jednak bywa w takich przypadkach, nie wszystkie nuty udało się odegrać bez zafałszowania.
Moja historia w This War of Mine, jak to większość opowieści wojennych, jest wręcz przygniatająco smutna. Już pierwszej nocy, gdy udałem się na poszukiwania zapasów, w opuszczonej ruderze napotkałem na bezdomnego, który poprosił mnie o trochę jedzenia. Nic przy sobie nie miałem, więc nie byłem w stanie mu pomóc. Wróciłem tam dopiero po kilku dniach, ale jedyne co zastałem, to zwłoki. Mężczyzna umarł z głodu, a ja czułem, że zawiodłem. Naszej trójce - Pavlowi, Marko i Katii - wiodło się z kolei nie najgorzej. Udawało nam się nawet pomagać sąsiadom w potrzebie. Z czasem zaczęło nam jednak brakować zapasów i w miarę bezpiecznych miejsc do odnajdywania nowych zasobów. Trzeba było więc ryzykować i zapuszczać się w silnie strzeżone strefy. Marko, który zajmował się plądrowaniem obcych lokacji, został przeze mnie wysłany do budynku zajętego przez snajperów. Ciche przeczesywanie kolejnych kondygnacji przynosiło efekty. Znalazłem masę żywności i leków. Pozostało tylko bezpiecznie opuścić budynek. Snajperzy byli jednak tuż obok, a Marko postawił wtedy jeden fałszywy krok. Reszty możecie się domyślić.
Od tego czasu wszystko, co do tej pory jako-tako funkcjonowało, zaczęło się sypać jak domek z kart. Brak żywności i leków zmuszał mnie do podejmowania coraz większego ryzyka - i tak ginęły kolejne osoby, które przewijały się przez naszą bazę: Pavle, Katia, Marin... W międzyczasie próbowałem się ratować bardzo nieczystymi zagrywkami - kradłem jedzenie z domu bezbronnych staruszków, lekarstwa i bandaże ze szpitala, w którym wcześniej opatrywałem rany. Pod koniec mojej historii w This War of Mine zostali już tylko Bruno i Cveta. Cveta ciężko chorowała, a w radiu podawano komunikaty, że w mieście brakuje leków. Na dzień przed jej śmiercią podjąłem dramatyczną decyzję o zaprzestaniu wysiłków ratowania jej. O ironio, następnej nocy podczas poszukiwania jakichkolwiek zapasów dla siebie, Bruno został zabity. Po 31 dniach (i nocach) fikcyjnego konfliktu w mieście Pogoren moja wojna dobiegła końca w najtragiczniejszy z możliwych sposobów.
This War of Mine jest jedną z nielicznych gier, które potrafią w odbiorcy wzbudzić prawdziwie ludzkie uczucia - i to jest chyba największy sukces ekipy 11 bit Studios. Kiedy sąsiad poprosił mnie o pomoc w przeniesieniu jednego z kontyngentów z pomocy humanitarnej, zgodziłem się i dostałem w zamian część łupu. Kiedy zaś po kilku dniach przyszli wojskowi zapytać, czy to nasz sąsiad skradł te zasoby, zaprzeczyłem, rezygnując tym samym z przyjęcia sowitej porcji jedzenia i innych materiałów. Dopóki moja sytuacja nie była podbramkowa, starałem się nie okradać innych cywili. Dopiero w momentach "ja albo oni" decydowałem się na takie drastyczne posunięcia. Choć miałem broń palną, wolałem ją wymienić na jedzenie niż terroryzować nią innych bezbronnych. Solidaryzowałem się z każdym, kto też potrzebował pomocy. Nawet kradnąc jedzenie z czyichś prywatnych zasobów, starałem się coś mu pozostawić, by nie umarł z głodu. Na takich ludzkich odruchach łapałem się w This War of Mine wielokrotnie, a gdy już popełniałem jakiś niecny występek, nie było mi z tym dobrze.Najbardziej uderzające jest to, że 11 bit Studios efekt ten osiąga prostymi metodami. Możemy przeczytać przemyślenia każdej z postaci. Niektóre dbają przede wszystkim o siebie, krytykując sytuacje, w których decydujemy się pomóc obcym ludziom, inne zastanawiają się, jak mogliśmy zrobić coś tak niegodziwego. Klimat wojny oddają też napisy na murach, albo list dziecka do rodziców znaleziony w ruinach szkoły. W radiu nasłuchujemy wieści o zbliżających się zmianach pogody, wzrostach i spadkach wartości poszczególnych towarów, a także przebiegu konfliktu i perspektywach na jego zakończenie. Są też napotkani podczas nocnych wypadów ludzie - dzięki podsłuchiwaniu ich rozmów również możemy stanąć przed obliczem wojny.
W This War of Mine życie podzielone jest na dzień i noc. Za dnia możemy sterować wszystkimi dostępnymi postaciami. Wówczas dbamy o to, by nasi bohaterowie byli najedzeni, a ich rany opatrzone. Rozbudowujemy też bazę, tworząc bardziej rozbudowane warsztaty. Z czasem można nawet stworzyć sobie całkiem nieźle prosperującą bazę, choć nigdy nie stanie się ona w pełni samowystarczalna. Od czasu do czasu ktoś zapuka do drzwi prosząc o pomoc lub oferując towary na wymianę. Nocą przejmujemy zaś kontrolę tylko nad jedną osobą, którą wysyłamy do miasta celem zdobycia zasobów. Ta pora jest znacznie bardziej niebezpieczna, ale to ona przynosi nam największe plony. Na mapie Pogoren jest kilkanaście lokacji, w które możemy się udać - każda o innym stopniu zagrożenia, ale też innych zapasach do zdobycia. Reszta w tym czasie śpi lub pilnuje naszego dobytku.Nocne eskapady, zwłaszcza te obarczone dużym ryzykiem, są zdecydowanie najbardziej elektryzującym aspektem This War of Mine. Mechanizmy są proste: dopóki nie zostaniemy zauważeni, plądrujemy co popadnie. Gdy nieprzyjaciel nas usłyszy lub zauważy, pozostaje schowanie się, ucieczka lub walka. Ta ostatnia to najmniej dopracowany element gry. Zdarza się nawet, że nakazuję swojej postaci ucieczkę, a ta, zamiast brać nogi za pas, zaczyna okładać przeciwnika pięściami. Za dnia bywa z kolei nudnawo. Kiedy wszyscy są już nakarmieni i opatrzeni, a materiałów nie wystarcza na rozbudowanie bazy, nie pozostaje nic innego jak zakończyć tę porę doby i przejść od razu do kolejnej nocy. Szkoda, że 11 bit Studios nie pokusiło się np. o możliwość przechowania osób poszukiwanych przez wojsko czy drukowanie ulotek propagandowych, co byłoby związane z przeszukiwaniami dokonywanymi przez mundurowych.
This War of Mine, choć ma wyraźny finał - wyznacza go śmierć wszystkich bohaterów lub zakończenie konfliktu zbrojnego - nie ma być grą na raz. 11 bit Studios wplata rozmaite elementy losowości, od bohaterów gry począwszy, a na warunkach atmosferycznych skończywszy. Każda postać w czymś się specjalizuje: ktoś potrafi się dobrze targować, kto inny ma więcej miejsca w plecaku na łupy, a jeszcze inny zużywa mniej zasobów przy gotowaniu czy konstruowaniu urządzeń. Polska ekipa zapewniła jednak zdecydowanie za mało zdarzeń losowych. Już za drugim podejściem większość z nich się powtórzyła. Mimo to moja historia potoczyła się zupełnie inaczej, a to już jest jakiś sygnał, że do gry warto zasiąść po raz wtóry. Na jedno przejście zarezerwujcie sobie siedem godzin - oczywiście o ile wcześniej nie popadacie jak muchy...Graficznie This War of Mine jest dość surowe, a mimo to ma swój urok. Może dlatego, że taka stylizacja wpasowuje się w szarość wojny, a może dlatego, że wizualizacje zostały po prostu starannie wykonane. Zwłaszcza lokacje wyglądają bardzo ładnie, szczególnie zimą, gdy wokół leży śnieg. Nieźle przedstawia się też efekt zaglądania przez dziurkę od klucza. Zamazany obraz zyskuje na ostrości - przynajmniej w tym zakresie, który jesteśmy w stanie podejrzeć. Gorzej wyglądają za to animacje postaci, zwłaszcza podczas biegu. Wszelkie czynności podejmowane przez bohaterów, podobnie jak menu, to elementy o skromnej prezentacji, ale przedstawione schludnie. Ogólnie oprawa gry wychodzi zatem na plus.
This War of Mine to przede wszystkim ponura gra. W wojnie nie ma jednak niczego wesołego, zwłaszcza z perspektywy cywili. 11 bit Studios oddało więc realia konfliktu zbrojnego, w czym z pewnością pomogły relacje osób, które na własnej skórze przekonały się, co znaczy być ofiarą walk we własnym mieście. Studio postawiło na surowość, nie ma miejsca na żadne ozdobniki. Opowieść tworzymy sami przy lekkiej asyście zdarzeń losowych. Szkoda tylko, że mechanizmy rozgrywki nie pozwalają na więcej, a walka nie została zaprojektowana trochę bardziej inteligentnie. Przydałoby się też, by po prostu więcej się w grze działo - niekiedy wkrada się do niej bowiem monotonia. This War of Mine podejmuje jednak bardzo ważny temat i może stać się pionierem w gatunku gier wojennych (z różnych gatunków), widzianych oczami cywili. Tego bardzo sobie życzę, bo to temat, który warto przerobić na wiele sposobów i ujęć, niekoniecznie podobnych do tego, co zaoferowało 11 bit Studios.