Valkyria Chronicles (PC) - recenzja

Jakub Zagalski
2014/11/18 11:03

Podczas gdy inni wydawcy karmią nas hurtowymi ilościami zwiastunów, obrazków i wiadomości przed premierą danej gry, Sega ukrywała zapowiedź pecetowego Valkyria Chronicles praktycznie do samego końca. Czy dlatego, że konwersja tej sześcioletniej gry z konsoli to coś, o czym nie warto głośno mówić?

Valkyria Chronicles (PC) - recenzja

Od pierwszej sugestii dotyczącej szansy wydania Valkyria Chronicles na Steamie, do właściwej premiery, minął niespełna miesiąc. Całą "akcję reklamową" rozegrano praktycznie jednym wpisem na Twitterze, który potwierdził plotkę o powstającej konwersji gry z PlayStation 3. Zaskoczenie było ogromne, bo kto mógł się spodziewać, że Sega wróci po sześciu latach do niezbyt głośnej (który z pecetowców o niej słyszał?), ale cenionej strategii jRPG. Odsuwając na bok rozważania, dlaczego padło akurat na ten tytuł i dlaczego dopiero teraz, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że gracze pecetowi mają powód do radości.

W 2008 roku dużą popularnością cieszył się mem o treści PS3 HAS NO GAMES. Wydana w tym czasie Valkyria Chronicles, tytuł na wyłączność dla konsoli Sony, nie stała się system-sellerem, ale zebrała masę pozytywnych opinii i zapadła w pamięć graczy, którzy się na nią natknęli. Sześć lat później nadarza się okazja do zaprezentowania losów dzielnych obrońców Galli szerszemu gronu odbiorców. A jednocześnie fani serii mogą wrócić do ulubionego tytułu, który całkiem przyzwoicie wykorzystuje technologiczny potencjał współczesnych komputerów.

Valkyria Chronicles przenosi gracza do Europy lat 30. XX wieku, przy czym realiom przedstawionym w grze bliżej do alternatywnej rzeczywistości niż do faktów historycznych. Stary Kontynent jest teatrem działań wojennych, prowadzonych przez dwa rywalizujące mocarstwa. Mamy więc monarchistyczne Imperium (East Europan Imperial Alliance), które przywołuje na myśl Państwa Osi i walczy z quasi-aliancką Federacją (Atlantic Federation). W momencie rozpoczęcia gry obie potęgi mają już za sobą jedną wojnę europejską, czyli tutejszą wojnę światową, która nie rozstrzygnęła sporu o dostęp do drogocennej rudy ragnitu. Minerału wykorzystywanego w zbrojeniówce do budowy broni i napędzania silników, jak i w farmacji do produkowania "cudownych" leków. Najbogatsze złoża ragnitu znajdują się na terenie neutralnej Galli, która w połowie lat 30. staje się celem ataku sił imperialnych, co stanowi przyczynek do wybuchu drugiej wojny europejskiej.

Gallia jest ojczyzną głównych bohaterów: 22-letniego Welkina, studenta nauk przyrodniczych, i jego przyrodniej siostry Isary. Oboje są potomkami bohaterów pierwszej wojny europejskiej, co w dużej mierze przesądza o ich udziale w nowym konflikcie ze wschodnim najeźdźcą. Swoje trzy grosze do całej historii dorzuca Alicia Melchiott, 19-letnia uczennica piekarza, która zaznajamia Welkina z realiami pola bitwy, by wkrótce stać się jego podwładną w Squad 7.

Historia Valkyria Chronicles jest mocną stroną gry, przy czym nie da się ukryć, że osoby uczulone na stylistykę młodzieżowego anime mogą mieć problem z polubieniem tej produkcji. Twórcom udało się bowiem połączyć trudną tematykę wojenną, wzorowaną na autentycznych realiach drugiej wojny światowej, z rozterkami nastolatków z fikuśnymi fryzurami. Co się kryje za taką mieszanką? Chociażby oczywiste nawiązanie do Holocaustu i faktu istnienia obozów koncentracyjnych (Darcsen to tutejsi Żydzi). Jednocześnie scenarzysta zaszalał z motywami science-fiction i fantasy, które nie dają się nudzić przez około 40 godzin potrzebnych na ukończenie kampanii. Innymi słowy, Valkyria Chronicles to z pozoru płytkie anime z nastolatkami ratującymi świat, poruszające historyczne tematy tabu w unikatowy sposób.

Rozgrywka w Valkyria Chronicles sprowadza się do poznawania kolejnych rozdziałów księgi (Book Mode), której stronice są zapełnione grywalnymi bitwami i licznymi przerywnikami filmowymi w konwencji anime. Przerywniki to w pełni udźwiękowione animacje z profesjonalnym voice actingiem w wersji japońskiej i amerykańskiej, więc ich oglądanie i słuchanie to sama przyjemność. Jedynym minusem, który można im przypisać, jest ich stosunkowo niska rozdzielczość, wyraźnie kontrastująca z grafiką na polu bitwy.

Jeżeli już o bitwach mowa, to warto przypomnieć, że na potrzeby Valkyria Chronicles developer opracował system określany mianem BLiTZ, czyli Battle of Live Tactical Zones. Pod tym hasłem kryje się mieszanka strategii turowej z grą akcji TPP. Cała zabawa rozpoczyna się od obserwowania mapy, na której nakreślono obszar misji z zaznaczonymi jednostkami wroga i członkami naszego oddziału. Ewentualnie kluczowymi miejscami, do których trzeba dotrzeć, zniszczyć, obronić, etc. Na mapę spoglądamy za każdym razem, gdy chcemy wydać kolejny rozkaz danej jednostce, co skutkuje przejęciem bezpośredniej kontroli nad żołnierzem czy czołgiem.

GramTV przedstawia:

Działania w danej rundzie są zależne od dostępnych Command Points, czyli punktów odpowiadających za możliwość poruszania jednostką. Jeden CP to ruch jednego żołnierza (dwa CP dla czołgu), który biega po polu bitwy dopóki wartość specjalnego paska nie dojdzie do zera, tudzież sami go zatrzymamy w wybranym punkcie. Przemieszczająca się postać jest podatna na ogień wroga, jeżeli tylko wejdzie w jego zasięg, więc należy rozważnie wybierać ścieżki i szukać terenowych osłon. Po umieszczeniu wojaka w odpowiednim miejscu, przyciskiem "E" wchodzimy w tryb celowania i ręcznie ustawiamy punkt na ciele wroga, w który chcemy trafić. Następnie wciskamy spację i obserwujemy dalszą akcję, gdyż ilość trafień jest zależna od statystyk żołnierzy i czynników terenowych. Przed każdym atakiem mamy jednak informację, ile strzałów padnie i ile z nich musi trafić do wyznaczonego celu (najczęściej w głowę), by zdjąć przeciwnika z pola bitwy. Po zakończeniu ataku możemy się skryć za zasłoną lub zmienić pozycję, jeżeli nie wyczerpaliśmy wcześniej limitu kroków.

Po kilku początkowych bitwach, które zaznajamiają gracza z podstawami, pojawia się opcja samodzielnego wybierania członków oddziału w oparciu o ich klasy i umiejętności. Poza Welkinem-czołgistą postacie przynależą do jednej z pięciu klas. Scout to lekki i mobilny zwiadowca, który przegrywa w bezpośrednim starciu z Shocktrooperem (odpowiednik szturmowca). Ciężkozbrojny, a przez to powolny Lancer jest doskonałym przeciwnikiem dla czołgów. Engineer to zaopatrzeniowiec i złota rączka, zaś roli snajpera chyba nie trzeba tłumaczyć. Oddzielną kategorię stanowi wspomniany czołg Welkina, który jest potężnym wsparciem dla piechoty, ale szybko wyczerpuje limit CP.

Sukces na polu bitwy zależy zazwyczaj od wykorzystania słabości przeciwnika i warunków terenowych. Trzeba bowiem zdecydować, czy umieścić snajperów na dachu i liczyć na ich wsparcie, ustawić obronę przeciwpancerną w pierwszym szeregu, a może zacząć od wysłania zwiadowców, którzy odkryją na mapie wcześniej niewidoczne jednostki przeciwnika. Do tego wszystkiego dochodzi aspekt ludzki, jako że pojedynczy żołnierz w naszym oddziale to nie tylko imię, klasa, specjalne umiejętności i ikonka reprezentująca wizerunek. W Valkyria Chronicles każda postać ma nagrane kwestie dialogowe, bagaż doświadczeń, a nawet ulubionych towarzyszy. Jako dowódca musimy więc brać pod uwagę wiele czynników przy formowaniu oddziału i liczyć się ze śmiercią swoich podopiecznych - permadeath nie może dotknąć wyłącznie trzech głównych bohaterów.

Poza poznawaniem historii z filmików i braniem udziału w bitwach, mamy dostęp do bazy, w której dokonujemy niezbędnych przygotowań. Rekrutujemy nowych żołnierzy, zarządzamy oddziałem, rozwijamy uzbrojenie i jednostki. Co ciekawe, rozwijanie postaci nie odnosi się do pojedynczych bohaterów, ale całej klasy. Dzięki temu poległego snajpera można od razu zastąpić równie zaawansowanym kolegą lub koleżanką, którzy zdobyli swoje doświadczenie niezależnie od tego, czy brali udział we wcześniejszych misjach. Od gracza jedynie zależy, którą klasę i jak intensywnie będzie rozwijał, by poradzić sobie w następnej bitwie.

Dzięki wykorzystaniu silniku graficznego CANVAS, nie można powiedzieć, by Valkyria Chronicles zestarzała się wizualnie przez ostatnie sześć lat. Całość przypomina delikatną akwarelę i stare fotografie, żyjący obraz z charakterystyczną, pozbawioną barw obwódką. Jasne, modele postaci i obiektów są stosunkowo proste, ale trudno cokolwiek zarzucić ich projektowi. Przywiązanie do szczegółów budzi podziw, kiedy zestawimy elementu uzbrojenia czy mundury niektórych żołnierzy z autentycznymi przedmiotami z epoki. Stylistycznie Valkyria Chronicles stoi okrakiem między pierwszą i drugą wojną światową, inspiruje się Średniowieczem (vide zbroje Lancerów) i dorzuca motywy rodem z science-fiction. Mieszanka na pozór wybuchowa, ale bardzo przyjemna w odbiorze.

Jak wspomniałem na początku, Sega czekała z ujawnieniem pecetowej wersji gry do samego końca, co budziło spore obawy o jakość konwersji. Niesłusznie. Valkyria Chronicles wylądowała na Steamie z pakietem DLC (dodatkowe misje, wyzwania etc.) i wsparciem dla ustawień graficznych, których posiadacze PlayStation 3 nie uświadczyli z wiadomych względów. Innymi słowy, pecetowa konwersja pozwala podbić rozdzielczość do Full HD i utrzymywać animację na poziomie 60fps, co oczywiście nie zmienia faktu, że nadal będziemy mieli przed oczami sześcioletnią grę. Wspomnianym wcześniej minusem są przerywniki w niższej rozdzielczości (domyślnej dla wersji PS3), które po prostu trzeba przeboleć. Pecetowcy przyzwyczajeni do myszki mogą też narzekać na menu, bo można się po nim poruszać wyłącznie za pomocą przycisków. Na szczęście właściwa rozgrywka wspiera zarówno konsolowy kontroler jak i zestaw klawiatura + myszka.

Nie da się powiedzieć, że Valkyria Chronicles to długo oczekiwany tytuł na PC, bo mało kto zakładał pojawienie się takiej konwersji. Przygotowanie wersji dla Steama było jednak doskonałym posunięciem ze strony Segi, które pozwala dotrzeć ze świetną, ale komercyjnie niezbyt udaną strategią do grona nowych odbiorców. Valkyria Chronicles ma drobne wady w sterowaniu i archaizmy rodem z jRPG-ów (na przykład trzeba obejść niewielką skarpę zamiast po niej wejść), ale po sześciu latach broni się jako wciągająca strategia z nietuzinkowym podejściem do alternatywnej historii Europy. Ze świecą szukać podobnych tytułów, zwłaszcza na pececie.

8,5
Takich niespodzianek nam potrzeba
Plusy
  • Wsparcie dla opcji graficznych
  • sterowanie myszką i klawiaturą
  • DLC w zestawie
  • wszystkie zalety oryginalnego Valkyria Chronicles
Minusy
  • Przerywniki w niższej rozdzielczości
  • trochę archaizmów
  • menu nieprzyjazne dla myszki
Komentarze
19
Usunięty
Usunięty
14/04/2016 01:04

Recenzencie, dlaczego nie napisałeś o najważniejszym? Przecież wersja na PC ma do wyboru japońskie głosy.Jak mogłeś o tym nie wspomnieć w recenzji, a zarazem uznać za ogromną zaletę?

Amiga4ever
Gramowicz
08/12/2014 10:44
Dnia 18.11.2014 o 12:27, Kadaj napisał:

> Kiedyś odpaliłem to na chwilę na ePSX bodajże. Napędzane Nokią 1100. ;d

No właśnie coś podobnego było na PSXa...a byłem przekonany że właśnie o tę gre chodzi :) Tak czy inaczej gram na PC i gra genialna.

Usunięty
Usunięty
08/12/2014 00:21

Czy istnieją jakiekolwiek plany wydania gry w Polsce, czy lepiej się nie łudzić i od razu sprawić sobie steamową kopię?




Trwa Wczytywanie