Długi rozdział w historii serii Battlefield został zamknięty. Ostatni dodatek do czwartej części trafił do graczy i mamy teraz pełen obraz tego, co twórcy dla nas przyszykowali.
Długi rozdział w historii serii Battlefield został zamknięty. Ostatni dodatek do czwartej części trafił do graczy i mamy teraz pełen obraz tego, co twórcy dla nas przyszykowali.
Konflikt, wokół którego toczą się wydarzenia z Battlefield 4, to fajna otoczka dla rozgrywki wieloosobowej. Zazębiając się z wydarzeniami z kampanii dla jednego gracza - a także z tym, co działo się w poprzednich częściach - militarystyczna opowieść trybu multiplayer dodaje kolejnym mapom trochę większego znaczenia. Ostateczna rozgrywka przenosi nas do Rosji, która to pracuje nad mocno przyszłościowymi technologiami wojskowymi, co Amerykanie muszą głośno zawetować.
Fabularnie przeniesieni zostajemy więc daleko na wschód i trochę na północ, bo twórcy umiejscowili akcję na Syberii i w jej okolicach. Skutkuje to mapami mocno zaśnieżonymi albo przedstawiającymi florę bliską klimatom podpolarnym, Chociażby z tego względu jest to miła odmiana po gorących i dusznych klimatach w Zębach Smoka czy morskim opowieściom Wojny na morzu, dwóch poprzednich DLC.
Nacisk w tym rozszerzeniu wyraźnie położony jest na dużą rozgrywkę. Na wielkie przestrzenie i rozległy teatr działań. Najlepiej bawiłem się, grając duży podbój przy 64 graczach. Każdy ma co robić, bo jest wystarczająco dużo punktów zapalnych, by związać walkę w kilku miejscach. Świetnym pomysłem okazuje się, po raz kolejny, projektowanie baz i hangarów ukrytych, z wykorzystaniem naturalnej rzeźby terenu. Daje to możliwość toczenia walki na dwóch poziomach: z jednej strony trochę klaustrofobicznego strzelania w stylu deathmatchowym, z drugiej pełnego doświadczenia Battlefieldowego na otwartej przestrzeni.
Jedynym problemem nowych czterech nowych lokalizacji jest to, że w zasadzie nie zapadają w pamięć. Są klasycznie dobre, ciekawie zaprojektowane i sprawdzające się w pełnej skali, jak i w mniejszych fragmentach. Nie ma w nich jednak jakiegoś pierwiastka wyjątkowości w stylu Propagandy w centrum stolicy Korei Południowej czy zagubionych pośród morskich fal skalistych wysp.
Przewaga śniegu, jeśli chodzi o wystrój, pozwoliła twórcom na wprowadzenie do gry skutera śnieżnego, czyli małego pojazdu służącego szybkiemu przemieszczaniu się od punktu do punktu. Z oddali prezentuje się świetnie, z bliska również, natomiast po zajęciu miejsca na siedzeniu, nie ma różnicy pomiędzy znanymi już wcześniej quadem czy motorem. Dalej mamy do czynienia z tym samym, dziwnym, odrobinkę agresywnym i wymagającym praktyki modelem jazdy. O ile zachowań cięższego sprzętu w Battlefield 4 trudno było mi się czepiać, to przy malutkich pojazdach ciągle mam poczucie, że coś tu nie gra. Witaj skuterze.
Trochę bardziej w zgodzie z futurystyczną myślą przewodnią dodatku stoi nowy dostępny czołg - HT-95 Levkov - będący prototypem ciężkiego pojazdu połączonego z technologią poduszkowca. Jest to o tyle fajna zabawka, że robienie kontrolowanych poślizgów czołgiem ma w sobie coś niesamowicie wciągającego. Poza tym jest to po prostu czołg. Tylko i aż tyle.
Znajdźką na mapie jest karabin Rorsch MK-1, czyli najbliżej railguna, jak kiedykolwiek znalazła się seria DICE. Jest to broń strzelająca jednym, wysokokalibrowym pociskiem z wielką prędkością, co powoduje, że piechotę załatwiamy jednym strzałem, a skuteczni możemy być także przeciw pojazdom. Co odrobinkę niweluje niesamowitą siłę tej zabawki, to sekundowe opóźnienie pomiędzy naciśnięciem spustu a wystrzeleniem pocisku, konieczność przeładowania po każdym strzale i ograniczony do 7 naboi magazynek, którego nie można podładować.
To oczywiście nie zamyka listy nowości. Dostajemy drona wyposażonego w karabin maszynowy i gadżet zakłócający minimapę przeciwnika, pokazując mu znaczniki widma. Nowe stacjonarne karabiny. A nawet wyrzutnię kapsuł, do których możemy wejść, by natychmiastowo przetransportować swojego żołnierza na drugi wybrany przez siebie punkt. No i łuk. Jest więc gdzie się bawić i czym się bawić.
Jest jednak jeden kolosalny problem, jeśli chodzi o ten dodatek. Powróciłem do Battlefield 4 po kilku tygodniach przerwy. Żyłem w przeświadczeniu, że błędy i problemy, o których tyle się mówiło, są w zasadzie sprawą z przeszłości. Niestety zawiodłem się strasznie. Powróciły koszmary w rodzaju braku niektórych dźwięków, niemożności połączenia się z serwerami, wyrzucania z gry z wielorakich powodów. Natężenie usterek było tak wielkie, że autentycznie zabierało frajdę z grania. Trudno się cieszyć na godzinkę spędzoną z ulubionym tytułem, jeśli połowa tego czasu spędzona będzie na próbach dołączenia do rozgrywki.
"Rozłączenie z grą: coś poszło nie tak". Ten komunikat tłumaczący dlaczego zostałem wyrzucony z mapy, jest ironicznym podsumowaniem tego, co przez ostatnie kilkanaście miesięcy działo się z jedną z bardziej zasłużonych serii strzelanek wojennych. Wiele rzeczy poszło nie tak. Od zbyt szybkiego wypuszczenia niegotowego produktu. Przez koszmarny z początku kod sieciowy. Po nieudolne próby naprawiania fragmentów gry, kończące się pojawianiem nowych, nieprzyjemnych niespodzianek.
Premiera ostatniego DLC wyznacza w pewnym sensie koniec cyklu pod nazwą Battlefield 4. Prawdopodobnie wsparcie i łatanie gry będzie dla wydawcy i twórców nieopłacalne, czego skutkiem, być może, będzie pozostawienie tytułu w obecnym stanie. Owszem, zdarzają się długie fragmenty, w których zapominam o problemach, a bieganie z karabinem cieszy jak nigdy. W takich momentach DICE pokazuje, że wie jak robić świetne produkcje. Jednak takie doświadczenia powinny być konsekwentnie dostępne, a nie przypadkowym zbiegiem sprzyjających okoliczności.
Z ciekawości (frustracji?) wróciłem do rozgrywki wieloosobowej w Bad Company 2 i czasów, kiedy funkcje online zaimplementowane były w grze, a nie w aplikacji w przeglądarce. Rozgrywka może była trochę bardziej siermiężna, brakowało kilku opcji, ale przez kilka godzin zabawy przydarzyło mi się w sumie 0 (słownie: zero) problemów. Można? Można.
Długo po premierze Battlefielda 3 i poprzedniczek włączałem grę i znajdywałem kogoś z grona sieciowych znajomych biorącego udział w bitwie. Bez problemu udawało się skrzyknąć ekipę na weekendowe potyczki. Teraz na swojej liście aktywnych znajomych widzę pustki. Osoby, które oddały serii długie godziny swojego życia, postanowiły od niej odejść, bo "czwórka" ich po prostu zniechęciła. I to jest niestety najtrafniejsza recenzja tej gry.