Dolina Lodowego Wichru potrafi być urokliwym miejscem. Szkoda tylko, że aż tyle w niej yeti, nieumarłych, jaszczuroludzi, demonów i żywych trupów, a nie bardzo jest z kim pogadać.
Dolina Lodowego Wichru potrafi być urokliwym miejscem. Szkoda tylko, że aż tyle w niej yeti, nieumarłych, jaszczuroludzi, demonów i żywych trupów, a nie bardzo jest z kim pogadać.
Jakże łatwo jest popaść w komfortową sferę wspominania cudownych lat ubiegłych. Jak łatwo jest powiedzieć "kiedyś to było lepiej", wypomnieć dzisiejszym produkcjom błędy, prostotę, chodzenie na skróty... Jednocześnie przypisując temu co stare wszelkie możliwe zasługi. Czasami jednak okazuje się, że nie wszystkie gry z naszego dzieciństwa to nie cuda na kiju, a po prostu... zwykłe gry. Z tą różnicą, że ich świat zgłębialiśmy w czasach, kiedy wszystko było piękne i proste.
Dla wielu osób, w tym zapewne wielu z naszych Czytelników, jedną z najważniejszych gier dzieciństwa jest właśnie Icewind Dale. Wydana nieco przed drugimi Wrotami Baldura, jednak przez wiele osób kupiona dopiero pod wpływem głodu RPGowego, okazała się być tyle dobra, co przyćmiona przez Baldur's Gate II. Powiedzmy sobie szczerze - nie bez powodu.
Niemniej, Icewind Dale dobrą grą było w 2000 roku, więc pozostaje dobrą w 2014. Na tyle dobrą, że sentyment do niej wyceniono wystarczająco wysoko, aby firmie Beamdog zachciało się stworzyć wzbogaconą wersję i wydać ją zarówno na pecety, jak i urządzenia mobilne. Przy czym ciężko jest oprzeć się wrażeniu, że to na Androidzie i iOSie ta produkcja ma najwięcej zarabiać.
Podobnie jak w przypadku odświeżonego Baldur's Gate największą nowością jest wsparcie dla ekranu dotykowego. Gry na silniku Infinity okazują się świetnie sprawować na tabletach i smartfonach, a to wszystko za sprawą aktywnej pauzy, która pozwala nam spokojnie wszystko zaplanować, zanim akcja ruszy do przodu na kolejnych parę sekund.
Poza tym Beamdog zaserwowało nam jeszcze parę nowinek - pojawiają się nowe artefakty, przedmioty, parę specjalistycznych klasy postaci, sporadycznie linie dialogowe. Będąc Polakiem mogłem łatwo je rozpoznać - wyróżniają się, bo są w języku Szekspira. Zgadza się - pojawiło się oryginalne tłumaczenie, łącznie ze świetnym dubbingiem, ale co oczywiste, nie można było specjalnie na tę okazję ściągnąć znów do pomocy lektorów. Aczkolwiek mam deweloperowi za złe, że nie przetłumaczył chociaż opisów przedmiotów.
Trochę dziwi mnie niestety, że gra potrafi sobie naprawdę kiepsko radzić na przyzwoitym sprzęcie. Nexus 7 2013 potrafił ostro zamulić, kiedy na ekranie działo się trochę więcej. Pamiętajmy, że pierwotnie Icewind Dale wymagało procesora Pentium II, taktowanego z częstotliwością 233MHz i karty graficznej 4MB. Nagle czterordzeniowy procesor 1,5GHz i 2GB RAM to za mało? Kiepska optymalizacja i bylejakość, ot co.
Icewind Dale: Enhanced Edition to jedna z najlepszych produkcji dostępnych na Androida i iOSa, jeżeli chodzi o stosunek ceny do jakości. Takiej gry nigdy nie opłacałoby się tworzyć tylko dla urządzeń mobilnych, ale już jej przeniesienie jest opłacalne, na czym korzystają młodsi stażem gracze. Jeżeli wcześniej w Icewind Dale nie graliście, to Enhanced Edition na tablety jest jak najbardziej grywalne, a nieco dodatkowej zawartości sprawia, że staje się najlepszym sposobem, żeby do Doliny Lodowego Wichru zajrzeć. Różnica między edycją wzbogaconą a oryginałem jest minimalna, ale jest. Pozostaje też kwestia atrakcyjnej ceny -w zamian za nieco ponad dwadzieścia złotych dostajemy podstawkę i dodatek (a nawet dwa, bo pojawia się zawartość z darmowego Trials of the Loremaster), co przekłada się na dziesiątki godzin wciągającej zabawy, głęboki system, setki unikalnych przedmiotów, piękne krajobrazy i lochy do zwiedzenia. Czego chcieć więcej? Fabuły? Dajcie spokój - od tego jest przecież Baldur's Gate.