Teoria, a praktyka, jak powszechnie wiadomo, to zupełnie dwie różne rzeczy. W teorii The Crew miało wszystko czego potrzeba do zawojowania rynku wyścigowych gier w tym roku.
Teoria, a praktyka, jak powszechnie wiadomo, to zupełnie dwie różne rzeczy. W teorii The Crew miało wszystko czego potrzeba do zawojowania rynku wyścigowych gier w tym roku.
Przygodę z The Crew rozpoczynamy od fabularnego wprowadzenia, w którym poznajemy głównego bohatera - Aleksa Taylora. W skutek "nieszczęśliwych" wydarzeń zostaje on oskarżony o zabójstwo brata, a następnie wsadzony do więzienia. I pewnie siedziałby tam długie lata, gdyby nie interwencja agentki federalnej, potrzebującej jego pomocy w przyskrzynieniu pewnego skorumpowanego pana związanego blisko z samochodowym gangiem 510, którym kieruje faktyczny zabójca. Naszym zadaniem jest oczywiście infiltracja organizacji i dotarcie na sam jej szczyt. A najłatwiejszym na to sposobem jest branie udziału w nielegalnych wyścigach i wykonywania zadań dla lokalnych bossów - z czasem mamy do czynienia z coraz większymi szychami. Fabuła jest typowa dla tego typu gier, nie liczcie tu na ambitny scenariusz i choć jest kilka ciekawych momentów, całość jest generalnie miałka.
Poszczególne wyścigi i zadania to przegląd klasycznych elementów dla zręcznościowych gier wyścigowych - czasem trzeba po prostu dotrzeć do mety na pierwszym miejscu, innym razem zmieścić się w wyznaczonych ramach czasowy podczas przejazdu z miejsca na miejsce, by kiedy indziej robić za samochodowego kuriera, gonić wskazanego kierowcę lub odwrotnie - uciekać. Czasem przed przeciwnikami, czasem przed policją. To jednak nie wszystko, bo The Crew oferuje także sporo pobocznych zadań, aktywowanych bezpośrednio podczas gry. Wystarczy przejechać przez ustawioną na drodze świetlistą bramkę, by wziąć udział w minigrze testującej nasze umiejętności. Może to być jazda slalomem, ćwiczenie precyzji, skoki w dal czy po prostu zadanie w stylu "im dalej, tym lepiej". Oprócz tego szukamy anten zapewniających nam dostęp do informacji na temat okolicy, penetrujemy zakamarki w poszukiwaniu części do starych samochodów czy odwiedzamy zaznaczone na mapie punkty. I choć pomniejsze misje nie dają zbyt wiele punktów doświadczenia czy pieniędzy, warto je wykonywać, bo pozwalają na systematyczne osiąganie coraz wyższych leveli. Szkoda tylko, że nie ma tu zbyt wiele urozmaicenia, a wykonywanie wspomnianych minigier w ruchu ulicznym jest bardzo frustrujące. Często zdarza się, że np. bramkę, którą musimy ominąć w slalomie, zastawia akurat inny samochód. Bywa to dość frustrujące.
Ale zaraz, punkty doświadczenia, levele? Tak, bo The Crew jest grą mieszającą w sobie kilka gatunków. Znajdziecie tu sandboks, mmo i elementy RPG. Jest to zresztą pewien problem, bo gra praktycznie przez całą zabawę zalewa nas całymi potokami liczb, które czasem zacierają ich prawdziwą wartość. Bo informacja, że auto ma przyspieszenie na poziomie 6843 niewiele tak właściwie mówi. Gdyby chodziło tu o atak wręcz bohatera gry RPG wszystko byłoby jasne. Po przełożeniu tego na grę wyścigową widać, że to niezbyt dobry pomysł. Ale zdobywanie kolejnych punktów doświadczenia i wbijanie kolejnych poziomów dla samochodów to tutaj sposób na rozwijanie się. Im wyższy level ma nasz samochód, tym jest po prostu lepszy, szybszy. Za wykonywanie misji otrzymujemy części, które np. zwiększają efektywność hamowania o plus dwa, co nie przekłada się na odczuwalną różnicę podczas jazdy. Ale wiele takich części to awans o znacznie większe wartości liczbowe, a z dalszej perspektywy postęp jest ogromny. Startujemy autem ociężałym, niezbyt szybkim i słabo hamującym, a już po dwóch godzinach widać, że staje się ono coraz lepsze, zwinniejsze i zrywniejsze. A to cieszy.Samochodów w grze nie ma dużo, ale za to części do nich jest po prostu cała masa. Pojazdy przerabiać możemy nie tylko pod wizualnym względem, ale przede wszystkim mechanicznym. I nie chodzi tu tylko o poprawianie osiągów, ale zmienianie całej specyfikacji auta, dzięki czemu muscle car może nadawać się do jazdy po bezdrożach. Absurd, że głowa mała, ale jeżeli przymkniemy na to oko daje to całkiem sporo frajdy. No i nikt nie zmusza nas do żonglowania samochodami, można inwestować w dwa-trzy i obstawiać nimi wszystkie rodzaje wyścigów. Przy okazji trzeba przyznać, że ceny nowych aut w salonie są bardzo wysokie, ale można nabyć je w formie mikropłatności, co jest dość rażącym zabiegiem w grze niebędącej f2p i wycenionej na poziomie innych produkcji z gatunku AAA. Nikt nas do tego co prawda nie zmusza, ale niesmak pozostaje.
Co do modelu sterowania - jest średnio. Nie jest on zbyt przyjemny i momentami tęskniłem za tym z Test Drive Unlimited, a porównanie jest nieprzypadkowe, bo gry mają z sobą wiele wspólnego. Twórcy postawili na całkowitą zręcznościówkę i czuć to w każdym momencie prowadzenia samochodu. Problem tylko w tym, że system sterowania samochodem wyszedł im przeciętnie. Czuć, że auta pływają i są dość toporne w prowadzeniu. Co prawda dostępne są dwa trudniejsze tryby prowadzenia auta (sportowy oraz hardcorowy), ale jest to bardziej mydlenie oczu niż faktyczna różnorodność. Motoryzacyjni zapaleńcy nie mają tu czego szukać, a i nawet fani GRID-a skapną się, że nie jest to zbyt zaawansowany system. W porównaniu do bety widać ewidentny postęp pod tym względem, a auta nie kierują się już jakby były z drewna, ale nadal nie jest to oczekiwany od gry tego rodzaju poziom. Przeciętnie prezentuje się także sztuczna inteligencja przeciwników. Aż nadto widoczne jest, że korzystają z ogromnych forów. Postronne samochody z kolei jeżdżą po ulicach jak po sznurku, co wygląda nienaturalnie i sztucznie.
Dwie rzeczy są tu jednak niezmiernie ważne. Po pierwsze - świat. Przeogromny. Twórcy oddali graczom do dyspozycji całe terytorium Stanów Zjednoczonych. Pokonanie mapy z jednego na drugi koniec wymaga prawie godziny czasu. Po drodze zwiedzić możecie wszystkie stany i większe miast z Nowym Jorkiem, San Francisco czy Las Vegas na czele. Poszczególne stany różnią się od siebie klimatem i krajobrazem. W okolicach Chicago królują niziny, łąki i lasy, które w północno-centralnej części kraju zmieniają się w śnieżne góry, a dalej na zachodzie w pustynie i kaniony. Pod tym względem - pełen szacunek dla twórców, bo oglądanie tak różnorodnych terenów daje po prostu wiele satysfakcji i sprawia, że o znudzenie się lokacjami jest tutaj naprawdę trudno. Oczywiście nie wszędzie mapa została odpowiednio wypełniona szczegółami i łatwo znaleźć miejsca wiejące pustką, ale przy tak olbrzymim terenie jest to zrozumiałe i nie stanowi poważnego zarzutu. Ważniejszy jest fakt, że nic nie ogranicza swobodnej eksploracji, a pojechać można praktycznie wszędzie - także "tam, gdzie nie ma już dróg".Druga równie ważna rzecz podczas zabawy w The Crew to tryb wieloosobowy, złączony praktycznie w jedną całość z singlem. Możecie podróżować sobie sami, a po drodze napotkacie graczy zajętych swoimi sprawami. Za pomocą jednego kliknięcia gra wyszukuje chętnych do wspólnych wyścigów. W dalszej części zabawy gracze mogą łączyć się we frakcje i brać udział w bitwach PVP. A co najważniejsze, zabawa z innymi smakuje po prostu najlepiej. Co do misji - wraz z innymi można zaliczyć tu prawie wszystkie dostępne wyścigi i zadania, co udowadnia sieciowy rodowód produkcji, bo jest domeną gier z gatunku MMO. I tu najlepiej widać, że The Crew to nie tylko gra wyścigowa.
Niestety, The Crew ma jeszcze kilka problemów. Chociażby bardzo nierówną oprawę graficzną. Owszem, znajdziecie w grze całkiem ładne momenty, szczególnie te związane z pięknem krajobrazu czy wschodzącym słońcem. Problem zaczyna się, gdy przyjrzycie się z bliska miastom, postronnym samochodom czy roślinom. Polne kwiaty to proste, dwuwymiarowe, postawione w pionie bitmapy. Auta innych użytkowników dróg są mocno uproszczone i jak jeden mają przyciemnione szyby, dla zmniejszenia ilości renderowanych detali. Budynki wykonane są w mocno uproszczony sposób. A wszystko to przy akompaniamencie zawodzącej czasem detekcji kolizji i bijących po oczach ząbkach na krawędziach przedmiotów. Płynność gry także nie jest trzymana na stałym poziomie, a zwolnienia animacji są czasem widoczne gołym okiem.
No i te błędy - minigry uruchamiamy bez zatrzymania się i tak też możemy je zakończyć. O ile poniesiemy porażkę. Wtedy sterujemy samochodem już podczas oglądania końcowej planszy, a po naciśnięciu jednego przycisku wspomniane okienko znika i jedziemy dalej. Ale jak wygramy - o dziwo tak się nie dzieje. Owszem, podczas oglądania ekranu z podsumowaniem mamy władzę nad samochodem i możemy nim sterować, ale potwierdzenie przyciskiem chęć powrotu do trybu swobodnej jazdy zaowocuje zatrzymaniem pojazdu, wyświetleniem na ułamek sekundy czarnego ekranu i koniecznością rozpędzania samochodu od nowa. A to frustruje. Podobnie jak udziwnione interakcje z innymi obiektami. Czasem można się dosłownie "sczepić" z otoczeniem, albo też wylecieć w powietrze jakby pod kołami zdetonowano ładunek wybuchowy. A wszystko przez lekkie uderzenie przez inny samochód. Ostro. Pochwalić The Crew można za stronę audio. Całość brzmi jak powinna, a do tego oferuje urozmaicony soundtrack. Może głosy bohaterów mogłyby być lepsze, bo aktualnie voice-acting prezentuje raczej przeciętny poziom.I to chyba najlepiej definiuje The Crew, gra jest po prostu przeciętna, niewybijająca się w żadnym z elementów. Średnia fabuła, powtarzalne zadania, niezbyt ładna oprawa graficzna, przeciętny model sterowania i charakter z gier RPG. Na plus policzyć można ogromny świat, ale to przecież nie jest najważniejsze w grze wyścigowej. Forza Horizon 2 pokazała w tym roku, że sandboksy wyścigowe ze sporą ilością funkcji społecznościowych można robić z klasą. Wydaje się natomiast, że Ivory Tower zamiast w jakość, poszło w ilość. A szkoda, bo potencjał był ogromny.