Andrieja Lewickiego można dziś nazwać już niemal weteranem "stalkerowskiego" nurtu w przygodowej fantastyce. Ma na swoim koncie kilka powieści w uniwersum gry S.T.A.L.K.E.R., współpracował także przy tworzeniu scenariusza do Czystego Nieba. Obecnie - jak sam powiedział w udzielonym mi wywiadzie - wyszedł już z Zony, by zmierzyć się z nowym wyzwaniem, Lasem. Stworzone w dużej mierze przez byłych "stalkerowców" studio Vostok Games zaproponowało mu bowiem stworzenie cyklu powieściowego w świecie nowej post-apokaliptycznej strzelanki Survarium.
Łowca z Lasu jest pierwszą częścią trylogii, która w zamierzeniu ma przybliżyć graczom świat gry, dopowiadając wszystko to, czego na obecnym etapie nie mamy szans dowiedzieć podczas rozgrywki. To zresztą dość ryzykowny moim zdaniem zabieg, ponieważ w chwili obecnej w Survarium funkcjonuje jedynie moduł sieciowy z jednym trybem rozgrywki. Trudno więc oczekiwać, żeby zaangażowanie potencjalnych graczy w świat było wysokie. Może jednak w tym szaleństwie jest jakaś metoda i odwrotnie niż w przypadku serii S.T.A.L.K.E.R., tym razem książka wypromuje świat gry.
Tym bardziej, że raczej lekka, przygodowa powieść Lewickiego, to całkiem poczytny kawałek rozrywkowej literatury.
Zanim jednak przejdę do oceny treści i formy, przyjrzyjmy się przez chwilę uniwersum Survarium. Już pierwsze kilkadziesiąt stron utwierdziło mnie w przekonaniu, że twórcy świata gry - a więc i świata powieści - nie odeszli tak naprawdę zbyt daleko od schematów wypracowanych w swych "stalkerskich" produkcjach. Podobieństw, będących jednocześnie ważnymi składowymi uniwersum, jest co niemiara. Mamy więc post-apokaliptyczną, popadającą w ruinę i rdzewiejącą rzeczywistość, w której próbują się odnaleźć podzieleni na frakcje ludzie otoczeni przez mutanty i anomalie. Inna - na szczęście - jest natomiast geneza upadku i jego zasięg. O ile w Stalkerach mieliśmy do czynienia z ograniczonym terenem Zony i tajemniczym Monolitem, o tyle tutaj źródło zagłady, mutacji i anomalii jest jasno i wyraźnie określone. To Las, gigantyczna bio-anomalia, będąca swoistym symbolem planety i przyrody, zwracających się przeciwko niszczącym je ludziom.
Szkoda tylko, że wspomniane wcześniej, mniejsze elementy konstrukcji świata są po prostu kopią pomysłów z Zony. Sprawia to, że czytając książkę przez niemal cały czas miałem wrażenie przebywania w stalkerowskim świecie, w którym ktoś zasadził zmutowany las w okolicach Czarnobyla. Łowca z Lasu jest dodatkowo opowieścią dość kameralną, akcja skupia się na relatywnie niewielkim terenie z udziałem raptem kilku ważnych postaci, co jeszcze bardziej pogłębia ten efekt.
Czuje się też od razu, że książka napisana została w typowo "gamingowym" stylu. Narracja prowadzona jest z perspektywy pierwszej osoby, co sprawia, że mamy do czynienia z klasyczną zasadą trzech jedności (czasu, miejsca i akcji). Nic o nas bez nas. Obserwujemy więc świat oczami głównego bohatera, niemal pozbawieni jakiejkolwiek możliwości interpretacji, innej, niż narzucona nam z jego perspektywy. Oczywiście oznacza to również, że nie znajdziemy tu żadnych wątków pobocznych, czy dopowiadających jakieś elementy fabuły epizodów; akcja od początku do końca pędzi wraz z bohaterem.
Jednotorowa historia mogłaby z powodzeniem stanowić kanwę dla fabularnego epizodu komputerowego Survarium. Lewicki nie ukrywał zresztą podczas rozmowy, że sam dużo czasu spędza z grami FPS; pokłosie tego daje się wyraźnie odczuć podczas lektury. Do tego stopnia, że niejeden raz kreując w wyobraźni opisywane w książce wydarzenia, niemal automatycznie domalowywałem sobie elementy interfejsu, takie jak licznik amunicji, czy klasyczny pasek życia. Przez niemal całą lekturę trudno odpędzić od siebie myśl, że mamy do czynienia ze zbeletryzowanym opisem przejścia gry. Przyznam, że nie do końca podoba mi się taka formuła, choć zapewne znajdzie ona swoich zwolenników.
Sama opowieść jest relatywnie prosta, nie ma szans na to by pogubić się w zawiłościach tabularnych, bo takowych tu nie ma. To klasyczna opowieść o wyprawie, okraszona ukrytą na końcu tajemnicą i motywem zemsty. Stas, główny bohater, ma jasno wyznaczony cel i stara się go osiągnąć mimo wielu niesprzyjających okoliczności; co chwilę jest ranny, bity, gryziony, ostrzeliwany i wplątuje się w kolejne kłopoty. To taki nieco chandlerowski typ cynika-samotnika, mający własny zbiór zasad i kodeks moralny, ograniczone zaufanie do otaczających go ludzi oraz wyjątkowy talent do popadania w tarapaty. Szkoda tylko, że kilku zaserwowanym przez autora zwrotom akcji brakuje mocy i tak naprawdę niewiele one zmieniają, a najbardziej oczywista wersja finału, jaką jesteśmy w stanie wykoncypować sobie po kilkudziesięciu stronach, okazuje się tą właściwą. Nieco to rozczarowujące.
Lewicki jest już jednak na tyle sprawnym pisarzem, że Łowcę z Lasu czyta się z przyjemnością. Jeśli nastawimy się na lekką, nie wymagającą zaangażowania, rozrywkową lekturę, książka nie powinna nas zawieść. Czyta się ją niemal bezboleśnie, akcja płynie dość wartko do przodu, opisy potyczek są dynamiczne i treściwe, a dialogi brzmią naturalnie. Zresztą właśnie kilka słownych przepychanek między bohaterami powieści, to jedne z najjaśniejszych fragmentów powieści. Pochwalić warto w tym również Michała Gołkowskiego, czyli tłumacza Łowcy z Lasu. Lewicki pisze co prawda bardzo "amerykańsko", ale wciąż daje się podczas lektury wyczuć charakterystyczny dla rosyjskojęzycznych pisarzy styl. Dodatkowo Gołkowski stara się zastępować typowe dla tamtego języka i kręgu kulturowego zwroty i odniesienia polskimi odpowiednikami. Jest to oczywiście nieco kontrowersyjne, jednak w konwencji opowieści przygodowej o wartkiej akcji sprawdza się znakomicie.
Łowca z Lasu jest książką skierowaną ewidentnie do miłośników niezobowiązujących, rozrywkowych powieści przygodowych ze sporą dawką akcji. Miłośnicy bardziej metafizycznej, czy psychologicznej prozy nie znajdą tu zbyt wiele dla siebie. Powieść Lewickiego czyta się jednak na tyle przyjemnie, że spokojnie mogę polecić ją miłośnikom "wschodniego post-apo", jako lekturę do pociągu, czy samolotu. W tej roli powinna sprawdzić się całkiem dobrze.