Nasi ulubieni Święci powracają do gry. Dodatek Gat out of Hell zabiera nas na kolejną szaloną przejażdżkę z dość osobliwą grupą gangsterów.
Nasi ulubieni Święci powracają do gry. Dodatek Gat out of Hell zabiera nas na kolejną szaloną przejażdżkę z dość osobliwą grupą gangsterów.
Przyjęcia urodzinowe potrafią czasem przybrać dość nieoczekiwany obrót. Nikomu chyba jednak nie zdarzyło się ratowanie kumpla z czeluści piekielnych. Podczas uroczystości na cześć Kinzie Kensington jedna z zabaw idzie w dość niespotykanym kierunku i lider Świętych zostaje porwany do piekła. Z pomocą wyrusza sama solenizantka wraz z Johnnym Gatem, by uratować nieszczęśnika od aranżowanego małżeństwa z córką Szatana.
Seria Saints Row słynie z kompletnie zwariowanych pomysłów, a każda kolejna część podnosi poprzeczkę szaleństwa odrobinę wyżej. Podobnie jest i tutaj, bo cały obłęd związany z wycieczką do domeny diabła spięty jest klamrą iście Disneyowskiej narracji. Bajkowe ilustracje przedstawiające kolejne rozdziały naszej przygody poprzetykane są scenkami, w których główni bohaterowie radzą sobie z problemami, śpiewając piosenki.
W pierwszym momencie można odnieść wrażenie, że jest tego za dużo, że twórcy zaczynają zjadać swój własny ogon. Jednak im dalej w las, tym bardziej doceniamy urokliwy chaos wątków, inspiracji i kiepskich żartów. Za każdym razem kiedy zaczyna wkradać się niesmak albo nuda, Gat out of Hell wali nas na odlew w twarz kolejnym zdumiewająco zakręconym pomysłem.
Samo piekło jest tak naprawdę miastem. Miastem z samochodami, dzielnicami, przechodniami, sługami Szatana, kolektorami dusz, demonami i złowieszczo spoglądającymi na wszystko wieżowcami. Te ostatnie zresztą są chyba najsubtelniejszym komentarzem do tego, że właśnie w kolosach ze stali obradują grube ryby z korporacji będące diabłami dnia dzisiejszego. Wszystko inne to klasyczny piekielny wystrój, na czele z rogami, lawą, kotłami i błąkającymi się tu i ówdzie duszami pełniącymi rolę mieszkańców.
Fabuła w grze zbudowana jest w oparciu o miernik tego, jak bardzo wkurzyliśmy pana piekieł. Dopiero kiedy naprawdę mocno zajdziemy mu za skórę, będziemy mogli pomóc szukanej przez nas ofierze porwania. Jak zwrócić uwagę Szatana? Robiąc z jego królestwa demolkę. Mamy zadania polegające na rozwalaniu kolejnych fal wroga. Są misje przejmowania ważnych punktów w mieście, wyścigi, strzelaniny i walki z bossami. Po drodze spotkamy też postaci historyczne (np.: Szekspira) i starych znajomych, którzy będą mieli dla nas do wykonania kilka misji.
Każda z dzielnic miasta ma do zaoferowania dość dużo ciekawych zadań, każda też różni się stopniem trudności. Od początku zabawy z dodatkiem mamy dostęp do wszystkich, ale zapuszczanie się w te przewidziane na dalszy etap rozgrywki i silniejszą postać kończyć się będą porażką, bo wrogowie w nich przebywający będą zbyt mocni. Jest to dobry sposób na sprowadzanie gracza na wskazaną przez twórców ścieżkę. Zamiast sztucznie ograniczać pole gry, twórcy pozwalają nam dostać zdrowo po tyłku, byśmy sami z siebie chcieli się rozwijać w łatwiejszych lokacjach.
Ewolucja naszej postaci - równolegle Johnny'ego i Kinzie, bo zmieniać ich możemy w zasadzie w każdej chwili - przebiega bardzo podobnie do wcześniejszych produkcji z serii Saints Row. Zbierane doświadczenie pomaga nam wchodzić na kolejne poziomy, a wraz z nimi odblokowują się kolejne umiejętności, które wykupić możemy za zbieraną gotówkę. Za piekielną walutę wyposażamy się również w coraz to lepsze i bardziej pokręcone bronie.
Trzecią ścieżką jest zbieranie klastrów dusz, które pozwalają na odblokowywanie i ulepszanie zdolności magicznych. Podobnie jak w czwórce nasze postaci daleko wykraczają poza zwykłe bieganie i strzelanie. Bardzo szybko dostajemy skrzydła pozwalające latać i umiejętności super-szybkiego biegania. W miarę postępów rozgrywki wachlarz tego, co potrafimy zrobić, rozszerza się coraz bardziej.
Latanie bardzo szybko stanie się głównym sposobem przemieszczania. Preferowanym również dlatego, że większość klastrów dusz rozmieszczona jest właśnie tak, by swobodnym i umiejętnym lotem można je było grupowo zbierać. Taki sposób poruszania się po otwartym świecie gry jest świetny, bo daje graczowi poczucie panowania nad przestrzenią. Jednocześnie eliminując żmudne nabijanie kolejnych kilometrów. Druga stroną medalu jest oczywiście kompletne wyeliminowanie z rozgrywki poruszania się samochodami, bo jest to po prostu nieefektywne. O ile drażniłoby to w realistycznym miejskim środowisku, gdzie walczyłyby ze sobą chęć poszalenia za kierownicą z jednoczesną tego nieprzydatnością, to w przypadku Gat out of Hell piekielnie zrujnowane wersje wozów służą jedynie za tło ożywiające puste ulice.
Siłą Saints Row 4 był w dużej mierze kontrolowany chaos w trakcie starć z przeciwnikami. Ich spektakularność oraz czysta frajda płynąca z pokonywania kolejnych fal wrogów dawały grze solidne podstawy. Nie inaczej jest i tutaj. Różnorodność przeciwników, broni i naszych mocy tworzy wystarczająco dobrą mieszankę, by kolejne walki nie były tylko smutnym obowiązkiem, a pełnymi fajerwerków bitwami z mocami piekielnymi. Więc mimo tego że większość zadań, które gra nam proponuje, jest podobna, jeśli chodzi o wykonanie - słowami Johnny'ego Gata trzeba "strzelić komuś w twarz" - zabawa nie staje się nudna.
Moim ulubionym zadaniem stało się przejmowanie świątyń, które będą nam służyć do teleportowania się między dzielnicami. Oprócz tego, że są one w głębokiej jaskini, co już buduje klimat, stawiają wyzwanie kilkuczęściowe. Najpierw trzeba oczyścić teren z wrogów i uruchomić dwa albo trzy włączniki. Potem pokonać wielkiego demona, by ostatecznie zająć teren jako swój. Ani się obejrzałem, minęło 30 minut, ja zarobiłem mnóstwo gotówki i awansowałem o kilka poziomów. Kilka szybkich usprawnień w menu i dalej do roboty.
Samodzielność dodatku polega na tym, że aby się nim cieszyć, nie potrzebujemy pełnej wersji gry. Stawia go to w dość ciekawym miejscu. Oczekujemy czegoś w miarę dużego, samemu tworzącego jednolitą całość, mechanicznie i pod względem nawiązań czerpiącego sporo z podstawki. Blood Dragon w przypadku Far Cry 3 był strzałem bliskim doskonałości. Gat out of Hell jest tego bardzo niedalekie. Wisienką na torcie jest możliwość grania w kooperacji na dwie osoby. Wtedy wcielamy się równocześnie w Johnny'ego i Kinzie, razem siejąc chaos. Pomysł znakomity, jak sprawdzi się w praktyce, dowiemy się po premierze, bo nasza wersja niestety nie pozwalała na taką zabawę.
Nowa odsłona świata Saint Row 4 to naprawdę fajna propozycja. Około 10 godzin, jakie zajęło mi jej przejście, obfitowało w zasadzie w same przyjemne doświadczenia. Głównie dlatego, że wiem, na jaki rodzaj szaleństwa trzeba się tu przygotować - zarówno jeśli chodzi o rozgrywkę, jak i fabułę. Z gry powoli zaczynają wychodzić jej różnorakie ograniczenia techniczne, szczególnie w przypadku animowanych postaci, ale są to rzeczy, na które spokojnie można przymknąć oko. Gat out of Hell to całkiem rozsądny sposób na spędzenie kilku wieczorów.