Seria Tropico nie zwykła rozczarowywać i podobnie jest tym razem. Bananowe imperium ma się dobrze, choć ruch rewolucyjny jest w nim niezauważalny.
Seria Tropico nie zwykła rozczarowywać i podobnie jest tym razem. Bananowe imperium ma się dobrze, choć ruch rewolucyjny jest w nim niezauważalny.
To kilka z naprawdę wielu ciekawostek dotyczących rozmaitych dyktatorów, które twórcy Tropico 5 zamieścili w ekranach ładowania gry. Doskonale wpisują się one w dobrze znany fanom serii luźny klimat, jaki towarzyszy budowie własnego imperium w bananowym raju gdzieś na końcu świata. Po takim wstępie należałoby zapytać: a jakim władcą Ty chciałbyś zostać? Haemimont Games raz jeszcze obsadza graczy w roli El Presidente, któremu towarzyszy jego wierny, acz głupawy asystent Penultimo. Zaczynamy od zera i głównie od nas zależy, w jakim kierunku rozbudujemy naszą wyspę. Głównie, bo po drodze otrzymamy kilka zadań, których zrealizowanie będzie niezbędne dla odniesienia sukcesu w danej misji.
Tropico 5 przeprowadza nas przez cztery epoki: kolonializmu, wojen światowych, zimnej wojny i współczesności. Podobnie jak w innych grach tego typu na każdym z etapów uzyskujemy dostęp do nowych budynków i zdobyczy cywilizacyjnych. Wszystko jest powiązane w spójną całość. Zaczynamy od rzeczy najprostszych: uprawy, hodowli, wycinki drzew. Żeby odblokować nowe technologie, musimy inwestować w budynki edukacyjne, które zapewniają punkty rozwoju. Po opracowaniu nowinek można np. postawić tartak i zrobić lepszy użytek z drewnianych bali. Kolejnym etapem jest bardziej zaawansowany przemysł - zakład produkujący meble. To tylko jeden przykład, który jednak świetnie obrazuje cały łańcuch, jaki trzeba przejść w Tropico 5, by wspiąć się na wyżyny rozwoju cywilizacyjnego.
Rozwój w piątej części serii oznacza zresztą nie tylko pójście w przemysł. To także rozrywki, handel, militaria, budowa stosunków międzynarodowych, turystyka i nauka. Jako szef wszystkich szefów mamy ponadto moc wydawania dekretów, a po uniezależnieniu się od Imperium Brytyjskiego - także wydania i zmieniania konstytucji. Dopilnowanie wszystkiego i zadbanie o równomierny rozwój w każdej dziedzinie nie jest w Tropico 5 rzeczą prostą - tym bardziej, że trzeba dbać o zadowolenie ludności i frakcji politycznych, od których dostajemy dodatkowe zadania. Ogranicza nas budżet, który możemy podreperować wydając obligacje. Te trzeba jednak kiedyś spłacić, więc najpierw warto mieć przygotowany dobry plan rozwoju. A dobry to taki, zapewniający odpowiednie przychody.
Czytając to wszystko miłośnicy Tropico mogą mieć uczucie deja vu. Faktycznie, w "piątce" zmieniło się niewiele względem wcześniejszej odsłony serii. Tu coś dodano, tam coś zmieniono, ale ogólnie rzecz ujmując fani El Presidente poczują się tu jak w domu. Największą - obok podziału na epoki, co zmienia optykę zwłaszcza początkowej fazy rozwoju wyspy - zmianą jest wprowadzenie trybu wieloosobowego. Mogą w nim uczestniczyć maksymalnie cztery osoby, grając przeciwko sobie, lub wspólnie pracując na sukces jednej wyspy. Problem w tym, że tak naprawdę we wszystkich trybach (oprócz wieloosobowego jest jeszcze kampania i piaskownica) rozgrywka w Tropico 5 przebiega w dużej mierze tak samo.
W trakcie kampanii mamy dostęp do zaledwie czterech lokacji. Są one zróżnicowane pod względem ukształtowania terenu, ale zasoby naturalne są na wszystkich z nich podobne. Twórcy Tropico 5 mieli taki pomysł, by na początku misji wybierać jedną z dwóch dostępnych wysp, a w kolejnej przenosić się na tę drugą. Rozwój zostaje zachowany, a dzięki rotacji mamy zachowane uczucie świeżości. Mimo to liczbę dostępnych krain możemy uznać za nieco skąpą. Na szczęście w piaskownicy i multiplayerze wysp jest zdecydowanie więcej, co zapewnia dłuższą zabawę.
Zastanawiacie się zapewne, co recenzja Tropico 5 na PC robi na naszych łamach blisko rok po swojej premierze. Są to uzasadnione wątpliwości, ale postanowiliśmy nadrobić zaległości korzystając z okazji, jaką było wypuszczenie przez firmę CDP.pl gry w polskiej wersji językowej. Spolszczeniu należą się niemal same pochwały. Kinowa lokalizacja pozwala zachować zabawne nagrania aktorów, a napisy są wierne i zachowują lekki klimat produkcji Haemimont Games. Błędy, jeśli w ogóle się zdarzają, to mają raczej charakter naprawdę drobnych wpadek, które w dodatku można policzyć na palcach jednej ręki. Profesjonalna robota, gratulacje.