Wspólny mianownik wirtualnych prezydentów - kiepsko wywiązują się ze standardowych obowiązków głowy państwa. Przyjrzyjmy się najciekawszym z nich bez łamania ciszy wyborczej.
Wspólny mianownik wirtualnych prezydentów - kiepsko wywiązują się ze standardowych obowiązków głowy państwa. Przyjrzyjmy się najciekawszym z nich bez łamania ciszy wyborczej.
Czego spodziewalibyście się jako źli kolesie w podzięce za uratowanie najpotężniejszego człowieka na świecie? Orderu? Pieniędzy? Sławy?
Co powiecie na hamburgery?
Mam nadzieję, ze nie zdradzę zbyt wiele mówiąc, że Reyes to jedyna na tej liście głowa państwa innego niż Ameryka.
Reyes zaczyna swoją "kampanię" jako nadzieja targanego chaosem i niesprawiedliwością Meksyku na odrobinę normalności. Na przywódcę stawiającego dobro ludzi na pierwszym miejscu. Z pomocą Johna Marstona (czyli Twoją, drogi graczu) wąsacz szybko zdobywa władzę, dając pokaz nie tylko swojej niekompetencji, ale i despotyzmu oraz głodu władzy.
Kulminacją jego prezydentury jest jednak zdecydowanie sprowadzenie na swój kraj (i sąsiedni także) apokalipsy zombie. W ostatnich chwilach Reyes solidaryzuje się z obywatelami zamieniając się w nadgniłego zombiaka.
Czytając dalej narażacie się na spoilery z jednej z najlepszych gier minionej generacji.
Pierwsza pani prezydent w świecie Vanquish nie miała łatwej kadencji. Rosyjscy ultranacjonaliści przejmujący amerykańską kolonię orbitalną wystarczą do spadku słupków poparcia. Ta sama grupka smażąca San Francisco energią słoneczną z prototypowego orbitalnego działa to już w zasadzie nakaz eksmisji z Białego Domu. A to dopiero wierzchołek góry nieudolności gabinetu Winters.
Okazuje się bowiem, że Winters wsparła przewrót stanu, dzięki któremu rosyjscy, nacjonalistyczni oszołomowie zdobyli Kreml. Ta partia politycznych szachów miała dać jej pretekst do wszczęcia wojny. Do Franka Underwooda jej jednak daleko, o czym przekonało się potraktowane niczym mrówka przez dzieciaka z lupą San Francisco. Winters udało się jednak uniknąć impeachmentu i medialnej nagonki.
Pamiętacie, jak Tyler Durden zdradził, że jego wymarzonym kompanem do walki w Podziemnym kręgu jest Abraham Lincoln? Ok, a czy ktoś jeszcze pamięta koszmarek w postaci growej adaptacji książki Palahniuka/filmu Finchera?
Jako grywalna postać pojawia się w niej właśnie Abraham Lincoln w szelkach. I to w zasadzie jedyny powód, dla którego ktoś jeszcze ten okrutny niewypał pamięta. Do odblokowania Abe'a wymagane jest ukończenie gry każdą z dostępnych postaci, co jest przyjemnością porównywalną do dostania po twarzy w prawdziwej piwnicy pełnej facetów z gołymi torsami.
Kto grał w którąkolwiek odsłonę serii Sam & Max, jest w pełni świadom, że socjopatyczny królik to jeden z najgorszych kandydatów na prezydenta, jakich można sobie wyobrazić.
Prześledźmy na przykład jego drogę do prezydentury. Max i kumpel Sam (wielki pies) trafili do Białego Domu z misją zbadania dziwnego zachowania wybranego niedawno prezydenta. W toku śledztwa okazuje się, że prezydent jest tak naprawdę hipnotyzującym obywateli robotem, który po chwili traci głowę. Dosłownie. Ameryka traci jednocześnie głowę państwa.
Szybko zwołane zostają kolejne wybory. Startuje w nich robot o prezencji Abrahama Lincolna oraz - bo akurat był w pobliżu - Max. Reszta to już (nie licząc podmiany kartek, z przemową robo-Lincolna) historia. Zwycięzców się przecież nie sądzi.
To imponujący wyczyn - Huffman jest bodaj najgorszym prezydentem na tej liście naprawdę nieudolnych wybrańców narodu. Zacznijmy od tego, że jest pionkiem planującej zniewolenie ludzkości organizacji Majestic. I nawet z idących za tym obowiązków nie potrafi się wywiązać. Huffman bagatelizuje i maskuje działania kontrolowanego przez graczy kosmity Crypto, który - nie da się tego ładnie powiedzieć - chce zniszczyć ludzkość.
Niekompetencja Huffmana prowadzi do jego własnej śmierci oraz częściowego zmartwychwstania w roli przytwierdzonego do wielkiego robota mózgu. RoboPrez nie stanowi jednak dla Crypto większego wyzwania. Ba, porażka Huffmana pozwala kosmicie przejąć jego tożsamość, co znacznie ułatwia przerobienie ludzkości na konserwy.
Znany szerzej jako George Sears Solidus to dopływ świeżej krwi w amerykańskiej polityce. Zmodyfikowany genetycznie, by starzeć się szybciej niż przeciętny Smith, Solidus objął urząd w wieku zaledwie 28 lat. I szybko zabrał się za dość drastyczne reformy. Pierwsza z nich: zniszczenie rządzącej światem zza kulis od dekad organizacji Patriots. Ambitnych planów zrealizować niestety się nie udało. Na stanowisku zastąpiła go marionetka Patriotów.
Jeżeli nie graliście w Fallouta 3, to:
A. ciuś ciuś, bo to świetna gra;
B. uwaga na nadlatujący spoiler wielkiego kalibru.
John Henry Eden to doskonały orator (w czym pomaga głos Malcolma McDowella) i na pozór właściwy człowiek na właściwym miejscu. Facet nie miałby prawdopodobnie problemu z przekonaniem do siebie wyborców, nawet gdyby rząd, ordynacja wyborcza i urny nie wyparowały w atomowych grzybach. Dzięki Edenowi, gdzieś na końcu zasiedlonego przez mutanty tunelu iskrzy się szansa na odbudowanie amerykańskiego snu.
A potem okazuje się, że ta ostatnia nadzieja nuklearnego pustkowia skrywa paskudny sekret. UWAGA, NADCHODZI WSPOMNIANY SPOILER! John Henry Eden to tak naprawdę świadoma sztuczna inteligencja planująca "oczyszczenie" okolic zniszczonego Waszyngtonu przy pomocy broni biologicznej.
Poprowadzony przez wiceprezydenta przewrót stanu doprowadza do obalenia prezydenta Michaela Wilsona. Co robi były już prezydent?
Głupie pytanie. Oczywiście, że siada za sterami mecha, rzuca w pojedynkę wyzwanie całej armii Stanów Zjednoczonych, odzyskuje urząd i kończy erę niegodziwości. Witajcie w świecie Metal Wolf Chaos.
Twoja pierwsza decyzja w Gabinecie Owalnym to wybór pomiędzy wyleczeniem raka lub zakończeniem głodu na świecie, a miejsce zwyczajowego prezydenckiego psa zajmuje tygrys. Nie mam nic więcej do dodania.