Total War Atylla, Total War Arena, Total War Warhammer - Creatvie Assembly zdaje się robi wszystko byśmy ich najbardziej rozpoznawalną marke znaleźli nawet w lodówce.
Total War Atylla, Total War Arena, Total War Warhammer - Creatvie Assembly zdaje się robi wszystko byśmy ich najbardziej rozpoznawalną marke znaleźli nawet w lodówce.
Kiedy grałem w Faraona, jedną z Sierrowych produkcji o budowaniu miast, na piramidę czekałem wieki. Rozkręcenie gospodarki, wydobywanie surowców, zatrudnienie rzemieślników, dostarczenie towaru, itd. Nie było specjalnej waluty przyspieszającej cały proces, nie było skalowania prędkości gry, aby żmudny proces zakończył się w mgnieniu oka. I nie było to czekanie męczące, bo powstająca na moich oczach metropolia ze swoim cudem była sama w sobie wartościową nagrodą. Można? Można.
Total War Battles: Kingdoms to druga w portfolio studia propozycja strategiczna nastawiona na rynek urządzeń przenośnych - choć w tej chwili grywalna jedynie na komputerach. Przenosimy się w niej do średniowiecznej Anglii, by dzielić i rządzić swoim małym państewkiem, a od czasu do czasu stoczyć bitwy z wszelakimi przeciwnościami w postaci rebeliantów czy obcych władców. Mamy więc klasyczny dla serii podział na dwa elementy rozgrywki.
Krótki i prosty samouczek przenosi nas na naprawdę prześliczną mapę terenu, na której szumią lasy, płyną rzeki, biegają jelonki jakby w oczekiwaniu na to byśmy wykorzystali je do budowy lepszego jutra. Sam rozwój imperium jest w zasadzie klasyczny aż do bólu. Potrzebujemy surowców, by wznosić nowe budowle, by zarabiać pieniądze, by trenować armię. Kilka prostych rzeczy - srebro, drewno, kamienie i żywność. Schemat klasyczny, ale wciąż sprawdzający się znakomicie.
Zważywszy, że w przypadku Kingdoms kluczowe znaczenie ma położenie. Farma koło rzeki przynosi lepsze plony, budynki wzajemnie na siebie oddziaływają, a wszystko spięte jest bardzo fajnym pomysłem wpływu pór roku i ukształtowania terenu. Możemy zmieniać bieg poszczególnych rzek, wyrównywać pola pod naszą trzodę chlewną czy karczować lasy pod rozwój naszego państwa. Każda pora roku przynosi inne wyzwania. Źle postawiona tama na zimę może (i będzie) skutkować zalaniem wszystkiego na wiosnę. Razem sprawia to, że stawiane są przed nami ciekawe wyzwania, a sama rozgrywka zdaje się głębsza niż mogłoby się to na początku wydawać.
Gdzieś w tle działa oczywiście system zbierania punktów doświadczenia i awansowania na kolejne poziomy. Zarówno naszego lordowskiego alter ego, co odblokowuje nowe opcje, budynki lub zapewnia inne dodatkowe bonusy, jak i poszczególnych struktur na mapie, co wiąże się ze zwiększeniem ich wydajności i w konsekwencji z obfitszymi nagrodami w postaci surowców.
No więc zebraliśmy odpowiednio drewna, żeby sobie wspomnianą farmę awansować. Klik i czekamy - 8 godzin. Bo Kingdoms to tak naprawdę przedstawiciel Farmville'owego gatunku gier. Surowce zbieramy fizycznie na nich klikając, a każda akcja zajmuje określony czas, który możemy oczywiście skrócić płacąc w złocie. Złocie, które zdobywamy płacąc żywa gotówką. Nie chce Ci się czekać? Nie ma sprawy, kilka złotych wybawi Cię z opresji.
Jednak,co mi w tym tytule naprawdę się spodobało, to fakt, że jej tempo i czas jaki trzeba jej poświecić doskakując raz na jakiś czas, nie wymusza tych płatności. Nie miałem momentu, w którym faktycznie byłem sfrustrowany na tyle, żeby pomyśleć: "ech, zapłacę" albo "ech, nie gram w to". Jasne, że te osiem, dziesięć czy więcej godzin to liczby brzmiące strasznie, ale doskok do gry dwa razy po pół godzinki w ciągu dnia zapewniał mi akurat taki przerywnik jakiego potrzebowałem.
Bo na pierwszy plan wybijają się bitwy, na które pomysł Creative Assembly miało naprawdę znakomity. Spotykamy się na polu walki w dziewięć jednostek ustawionych w trzy rzędy, gzie jednostki bezpośrednio naprzeciwko siebie wchodzą w starcie. Działa tu klasyczny system papier, kamień, nożyce - wiecie, konnica radzi sobie z łucznikami, ale już z włócznikami nie. W to wszystko wpleciona jest opcja szarży, której skuteczność zależy od tego czy w odpowiednim momencie klikniemy na powoli wypełniającą się strzałkę. Perfekcyjna szarża zapewnia kolosalną przewagę, więc warto umiejętnie klikać. Co nie jest takie proste, gdy w grę wchodzi kontrolowanie jednostek oblężniczych, umiejętności specjalnych i dodatkowych rozkazów. Krótkie, pięcio-, siedmiominutowe bitwy to wciągająca rozrywka.
Kompletowanie naszej armii to poważna bolączka w trybie online, i zupełnie fajna sprawa offline. Wiąże się to z tym, że pojedynkując się z komputerem możemy w swoim tempie awansować jednostki i zdobywać coraz to lepszy oręż, a grając z żywym przeciwnikiem najczęściej trafimy na kogoś, kto poszedł droga płatnego przyspieszenia, więc nie za bardzo mamy w takim starciu szanse,
Mi natomiast wystarczała w zupełności zabawa ze sztuczną inteligencją, i wtedy