Pod grubą warstwą kontrowersji kryje się gra. Sprawdzamy, czy Hatred potrafi przykuć uwagę z jakiegoś innego powodu od zabijania niewinnych w imię nienawiści.
Pod grubą warstwą kontrowersji kryje się gra. Sprawdzamy, czy Hatred potrafi przykuć uwagę z jakiegoś innego powodu od zabijania niewinnych w imię nienawiści.
Bezcelowe zabijanie to jedno, druga sprawa to fakt, że polskie studio Destructive Creations postanowiło wynagradzać, a poniekąd nawet przymuszać do wykonywania najbardziej brutalnych aktów w Hatred, jakimi są egzekucje. Główny bohater podchodzi do konającej ofiary i bez mrugnięcia okiem kończy jej żywot - czy to strzałem między oczy, wbiciem nożna w skroń, poderżnięciem gardła, skręceniem karku czy wreszcie rozdeptaniem czaszki. Zabieg ten, o czym zostajemy poinformowani na samym początku gry, jest jedynym sposobem na odnowienie paska życia. W późniejszej części możemy się jeszcze wspomagać kamizelkami kuloodpornymi, ale tylko wykańczanie niewinnych ma właściwości uzdrawiające. Właśnie dlatego Hatred już przed premierą wywołało tyle kontrowersji.
O ile ocenę kwestii moralnych postanowiliśmy w redakcji wydzielić z recenzji i poświęcić jej osobny komentarz (którego publikacji możecie spodziewać się już jutro), pozwolę sobie zauważyć, że praktycznie niemożliwym jest nawiązanie z taką postacią więzi czy utożsamienie się z nią i jej motywacją. Dla mnie jako osoby poszukującej w grach wyszukanej fabuły i rozbudowanych kreacji bohaterów jest to bezdyskusyjna wada, nawet pomimo niewielkich oczekiwań względem akurat tych aspektów. Destructive Creations w ogóle kwestię scenariusza i ukazania motywacji głównego bohatera potraktowało po macoszemu, przez co całość wypada niezwykle płytko i nie jest w stanie wywołać w odbiorcy głębszych emocji, poza oczywiście niesmakiem i zażenowaniem. Za pomysłem na Hatred nie kryje się niestety nic poza tanią sensacją.Pomimo tego, że kampania jest bardzo krótka - cztery godziny wystarczą na jej ukończenie - twórcy i tak nie zdobyli się na zapewnienie różnorodności misji. Większość z nich wygląda dokładnie tak samo: na radarze mamy zaznaczone trzy lokacje, musimy wybić tam odpowiednią liczbę osób i rozprawić się z przybyłymi na miejsce służbami mundurowymi, a następnie opuścić spływające krwią miejsce masakry. Za odhaczenie zadania otrzymujemy możliwość odrodzenia się bez konieczności rozpoczynania misji od samego początku. Po odwiedzeniu wszystkich zaznaczonych miejsc otrzymujemy finalne zadanie, polegające... znów na eksterminacji i przeżyciu. Nie ma choćby krztyny kombinacji czy tym bardziej zmuszenia odbiorcy do jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego. Monotonia to w Hatred stały gość.
Twórcom należy jednak oddać, że potrafią podkręcić tempo akcji. O ile cywile są łatwym celem, a policjanci w pierwszych misjach też jakby strzelają na rozgrzewkę, tak na dalszym etapie, zwłaszcza przy konfrontacji z wojskowymi, robi się naprawdę gorąco. Otwarta wymiana ognia praktycznie odpada, trzeba korzystać z osłon, o ile te znajdują się akurat w okolicy. Jeśli nie ma się za czym schować, pozostaje ucieczka w towarzystwie świszczących obok ucha lub wbijających się w kamizelkę kul. Hatred ubarwia też nieco rozbudowany arsenał, zwłaszcza miotacz płomieni i działka zamontowane na pojazdach. Nader wymyślnych rodzajów broni tu nie uświadczymy, ale jest przynajmniej dobry standard. Zabawę (o ile można to tak nazwać) w dużym stopniu uprzykrza perspektywa izometryczna. Postacie często są zasłonięte przez zabudowania. Widać tylko ich szare sylwetki, ale wygląda to niestety mało przejrzyście. Na domiar złego ściany budynków lubią szybko znikać i na powrót się pojawiać, co wprowadza jeszcze większy chaos. Prawdziwy dramat rozpoczyna się jednak w momencie, w którym wchodzimy na wyższą kondygnację. Nadal widzimy sylwetki ludzi z parteru, ponakładane na obraz piętra, na którym znajdujemy się obecnie. Jeżeli twórcy Hatred chcieli przez ten zabieg osiągnąć pełną dezorientację, mogą przybić piątki na znak wykonania zadania. Na to wszystko dochodzi jeszcze fakt, że często jesteśmy ostrzeliwani przez postacie znajdujące się poza kadrem. Wypada to wszystko, najłagodniej mówiąc, wysoce niezręcznie. Kompletnie położona została też kwestia sztucznej inteligencji. Policjanci praktycznie sami wchodzą nam w linię strzału, a cywile, zamiast brać nogi za pas, zaczynają biegać w kółko bez ładu i składu. Nawet jeśli uda im się wybiec z zamkniętego pomieszczenia na zewnątrz, to i tak można ich dopaść bez większego trudu. Zdarzają się też sytuacje, w których postacie stoją jak słup soli i dopiero po dłuższej chwili namysłu uświadamiają sobie, że ich życie wisi na włosku. Trzeba jednak przyznać, że ekipie Destructive Creations udało się oddać nastrój wybuchu paniki. Ludzie krzyczą, biegną w popłochu, a przy egzekucjach łamiącym głosem błagają o litość.Przy poruszaniu się pod gołym niebem Hatred sprawia wrażenie otwartego świata. W rzeczywistości piaskownica jest jednak nie za wielka i zwłaszcza pojazdami w wyznaczone miejsce docieramy bardzo szybko. Sam model jazdy został uproszczony do granic możliwości i prezentuje się zwyczajnie źle. W początkowych momentach gra przywodzi na myśl pierwsze Grand Theft Auto, ale produkcja Rockstara pozostawiała po sobie w kontekście jazdy lepsze wrażenie - była zwyczajnie bardziej wygładzona jak na ówczesne standardy. Nieźle prezentuje się za to fizyka zderzeń. Na karoserii pojawiają się zagięcia, a jeśli obiekty nie są najtrwalsze, częściowo się rozpadają. Nie jest to może model realistyczny, ale wystarczająco wiarygodny. Dziwnie wypadają natomiast spotkania auta z ludźmi. Nawet poruszając się z minimalną prędkością powodujemy zgon osoby, która zetknęła się z maską kierowanego przez nas samochodu.
Od strony technicznej Hatred wypada bez zarzutu - poza długim czasem wczytywania poziomu na początku misji. Gra działa stabilnie, nie miewa zgrzytów czy przycięć. Wizualnie jest może uboga, ale odcienie szarości wpisują się w mroczny, ponury klimat (szkoda tylko, że w jego akcentowaniu ograniczono się tylko do tego jednego zabiegu). Ładnie prezentują się efekty płomieni czy wytryskującej z hydrantów wody. Animacje są płynne, popracowano też nad odpowiednią liczbą sekwencji egzekucji, by uniknąć nadmiernej powtarzalności. Z drugiej strony modele postaci na zbliżeniach prezentują się dość karykaturalnie, co widać zwłaszcza po niedbale wykonanych twarzach. W trakcie rozgrywki można też natrafić na kilka wizualnych wpadek. Za przykład niech posłuży scena, w której przejeżdżamy samochodem przez kort tenisowy. Rozłożona na środku siatka po kontakcie z pojazdem po prostu znika. Tematu muzyki w Hatred nie ma z kolei większego sensu rozwijać - jest ona aż tak uboga.Niekiedy w filmach dokonuje się zabiegu wywoływania w widzach empatii względem bandytów, porywaczy i wszelkiego sortu typów spod ciemnej gwiazdy. Główny bohater Hatred takich uczuć nie wzbudza, bowiem twórcy nie wysilili się, by wokół jego mroku i braku choćby krótkiego odcinka kręgosłupa moralnego zbudować jakąkolwiek otoczkę. Jeśli do tego dołożyć nieudaną pod wieloma względami rozgrywkę i króciutką kampanię, która jest jedynym trybem gry, nasuwa się tylko jeden wniosek: o produkcji Destructive Creations nie mówiłoby się w ogóle, gdyby nie roztaczające się wokół niej kontrowersje - i może tak by było lepiej. Wystawienie grze najniższej oceny byłoby niepotrzebną pokazówką, natomiast z czystym sumieniem mogę jej przyznać tylko nieco wyższą notę: za kilka w miarę udanych zabiegów i techniczną poprawność. Cała reszta kładzie się na tym tworze cieniem.