Bayonetta: Bloody Fate to animacja z 2013 roku, stworzona przez studio GONZO, znane z takich produkcji jak Afro Samurai czy też serialu Hellsing. W Japonii ten film był wyświetlany kinowo, poza jej granicami zaś doczekał się jedynie dystrubycji na DVD i Blu-ray oraz w serwisach streamingowych, takich jak Funimation.
Filmowa adaptacja jest wierna fabularnie grze. Dla przypomnienia, świat Bayonetty osadzony jest w alternatywnej rzeczywistości, gdzie o losach świata decydował ciągły konflikt między Wiedźmami a Mędrcami. Bezpieczeństwo było możliwe tak długo, jak między tymi wojującymi frakcjami zachowana była równowaga. Zarówno jedni jak i drudzy mieli za sobą o wiele potężniejsze siły: Mędrcy sprzymierzeni byli z aniołami, podczas gdy za Wiedźmami stały siły piekieł.
Tytułowa bohaterka jest dosłownie dzieckiem tego konfliktu - jej matką była Wiedźma, a ojcem ostatni z Mędrców. Sama jednak nie była świadoma pochodzenia - po wybudzeniu z pięćsetletniego snu straciła wszystkie wspomnienia, nie zna nawet swojego imienia. W odzyskaniu wspomnień pomoże jej nieoczekiwany towarzysz - Luka, reporter obwiniający Bayonettę za śmierć swojego ojca. Równocześnie nasilają się ataki aniołów, co ma związek z tym, że tajemniczy Balder czyni przygotowania do wskrzeszenia Stwórcy.
To, że film podążą tymi samymi fabularnymi ścieżkami co gra jest dla mnie jedną z wad tej produkcji. Pomimo tego, że gry dążą do coraz większej "filmowości", języki którymi się posługują wciąż w dużym stopniu się różnią, co daje się odczuć przy takiej właśnie dosłownej adaptacji. Chwilami odnosiłem wrażenie, że przy dążeniu do wierności względem oryginału zostało zachwiane tempo, które powinno obowiązywać w filmie. Rytm gry jest dyktowany przede wszystkim przez rozgrywkę, a przy odarciu z tego elementu całość traci na spójności,
Zdecydowanie bardziej bym wolał, by film opowiadał własną historię - uniwersum Bayonetty daje gigantyczne pole do manewru. Gdyby twórcy puścili wodze wyobraźni to mogłaby powstać opowieść bardziej adekwatna dla filmowego medium.
Nie zmienia to jednak faktu, że film ogląda się z dużą przyjemnością, głównie za sprawą świetnych scen walk. Bayonetta finezyjnie rozprawia się z anielskimi zastępami, każda potyczka jest swoistym morderczym baletem. Co ciekawe, te sceny również w dużym stopniu odtwarzają odpowiadające im fragmenty z gry, tak samo jak bezpośrednio zaczerpnięci są zarówno bossowie, jak i szeregowi aniołowie.
Do elementów zaczerpniętych z gry należy również szalony klimat. Tutaj też się pojawiają pościgi motocyklowe po pionowych ścianach, strzelanie pistoletami zamontowanymi przy obcasach, aniołowie "strzelający" swoimi trąbami (bez skojarzeń proszę) czy masakrowanie przeciwników wyczarowaną piłą spalinową. Miłośnicy dziwności powinni być usatysfakcjonowani.
Niektórych może odstraszyć pojawiający się nieprzerwanie fanserwis (zwany przez niektórych szczuciem cycem). Podczas gdy w grze Bayonetta nie należała do szczególnie pruderyjnych osób, w tym anime udało się twórcom jeszcze bardziej podkręcić jej seksualność - teraz jej pozycje w trakcie ataków są jeszcze bardziej wyzywające, a do tego dochodzą liczne sceny rozgrywające się np. pod prysznicem, gdzie wdzięki są prezentowane w (prawie) pełnej okazałości. Równocześnie odnoszę wrażenie, że został gdzieś zagubiony obecny w grze element swoistego wyśmiewania takiej przesadnej seksualizacji.
Komu mogę polecić ten film? Myślę, że to przede wszystkim świetna gratka dla fanów wiedźmy o kruczoczarnych włosach. Ta produkcja może także zainteresować osoby, które chciałyby poznać Bayonettę, ale nie posiadają odpowiedniej konsoli (gra ukazała się jedynie na PS3, X360 i Wii U). Jeśli jednak nie poznałeś jeszcze Bayonetty, a posiadasz którąś z wymienionych konsol, to zdecydowanie zachęcam do zaznajomienia się z oryginałem. Z całą pewnością Bayonetta: Bloody Fate nie jest złym anime, ale rozczarowuje tym, że nie wykorzystuje potencjału tej marki.