El Presidente na czas wakacyjnego urlopy zamienił słoneczną wyspę na wypełnione potworami fikcyjne królestwo we wschodniej Europie. Co z tego wyszło?
El Presidente na czas wakacyjnego urlopy zamienił słoneczną wyspę na wypełnione potworami fikcyjne królestwo we wschodniej Europie. Co z tego wyszło?
Kim jest Victor Vran? Ano łowcą potworów, który przybywa do Zagoravii na wieść o tym, że być może znajdzie tu jakieś zatrudnienie, a ponadto szukając swoje przyjaciela. I faktycznie, Królestwo zgłasza ostatnio zdecydowanie większą podaż na herosów biegających z mieczami lub czymkolwiek, co rani potwory, bo te przerobiły na mielonkę już cały tabun bohaterskich mężczyzn, których zwłoki walają się zresztą w różnych dzielnicach dookoła miasta. Szybko jednak okaże się, że potwory atakują Zagoravię nie przypadkowo. Całość ma związek z przeszłością Królewny Katarzyny, ale więcej nie zdradzę, by nie psuć Wam zabawy. Przestrzegam tylko, że scenariusz jest raczej sztampowy, a i przedstawienie fabuły dosyć biedne, nie liczcie więc na zbyt wiele pod tym względem. Dodatkowo Victorowi towarzyszy tajemniczy głos w jego głowie, który komentuje aktualne poczynania, ale choć miało być śmiesznie, jest maksymalnie drętwo i sucho. Z czasem przestałem więc zwracać większą uwagę na fabułę, ale to przecież hack'n'slash, odgrywa tu ona naprawdę drugo, jak nie trzeciorzędną rolę.
Taka dowolność w grze jest fajna i sprawia, że nie brakowało mi ani rozbudowanych statystyk, ani też kupowania za jakieś punkty dostępu do umiejętności. Zresztą, w innych często długo zastanawiałem się nad każdym wyborem, a czasem nawet żałowałem swojej decyzji. Dlatego system z Victor Vran przypadł mi do gustu. W jednej chwili mogę przebudować całą swoją postać, mogę też przetestować każdą umiejętność jaką znajdę i do żadnej nie jestem przypisany na stałe. To jest fajne i właśnie za ten element Victor Vran otrzymuje ode mnie największego plusa. Zanim jednak dojdzie do jakiegoś nieporozumienia dodam, że ekwipunek w grze jest mocno ograniczony i powtarzalny, a umiejętności szybko okazują się do siebie podobne. Znajdujemy tylko kilka ich typów w różnych wariantach, szybko znajdziecie więc pewnie dwie odpowiadające Waszym preferencjom i na tym zabawa z testowaniem innych zestawów się kończy. Zresztą podobnie jest z broniami.
Z grami jak w życiu, czasem słońce czasem deszcz, pochwaliłem Victor Vran za wolność w kreowaniu własnej postaci, zganiłem za ekwipunek, czas więc na kolejną pochwałę. Otóż wchodząc do każdej z lokacji mamy do wykonania opcjonalną listę zadań, za które otrzymamy dodatkowe nagrody. Łącznie jest ich w grze ponad dwieście, a czym dalej w las, tym trudniejsze. Część z nich jest prosta, jak na przykład pokonanie wszystkich chempionów na danym obszarze, niektóre to znalezienie wszystkich sekretów, ale znajdziemy także takie bardziej wymagające - jak zabicie danej ilości przeciwników w danym okresie czasu czy za pomocą konkretnej broni. Niektóre wymagają także odpalenia specjalnych heksów, do których uzyskujemy dostęp około 15 poziomu doświadczenia. Modyfikują one zasady rozgrywki, np. odbierając nam stopniowo życie czy wzmacniając siłę lub żywotność potworów. Generalnie wpływają więc na zwiększenie poziomu trudności, ale w zamian pozwalają na zdobycie większej ilości złota czy fajniejszych przedmiotów. Ale nie, nie sprawia to, że loot w grze staje się bardziej atrakcyjny, tak jak wspomniałem powyżej - ogólnie cały czas znajdujemy te same miecze czy strzelby tylko z różnymi statystykami, przez co szybko tracimy tym jakiekolwiek zainteresowanie.
Nie zmienia to jednak faktu, że rozgrywka w Victor Vran szybko staje się dość monotonna. Głównie dlatego, że poruszamy się po nijako i bez polotu zaprojektowanych lokacjach, bijąc głównie tych samych przeciwnikach w różnych przebraniach i czując ewidentnie, że pomysł na tę produkcję został zapożyczony z The Incredible Adventures of Van Helsing i to w dość znacznym stopniu. Obydwoje bohaterowie są zabójcami potworów, noszą kapelusz, poruszają się po podobnych krainach, nawet niektóre z miejsc i przeciwników są do siebie bardzo podobni. Cóż, wygląda na to, że po prostu Haemimont Games zabrakło na tyle kreatywności, by wymyślić coś całkowicie swojego i część elementów zgapiło od konkurencji. Wracając do przeciwników, momentami twórcy popisują się całkowitym brakiem polotu karząc nam bić kulki nazywane "esencjami" - raz jest to esencja kamieni, raz jakiejś elektryczności (lub czegoś w tym stylu), co nie zmienia faktu, że bijemy po prostu latające kulki. A to nie jest zbyt wciągające.
W ogólnym rozrachunku jestem Victor Vran trochę rozczarowany. Gra miała potencjał do tego, by być po prostu lepsza. Szczególnie, że pozwala graczom na dużą dowolność w kreowaniu własnej postaci i w mig można zmienić zarówno bronie, jak i ataki specjalne czy umiejętności pasywne, z których korzystamy. Przy wygodnym sterowaniu, całkiem fajnej walce, heksach i wyzwaniach mogła to być całkiem fajna gra. Niestety, zastosowany przez Haemimont Games system nie do końca dobrze zastępuje rozwój postaci, dodatkowo podczas zabawy mierzymy się z tymi samymi przeciwnikami w różnych wersjach na nijakich lokacjach zbierając za to mnóstwo takich samych przedmiotów, zabawa szybko staje się więc dość monotonna. Sytuację ratuje fakt, że produkcja dostępna jest w niewygórowanej cenie. Fanom hack'n'slashy, którzy przeszli już wszystko co się dało, a szukają lekkiej produkcji na wakacje można Victor Vran polecić, ale zapalonych miłośników gatunku muszę odesłać pod inny adres, bo ten może ich rozczarować. Być może lepiej, by poczekali na zbiorcze wydanie wszystkich trzech części The Incredible Adventures of Van Helsing, z którego Victor Vran sporo zgapiło. Tam znajdą mnóstwo klas postaci i zabawę na kilkadziesiąt godzin. Tu tego nie ma.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!