Po dwuletniej nieobecności powraca król zręcznościowych wyścigów. Need for Speed szykuje się do ataku i postara odebrać się należne mu miejsce.
Po dwuletniej nieobecności powraca król zręcznościowych wyścigów. Need for Speed szykuje się do ataku i postara odebrać się należne mu miejsce.
I to może niekoniecznie w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo mapa wirtualnej wariacji na temat Los Angeles nie jest jakaś ogromna. Twórcy chwalili się co prawda, że świat składa się z 200 mil kwadratowych, co przekłada się na ponad 500 kilometrów kwadratowych i jest to wynik dwukrotnie lepszy niż w Need for Speed: Rivals, ale ja mam wrażenie, że niespecjalnie przełożyło się to na długość dróg, a tych nie jest znacznie więcej niż w poprzednich grach z serii. Charakterystyka mapy wydaje się natomiast podobna do Need for Speed: Underground 2 - jest centrum, jest dzielnica przemysłowa, są wzgórza z krętymi drogami, a wszystko połączone biegnącą dookoła autostradą. Zresztą, cała gra przypomina mi Underground 2 na sterydach. Twórcy mogą ściemniać, że nie wzorują się tylko na tej marce, ale na całym dotychczasowym dorobku Need for Speeda, ale nie wydaje się to być prawdą. I bardzo się z tego cieszę! Nowy Need for Speed ma szansę być takim Undergroundem, o jakim marzyłem od lat!
Pewien niewielki problem, to nasi znajomi. Ich gra aktorska i teksty są przejaskrawione do tego stopnia, że dialogi z kinowego Need for Speed zasługują na Oscara. Naszych znajomych po prostu ciężko się ogląda czy słucha i to pomimo wysokiej jakości voice actingu czy fajnie zmontowanych scen. Gdyby tego było mało, podczas rozgrywki dzwonią do nas praktycznie non stop. Potrafiłem odbierać pięć telefonów w trzy minuty, praktycznie jeden po drugim. Podczas rozmów telefonicznych teksty są sensowniejsze, a voice-acting stoi na naprawdę wysokim poziomie, jednak tak olbrzymia ich częstotliwość jest po prostu męcząca. Zresztą, do tematu fabuły wrócę przy okazji recenzji, gdy spędzę z grą więcej czasu. Na ten moment wystarczy byście wiedzieli, że nie zapowiada się na żadną skomplikowaną historię i poza scenkami rodem z komedii oraz zbyt częstych telefonów nie jest ona nadto upierdliwa. Ale oczywiście pozory mogą mylić.Charakterystyka mapy wydaje się natomiast podobna do Need for Speed: Underground 2 - jest centrum, jest dzielnica przemysłowa, są wzgórza z krętymi drogami, a wszystko połączone biegnącą dookoła autostradą.
Obecność ikon motoryzacji wynika z tego, że nad nowym Need for Speedem pracują ludzie, którzy naprawdę pomyśleli nad tym, co zrobić, by gra była wierna kulturze motoryzacyjnej. Wygląda na to, że obrali dobry kierunek, choć naturalnie wszystko okaże się dopiero przy okazji testu pełnej wersji gry. Ale dla przykładu zestaw samochodów, wybrany został niezwykle celnie - a przynajmniej do pewnego momentu. Nie wiadomo jeszcze, ile dokładnie znajdzie się aut w końcowej wersji gry, będzie ich pewnie kilkadziesiąt, lecz wśród nich przeważają perfekcyjnie wyselekcjonowane modele, jak Mitsubishi Lancer Evolution, Subaru BRZ, Subaru Impreza, Porsche 911, Nissan 180, Mazda RX7, BMW M3 E30 czy Toyota Supra. Oprócz tego zanosi się też na obecność samochodów klasy "super", jak Lamborghini Huracan, czego osobiście nie pochwalam, ale ponownie - aspekt ten dopiero będzie okazja głębiej poznać po oficjalnej premierze.
Sporo czasu poświęcę także z całą pewnością ustawieniom poszczególnych części, bo to właśnie takie parametry jak ciśnienie w przednich lub tylnych oponach, ustawienia hamulców, dyferencjału czy innych elementów wpływają na model sterowania. Największą niespodzianka jest natomiast to, że Need for Speed oferuje tak właściwie dwa odmienne modele - jeden, typowo driftowy, w którym auta wpadają w poślizgi przy każdym skręcie, znacie z Rivals czy odświeżonego Most Wanted. Drugi, bardziej przyczepny, przeznaczony do szybkiej i precyzyjnej jazdy pochodzi z wcześniejszych części. A to od gracza zależy, w jaki sposób dostosuje go do siebie. Każda zmiana wpływa bowiem na to, czy sterowanie będzie bardziej driftowe czy precyzyjne. I nie ma tu miejsca na wartości zero-jedynkowe czy przełączanie jakiś opcji. Samemu grzebiemy w poszczególnych ustawieniach, by auto zachowywało się tak, jak tego chcemy. I jedyną małą plamą na tym pięknym obrazie jest fakt, że w becie najzwyczajniej w świecie nie zdążyłem przygotować modelu sterowania odpowiadającego moim własnym preferencjom. Dążyłem do czegoś innego, niż otrzymałem, a auto nie zachowywało się zgodnie z tym, jakbym chciał. To oczywiście bliskie realizmowi, bo przerabianie samochodów to długie godziny z kluczem, śrubokrętem i laptopem w garażu, gdy pracujemy nad każdym elementem, a inne ustawienia samochodu spisują się w innych warunkach. Mam nadzieję, że przy pełnej wersji, gdy więcej czasu spędzę w garażu, dam radę opracować idealnie odpowiadający mi model sterowania. Jest na to spora szansa.Nowy intercooler nie daje nam "plus trzy" do szybkości, tylko konkretnie wpływa na wykres osiągów auta z hamowni, do których mamy stały dostęp.
Tekst zakończyłbym optymistycznym stwierdzeniem, że oto dostaniemy Need for Speeda na jakiego czekaliśmy od dawna, gdyby nie to, że póki co nie jestem o tym do końca przekonany. Znacie to uczucie, gdy włączacie perfekcyjną grę? Gdy wszystko od początku zgrywa się i zazębia, a wy tylko chłoniecie przyjemność płynącą z ekranu? W przypadku bety Need for Speeda tak nie było. To dziwne, bo każdy z elementów jest raczej dobrze lub bardzo dobrze wykonany, a jednak chłonąc całość nie mogłem w pełni cieszyć się zabawą. Coś mnie blokowało. I nie wiem co. Może uczucie, że gram w wersję beta? Może fakt, że nie do końca zdążyłem ustawić pod siebie model sterowania? Nie wiem dlaczego, ale podczas testów wczesnej wersji nie do końca zdążyłem się przez ten "mur" przebić. Mam szczerą nadzieję, że nie będę miał z tym problemu już przy okazji pełnej wersji gry. Bo od samego początku projektowi szczerze kibicuje, a beta daje nadzieje na to, że Ghost Games wysmaży nam naprawdę świetną grę.