EA, kiedy Skate 4?
EA, kiedy Skate 4?
Tony Hawk's Pro Skater 5 miał być w zamyśle powrotem do korzeni. Żadnego stania na plastikowej desce przed telewizorem wzorem Shred, zero durnowatych wątków fabularnych niczym w Underground. Trzeba przyznać, że autorzy gry dotrzymali danego słowa. Szkoda tylko, że dokumentnie zepsuli wszystko inne. Czekajcie, "zepsuli" to jednak zbyt łagodne określenie. Deweloper Robomodo po prostu spieprzył sprawę.
Najnowsza odsłona cyklu ma w tytule cyfrę 5, co stanowi nawiązanie do czterech pierwszych - zdaniem wielu najlepszych - części. Grając, a zasadzie to torturującym się nią, odniosłem wrażenie, że numer po magicznych literkach THPS oznacza raczej liczbę powodów, dla których pod żadnym wypadkiem nie powinniście sięgać po ten twór. Oto one.
W praktyce utrudnia trzaskanie nawet najprostszych combosów, gdyż gra bardzo często błędnie odczytuje nasze zamiary i zamiast na kolejny obiekt, deskorolkarza posyła prosto na glebę. Daje się to tak mocno we znaki, że jeśli po kilku minutach nie ciśniecie kontrolerem o ścianę, to na pewno podszlifujecie umiejętność rzucania naprawdę długimi wiązankami.
Na późniejsze, nienumerowane części serii takie jak American Wasteland czy Proving Ground, można było narzekać, ale nie sposób było im zarzucić niedopracowanego modelu jazdy na desce oraz systemu wykonywania trików. Te, mimo wielu wad wspomnianych tytułów, pozostały na niezmiennie wysokim poziomie. Dlaczego ktoś stwierdził, że tym razem warto przy tym pogrzebać? Wprowadzone zmiany sprawiły, że w "piątkę" właściwie nie da się grać.
W tym zdaniu nie ma ani krzty przesady: gdyby nie "Slam", to ocenę dla THPS 5 podniósłbym o dwa, może nawet trzy oczka. Dodam tylko, że nie da się zmienić mapowania przycisków.
Animacje kuleją, a fizyka w grze wyraźnie daje do zrozumienia, że poziomy umiejscowiono gdzieś indziej niż na powierzchni Ziemi (w jednym przypadku to prawda). Dźwięki po prostu są, podobnie jak muzyka. Ta ostatnia co prawda nie kłuje w uszy, ale umieszczonym w grze utworom bardzo, ale to bardzo daleko do poziomu kawałków, do których przyzwyczaiła nas seria. Nie będziecie chcieli ich słuchać po wyłączeniu gry.
Bugów jest znacznie więcej. Tragedią jest to, że przyciąć potrafi się już plansza z logiem Activision, którą widzimy jeszcze zanim naszym oczom ukaże się menu. Serio. Ekrany, które widzimy przed rozpoczęciem faktycznej rozgrywki też nie działają płynnie. O dziwo lepiej jest, kiedy wreszcie przebrniemy przez wszystkie loadingi. Przynajmniej do czasu aż nie skusimy się zagrać po sieci. Do trybu multi można przejść w miarę bezboleśnie nawet z poziomu singla, ale wtedy z całkiem płynnej gry robi się prawdziwa sieczka.
Jedną z niewielu nowinek jest edytor poziomów, w którym możemy budować własne skateparki z 250 dostępnych elementów. Pytanie tylko po co to robić, skoro jazda po nich to zwykła męczarnia?
Nie jest tajemnicą, że jako recenzent mogłem zagrać w ten tytuł za darmo. Mimo to, poczułem się obrażony przez jego twórców. Nawet nie chcę wiedzieć, co muszą czuć ci, którzy go kupili.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!