Lara powraca. Stęskniliście się?
Lara powraca. Stęskniliście się?
Dwa lata Square Enix kazało nam czekać na nowe przygody Lary Croft. Po niezwykle udanej poprzedniej części okres ten bardzo się dłużył. Wreszcie jednak doczekaliśmy się ponownego spotkania z panią archeolog. Warto było czekać, chociaż nie obyło się bez zgrzytów.
Fabuła Rise of the Tomb Raider wreszcie pokazuje, po co był reboot całej serii przygotowany dwa lata temu przez ekipę Crystal Dynamics. Nieco inaczej wygląda historia rodziców Lary. W grze ani przez moment nie jest wspominana matka, z kolei ojciec zmarł kiedy bohaterka była jeszcze dzieckiem. Lord Croft pod koniec życia stracił renomę i został uznany za wariata, a także oszalał na punkcie pewnego artefaktu, który miał gwarantować nieśmiertelność. Po latach Lara postanowiła zbadać sprawę i oczyścić ojca z zarzutów o postradanie zmysłów. W tym celu wybiera się do Syrii. Z wyjątkiem tej jednej misji cała akcja rozgrywa się jednak w zupełnie innych klimatach, ale o tym nieco później.
Historia nie zachwyca ilością ciekawych i charyzmatycznych postaci. W zasadzie w tej kwestii od poprzedniej odsłony scenarzystka gry, Rhianna Pratchett, nie zrobiła zbyt dużych postępów. Postacie poboczne raczej nie zapadają w pamięć, ale z drugiej strony też nie są beznadziejnie słabe. Na pewno wiele odejmuje im polski dubbing. Po niedawno wydanym Halo 5: Guardians, które również nie grzeszy dobrymi aktorami, tym razem także ciężko uznać ten element gry za udany. Polski Microsoft powinien bardziej przykładać się nagrywania głosów, albo pozostać przy mniej kontrowersyjnej i problematycznej lokalizacji kinowej. Poziom trzyma w zasadzie wyłącznie Lara, która nie tylko jest ciekawą osobą, ale i nic nie odejmuje jej głos Karoliny Gorczycy. O ile jednak postacie nie są szczególnie udane, tak sama fabuła jest znacznie ciekawsza niż w poprzedniej części. Nie jest to intryga, którą będę wspominać przez lata, ale w czasie gry chciałem ją śledzić i poznać do samego końca. Rhianna Pratchett od lat bardziej słynie z odziedziczonego nazwiska niż swojego dorobku, ale tym razem udało jej się stanąć na wysokości zadania.
Po zapowiedzi Rise of the Tomb Raider wiele osób narzekało na zimowe scenerie, które pojawiały się na pierwszych materiałach z gry. Wprawdzie przez lata Larze zdarzyło się odwiedzać na przykład zaśnieżony Kazachstan (Tomb Raider: Legend), ale były to raczej wyjątki od reguły. Seria związana jest z poszukiwaniem pozostałości po pradawnych cywilizacjach, a te jak wiadomo żyły głównie w cieplejszych regionach świata. Wprawdzie twórcy niekiedy prezentowali urywki ze wspomnianej wcześniej misji w Syrii, ale nie musiało to uspokoić wszystkich fanów. Teraz można jednak wszystko zweryfikować. Otóż jeśli komuś zimowe scenerie w serii Tomb Raider nie pasują, najnowsza odsłona może być sporym problemem. Akcja gry rozgrywa się prawie w całości na Syberii. Osobiście nie przepadam za zimą, stąd takie rozwiązanie niekoniecznie mi odpowiada. W zasadzie nie ma najmniejszego powodu, aby właśnie w tym zakątku świata umieścić ważne dla fabuły wydarzenia. Równie dobrze Crystal Dynamics mogło wywieść Larę gdziekolwiek i nie przeszkadzałoby to w logicznym poprowadzeniu historii. Dla niektórych takie niecodzienne dla serii scenerie mogą być minusem.
Podobnie jak w poprzedniej odsłonie twórcy zdecydowali się na zrobienie rozkroku między liniową rozgrywka, a otwartym światem. Przemierzając kolejne lokacje Lara natrafia na coraz większe plansze, które pozwalają na większą swobodę. Oczywiście między nimi znajdują się liniowe etapy rozgrywane na zewnątrz, czy wewnątrz budynków lub jaskiń. Otwarte przestrzenie powodują niekiedy drobny problem. Za bardzo nie wiadomo, czy iść tam, gdzie wysyła nas fabuła, czy zatrzymać się na chwilę i zająć dodatkowymi aktywnościami. Oczywiście co jakiś czas pojawiają się ogniska, przy których możliwe jest skorzystanie z szybkiej podróży i cofnięcie się do wcześniej odwiedzonych miejsc. Rise of the Tomb Raider jest jednak tak skonstruowany, że trudno zrobić sobie przerwę. Wątek fabularny ciągle pcha do przodu i ciężko jest zatrzymać się na chwilę i pozbierać na przykład znajdźki. W porównaniu do poprzedniej odsłony twórcy zdecydowali się na dodanie zadań dodatkowych. Niekiedy można spotkać przyjaźnie nastawioną postać, która poprosi Larę o wyświadczenie jej drobnej przysługi. Zadanie trzeba zaakceptować lub nie, ale nawet jeśli zdecydujesz się na pierwsze rozwiązanie to bez problemu możesz pominąć nowe zadanie.
W grze oczywiście nie mogło zabraknąć cenionych przez graczy grobowców. W poprzedniej części wiele osób narzekało, że jest ich za mało. W Rise of the Tomb Raider ich liczba zdecydowanie wzrosła. Nie zmienił się za to poziom skomplikowania. Lokacje nie są szczególnie duże i wymagają zazwyczaj rozwiązania jednej zagadki logicznej, która nie jest wielkim wyzwaniem intelektualnym. Do tego dochodzą drobne elementy zręcznościowe i cały grobowiec ukończony. Krótko, ale z drugiej strony sprawia to sporo przyjemności, a na końcu Lara otrzymuje nową umiejętność. Wielka szkoda, że takich fragmentów, oczywiście znacznie bardziej rozbudowanych, nie ma więcej w wątku fabularnym. Niekiedy nieco brakuje klimatu odkrywania pradawnych grobowców. W końcu to właśnie jest główną ideą serii. Należy jednak pamiętać o jednym, moim zdaniem chybionym rozwiązaniu twórców. Czasami wchodząc do grobowca musiałem odejść z kwitkiem. Gra informowała mnie na starcie, że niestety, ale w tym momencie jestem za cienki, aby poradzić sobie z danym wyzwaniem. Rozchodziło się zawsze o jakąś umiejętność lub gadżet, który Lara zdobędzie dopiero za jakiś czas. Wolałbym odkrywać te grobowce na bieżąco niż wracać do nich po czasie lub nawet po skończeniu gry. W tym drugim przypadku zdobyte nagrody niewiele dawały.
Wspomniałem, że za przejście jakiegoś grobowca gra nagradza nową umiejętnością. Brzmi ciekawie, ale niestety kolejne zdolności są mało istotne. Raz przykładowo otrzymałem możliwość podświetlenia jednego z rodzajów pułapek. Korzyść niby jest, ale w tym przypadku minimalna. Sam rozwój postaci wygląda podobnie jak w poprzedniej części. Pokonywanie przeciwników, wykonywanie zadań, czy zbieranie znajdziek nagradzane jest doświadczeniem. To po zsumowaniu daje punkty, które można przeznaczyć na nowe zdolności. W tym wypadku również nie widziałem szczególnie dużych różnic. Lara teoretycznie staje się w czasie gry coraz silniejsza, ale w praktyce trudno było mi zauważyć większe zmiany. Inaczej jest oczywiście w przypadku nowych przedmiotów zdobywanych w czasie rozgrywki. One z racji budowy poziomów są często wykorzystywane. W lwiej części przypadków Lara zdobywała ekwipunek, który pojawiał się w poprzedniej odsłonie. Z nowości wymienić można głównie strzały wybuchające lub z trucizną (ogłusza wroga na krótką chwilę), czy ich wersję pozwalającą na wspinanie się tam, gdzie nie ma się czego złapać, a czekan niewiele pomoże. Lara nauczyła się również skakać po drzewach, niczym Connor w Assassin's Creed III. Na całe szczęście na tym zakończyły się inspiracje produkcją Ubisoftu. Liczba nowości nie jest więc imponująca.
Projektując zaprezentowane w grze sceny twórcy nieco odeszli od schematów, które nie wszystkim przypadły do gustu w poprzedniej odsłonie. Przykładowo Lara nie udaje już biednej i bezbronnej dziewczynki, która ubolewa po zabiciu jelonka, ale później nie ma problemu z odebraniem życia armii ludzi. W Rise of the Tomb Raider już to nie występuje. Rzadziej również bohaterka jest poniewierana przez twórców gry. Oczywiście zdarzy się, że spadnie z dużej wysokości, czy solidnie czymś oberwie, ale odnoszę wrażenie, że jest tego mniej niż dwa lata temu. Zawsze jednak kiedy widziałem takie sceny zastanawiałem się, jak stosunkowo drobne ciało Lary Croft jest w stanie przetrwać coś takiego. Nie brakuje za to pełnych akcji i szybkiego tempa oskryptowanych scen. Pojawiają się one raz na jakiś czas, ale nie sądzę, aby któraś zapadła mi na dłużej w pamięci. Grając nie czułem jednak zmęczenia i przesytu. Proporcje prezentują się mniej więcej jak w poprzedniej odsłonie. Inna sprawa, że we wcześniejszej produkcji studio Crystal Dynamics miało do zaoferowania coś więcej. Wiele scen, chociażby nurkowanie Lary w rzece krwi, pokazywało kreatywność deweloperów. W Rise of the Tomb Raider nieco brakowało mi takich klimatycznych i pomysłowych momentów. Nowe pomysły są bardzo dobre, ale jednak prezentują się nieco słabiej. To chyba największy problem kolejnych przygód Lary Croft – dwa lata temu gra częściej robiła na mnie duże wrażenie i bynajmniej nie wynika to tylko z bardziej świeżej mechaniki rozgrywki.
Gameplay nie przeszedł wielkiej renowacji. Nieco zmieniły się jednak proporcje między walką, elementami zręcznościowymi, a fabułą. Pierwszego z elementów jest przede wszystkim mniej i zdecydowanie wychodzi to grze na dobre. Mechanika strzelania nie jest szczególnie udana i na pewno nie może stanowić podstawy pod shooter, chyba że miały to być słaby shooter. Broni palnej są tylko trzy rodzaje – pistolet, strzelba i karabin. Na szczęście doszła możliwość tworzenia bomb. Jeśli w czasie pojedynku Lara znajdzie obok siebie np. butelkę, może z niej zrobić koktajl Mołotowa. Nie zmienia to jednak faktu, że strzelanie zdecydowanie należy do najsłabszych elementów gry. Gdy tylko była taka możliwość, starałem się korzystać z łuku i po cichu eliminować wrogów. Kiedy dochodziło do otwartej walki frajdy było nieco mniej. Nie pomaga również sztuczna inteligencja. Niekiedy przeciwnicy chowają się za osłonami i rzucają granatami, ale często potrafią iść prosto do ukrytej Lary i wystawiają się na zabójczą serię ze strzelby. Dobry strzał potrafi odrzucić wroga na kilka metrów do tyłu, co wygląda dosyć efektownie, ale jednak wolałbym, aby przeciwnicy zachowywali się bardziej racjonalnie. Zdarza im się również patrzeć prosto na Larę i nie reagować przez kilka sekund. Kiedy wreszcie się ruszali, zazwyczaj mieli już w głowie albo pocisk z pistoletu, albo strzałę z łuku. Na szczęście takiej walki jest nieco mniej niż w grze sprzed dwóch lat. Z drugiej jednak strony na koniec rozgrywki nie mogło zabraknąć licznych i tym samym męczących potyczek z armią przeciwników. Może przy kolejnej produkcji twórcy nauczą się, że finał gry nie musi oznaczać strzelania do hordy wrogów.
Pod względem graficznym nowym przygodom Lary ciężko cokolwiek zarzucić. Gra nie oferuje wielkiego przełomu względem Tomb Raider: Definitive Edition, ale nie jest to szczególnie dużym problemem. Modele postaci są bardzo dopracowane, nie inaczej jest z animacjami. Niestety Lara potrafi często wykonywać nienaturalnie wysokie i dalekie skoki. Był to już dla mnie problem dwa lata temu i niestety wiele wskazuje na to, że twórcy się tym nie przejmują. Sporo dobrego można za to powiedzieć o lokacjach. Nawet najładniejsza grafika nie pomoże, jeśli miejscówki są nudne i bezbarwne. Rise of the Tomb Raider nie jest jednak przykładem tej teorii. Poziomy są oryginalne i ciekawe, a widoki potrafią zapierać dech w piersiach. Opisane nieco wyżej grobowce są tego najlepszym przykładem. One w szczególności potrafią zachwycać architekturą i napotkanymi elementami. Od takiej gry jak Tomb Raider oczekuje się tego, aby pozwalała zobaczyć niezwykłe i nietypowe miejsca. Najnowsza odsłona cyklu być może pod tym względem jest nawet najlepsza z serii i to mimo umieszczenia akcji w teoretycznie mało atrakcyjnej Syberii.
Poprzedni Tomb Raider był dla mnie tak niezwykłą przygodą, że stawiam ją na równi z najlepszymi grami poprzedniej generacji. Nowe przygody Lary uznałem więc za jeden z najważniejszych tytułów tego roku. Jak wynika z treści recenzji nie wszystko ekipa Crystal Dynamics wykonała idealnie. W zasadzie to deweloper skopiował sprawdzoną formułę i dodał do niej kilka drobnych elementów. Efekt jest taki, że Rise of the Tomb Raider jest jednak produkcją słabszą niż poprzednia odsłona. Świeżość rozgrywki to rzecz wręcz oczywista i najbardziej rzuca się w oczy. Mechanika jest jednak na tyle dobra (chociaż słowo fantastyczna również pasuje), że nie zestarzała się. Problemem jest jednak fakt, że zaprezentowane dwa lata temu sceny były ciekawsze. Po prostu gra częściej mnie zaskakiwała i powalała klimatem pojedynczych fragmentów. Nawet miejsce akcji bardziej mi się podobało. Od czasu tamtej produkcji Crystal Dynamics w zasadzie zrobiło znaczący postęp tylko w kwestii wątku fabularnego. Należy jednak pamiętać, że Rise of the Tomb Raider jest tylko nieznacznie słabszy od poprzedniej odsłony. To nadal fantastyczna gra i spędzone z nią kilka dni to okres, w którym na pewno bawiłem się wyśmienicie.
Ponarzekałem nieco na Rise of the Tomb Raider, ale nie zmienia to faktu, że jest to świetna gra i nikt kto da jej szansę nie będzie zawiedziony. Można było jednak oczekiwać bardziej znaczącego progresu i większego dopracowania nielicznych mankamentów poprzedniej odsłony. Crystal Dynamics na pewno nie stworzyło najlepszej tegorocznej produkcji, ale najnowsze przygody Lary Croft bez wątpienia zaliczyć można do czołówki ostatnich 12 miesięcy i całej obecnej generacji. Na kolejne spotkanie z panią archeolog mam tak samo dużą ochotę jak dwa lata temu.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!