Clandestine - recenzja

Paweł Pochowski
2015/11/29 19:30
0
0

Filmy o superszpiegach prezentują jednego bohatera w akcji, który sam radzi sobie z wszystkimi problemami. W Clandestine jest zupełnie inaczej.

Clandestine - recenzja

Powiedzmy sobie szczerze, zupełnie sam na polu walki to poradzić może sobie James Bond i jemu podobni mistrzowie walki wręcz, broni palnej, cichego skradania się, perswazji, negocjacji, prowadzenia samochodów, gotowania i dodatkowo operujący błyskotliwym dowcipem. Tymczasem w prawdziwych operacjach wykorzystywane są raczej całe grupy. Jasne, pewnie w terenie często szpieg, tudzież agent, działa samodzielnie, ale nigdy nie jest osamotniony. Może liczyć na wsparcie kolegów i to z reguły podczas fazy planowania, jak i realizacji. To właśnie ten motyw wykorzystuje Clandestine.

Duńskie studio Logic Artists osadziło swoją produkcję w połowie lat 90-tych, pięć lat po rozpadzie Związku Radzieckiego, gdy tworzył się akurat w wielu państwach nowy ład i porządek. Wcielamy się w Katyę Kozlovą - agentkę pewnej tajnej organizacji, która dopiero zaczyna swoją przygodę ze służbami specjalnymi. Jej głównym zadaniem było przeniknięcie na wrogi teren, zbadanie sytuacji i dostanie się do komputera, by wyciągnąć stamtąd ważne informacje. Pewne okoliczności zmieniły tą z pozoru prostą misję, w coś znacznie trudniejszego, a Katii pozwoliły na rozwinięcie skrzydeł. Szefowie nabrali do niej zaufania, a okoliczności fabularne sprzyjały ku temu, by zlecić jej pracę nad znacznie poważniejszą misją. W jej rodzimej organizacji pojawił się bowiem przeciek. Ktoś okazał się zdrajcą, a dobrzy ludzie zginęli w terenie. Na początku zawiłości scenariusza jest naprawdę wiele. Nie wiemy, ani kto zabił tych ludzi, ani w którym miejscu szukać przecieku. Co więcej, początkowo nie wiemy nawet tak naprawdę z kim i dla jakiej organizacji pracujemy. Wszystko odkrywamy dopiero podczas misji, czasem szperając w znajdywanych dokumentach na własną rękę.

Jak wspominałem akapit wcześniej, Clandestine skupia się na tym, że agent nie poradziłby sobie w terenie bez współpracy z innymi. W tym przypadku jej człowiekiem, z którym przez cały czas jest w kontakcie jest haker, Martin Symborski, który choć jedzie z nią na misje, pozostaje bezpieczny w vanie, skąd podłączony do internetu ułatwia zadanie naszej dzielnej agentce. Mamy tu więc do czynienia z asymetryczną kooperacją. Podczas, gdy jeden gracz wciela się w postać Katii i przedziera się przez wrogie tereny, Martin z nosem przed komputerem stara się ułatwić jej misje, jak tylko może. Czyż to nie brzmi jak genialny pomysł na szpiegowską, skradankową grę akcji? Moim zdaniem dokładnie tak jest. Szkoda tylko, że w Clandestine poza dobrym pomysłem nie pozostało praktycznie nic godnego uwagi.

Cześć skradankowa wykonana jest znacznie poniżej oczekiwanego poziomu. Wyobraźcie sobie, że Clandestine to produkcja, w której nie da się chwycić i przenieść ciał ogłuszonych wrogów, a walka w ręcz jest ograniczona do raptem dwóch ruchów. Gdy skradamy się do przeciwnika, możemy go mocnym ciosem wyeliminować lub zabić - jeżeli jednak akcja nie pójdzie po naszej myśli, stojąc z nim w twarzą w twarz nie ma już możliwości wyprowadzenia żadnego ciosu. Pozostaje tylko wyciągnąć pistolet i strzelić. To z reguły kończy się tragicznie, bo nawet jeżeli położymy trupem jednego, dwóch czy więcej wrogów koniec końców i tak zlatuje się ich zbyt wiele. No i o przejściu misji "po cichu" możemy zapomnieć. Samo strzelanie jest natomiast zrealizowane przeciętnie, nie sprawia żadnej przyjemności. Misje przejść można w różnym stylu, trochę niczym w Splinter Cell: Blacklist - dla przykładu skradając się, zabijając mnóstwo wrogów czy też kładąc nacisk na korzystanie z technologii. Porównywanie tych dwóch gier to jednak kiepski żart, bo dzieli je nie jedna, lecz dwie klasy. Fajnym rozwiązaniem jest to, że sposób przejścia poszczególnych zadań odbija się na scenariuszu, ale jaki to plus, skoro reszta gry nie zachęca do spędzania z nią czasu.

Odmiennie od Katii, Martin siedzi tylko przed monitorami - ma podgląd na mapę z zaznaczonymi pozycjami przeciwników, może przejmować kontrolę nad kamerami bezpieczeństwa i zbierać cenne informacje z systemów. Odpowiednie działanie dwójki agentów jest niezbędne do przechodzenia misji, niezależnie od tego czy drugim agentem kieruje nasz znajomy czy po części wcielamy się w niego sami, pozostawiając część zadań komputerowi. Dla przykładu grając solo prosto możemy wskazać kamerę i poprosić Martina o jej wyłączenie, w przypadku braku drugiego gracza zrobi to automatycznie komputer. System "wskazywania" jest zresztą niewygodny. Nakierowanie kursora myszki na kamerę jest trudne, bo musimy wskazać ją bardzo precyzyjnie, co nie jest łatwe, gdy znajduje się ona w znacznej odległości. Nie zmienia to także faktu, że w danej chwili wyłączona może być tylko jedna kamera. Hacking pełną gębą. W przypadku zabawy samemu, pewne zadania Martina trzeba jednak wykonywać za niego. Zdarzają się misje, podczas których pewne rzeczy muszą być z sobą zgrane. Jak na przykład, gdy Katia próbuje przejść przez policyjną kontrolę podając się za technika do zepsutego systemu. W tym momencie oczywiście trzeba wyłączyć odpowiedni serwer. Często jednak Clandestine niezbyt wyraźnie informuje nas o tym, co i kiedy trzeba konkretnie wykonać, a to spory problem.

GramTV przedstawia:

Pomysł na obecność podczas misji hakera, w którego wciela się drugi gracz brzmi spoko, w praktyce siedzenie przed mapą i systemem nie jest wcale aż tak ekscytujące. By nie umrzeć z nudów Logic Artists przygotowało minigrę - podczas łamania wrogiego systemu (wszystko odbywa się poruszając po minimapie z poszczególnymi komputerami i węzłami, a hakowanie to wciśnięcie jednego przycisku) musimy uważać na poruszającego się po nim admina, który bezustannie sprawdza czy gdzieś nie czai się wróg. Całość przypomina zabawę w Pacmana. Liczyłem na coś zdecydowanie bardziej zaawansowanego, być może w stylu Uplink. Rozumiecie więc moje rozczarowanie. Dodam także, że wszyscy wrogowie są stale zaznaczeni na mapie i mamy pogląd na ich pozycję w każdej chwili, co część skradankową bezsensownie ułatwia.

Na koniec pozostaje natomiast najgorszy element Clandestine - strona techniczna. Twórcom gry pomyliło się tworzenie gry osadzonej w roku 1996 z tworzeniem produkcji, która zachowuje się jak z tamtego okresu. Grafika momentami jest słaba, momentami wręcz paskudna. Jako tako podobało mi się oświetlenie. Natomiast animacja postaci i ich wygląd, totalny brak synchronizacji ust z wypowiadanymi kwestiami, projekty i wykonanie poziomów, nieprzyjemny system chowania się za przeszkodami czy fakt, że Katia przeskakiwać może przeszkody tylko w tych miejscach, w których zostało to zaplanowane składają się na to, że grywalność Clandestine oscyluje niebezpiecznie blisko poziomu podłogi. Całość uzupełnia przeciętna strona audio, której na plus zaliczyć można tylko obecność obcojęzycznych lektorów - słucha się ich naprawdę przyjemnie w przeciwieństwie do dialogów nagranych po angielsku. Te bowiem, jak cała gra, wypadają słabo. Z litości nie wspominam o bugach czy słabo zaprojektowanych miejscach, przez które nie da się przejść, "bo nie". Przykład - na screenie powyżej.

Szczerze powiedziawszy, gdyby Clandestine nie było rynkową nowością, wycenioną na Steam na prawie 23 euro, pewnie byłbym do niej nastawiony bardziej pozytywnie. Gdybym odkrył ją na wyprzedaży w pewnym popularnym dyskoncie z kropkowanym owadem w logo, w koszyku z zapomnianymi grami sprzed dwóch lat i w cenie 19,99 zł, może uznałbym ją za przeoczonego średniaka. Ale w ten weekend dobiegają końca weekendowe wyprzedaże związane z Czarnym Piątkiem. Kto sprawdzał promocje ten wie, jakie hity można nabyć za równowartość wspomnianych 23 euro - w tym przedziale cenowym dostępne są znacznie lepiej wykonane i zaprojektowane gry, które nawet pomimo upływu jakiegoś tam czasu od premiery i tak będą lepiej wyglądać oraz sprawiać lepsze wrażenie od Clandestine. Dobry pomysł to nie wszystko, musi podążać za nim odpowiednia realizacja, której tutaj niestety zabrakło. Przy niskiej cenie Blacklista czy obecności na rynku sporej ilości innych, fajnych i lepiej wykonanych gier z gatunku "akcja/skradanka" nie widzę najmniejszego sensu w tym, by komukolwiek Clandestine polecić.

4,5
Clandestine to nieudana skradanka osadzona w połowie lat 90-tych i tak też wyglądająca
Plusy
  • pomysł był niezły
  • scenariusz nie jest najgorszy
  • stawia na kooperację
  • voice acting niektórych aktorów
Minusy
  • strona techniczna
  • wykonanie
  • niska grywalność
  • ograniczona walka
  • nieprzyjemne strzelanie
  • źle opracowany system sterowania
  • paskudna grafika
  • zbyt wysoka cena
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!