Bulb Boy - recenzja polskiej perełki

Mateusz Mucharzewski
2015/12/14 13:00
0
0

Aż żal się robi, kiedy tak niezwykłe gry przechodzą niemalże bez echa.

Bulb Boy - recenzja polskiej perełki

Z pozoru takich projektów jest w Polsce wiele. Niewielka, kilkuosobowa grupka twórców chce stworzyć coś swojego. Tym razem jest to ekipa Bulbware, która postanowiła przygotować przygodówkę point and click. Mimo iż rozgrywka z pozoru nie wywraca gatunku do góry nogami, tak już świat od pierwszych chwil wzbudza zainteresowanie. Akcja rozgrywka się w niewielkim domku, w którym mieszka mały chłopiec, jego ojciec (ewentualnie dziadek, wydaje się, że mężczyzna jest dosyć stary) oraz nietypowy piesek lub coś bardzo podobnego. Jego niezwykłość polega na tym, że posiada małe skrzydełka i potrafi latać. Najbardziej rzucają się jednak w oczy pozostałe dwie postacie. Zamiast głów mają one... żarówki.

Pierwsza scena w grze skazuje na sielankę. Wszyscy w pokoju śpią i główny bohater, mały chłopiec, musi iść do swojego pokoju i położyć się do łóżka. Wcześniej trzeba wyłączyć telewizor, pogłaskać pieska i włożyć sztuczną szczękę starszego pana do wody. Po dotarciu do sypialni zaczynają się jednak schody. Niepokojący dźwięk i kompletna ciemność sprawiają, że chłopiec musi stawić czoła nieznanemu zagrożeniu, jednocześnie ratując swojego pupila oraz starszego opiekuna. Co ważne w grze w ogóle nie pojawiają się napisy, ani czytane dialogi. Niekiedy można zauważyć dymki z drobnymi rysunkami, które coś komunikują, ale to tylko wyjątki. Mimo wszystko świat gry jest na tyle oczywisty, że zawsze wiadomo co się w grze dzieje. To wszystko jednak sprawia, że historia nie jest najmocniejszym punktem Bulb Boy. W grze pojawiają się retrospekcje, które mają jakiś wpływ na bieżące wydarzenia. Przykładowo jedno z nich kończy się zdobyciem robaka potrzebnego do łowienia. W kolejnej scenie przeciwnikiem do pokonania był wielki robal. Takich akcji jest kilka i sądziłem, że to coś oznacza, ale ostatecznie nie doszukałem się żadnego głębszego znaczenia. Może to jednak tylko moja nieuwaga.

Jak wspomniałem w grze znajdują się przeciwnicy do pokonania. Większość scen wygląda podobnie. Trafiamy do pomieszczenia, w którym jakiś potwór stoi na naszej drodze. Zadanie polega więc na zebraniu odpowiednich przedmiotów i użycie ich tam gdzie trzeba co zaowocuje pokonaniem wroga. Niekiedy te potyczki wymagały drobnej zręczności. Jeden z przeciwników, wielka, zmutowana truskawka (!), strzela co jakiś czas w głównego bohatera trującą substancją. Konieczne jest więc ciągłe przemieszczanie się. Są to jednak bardzo drobne elementy zręcznościowe, a więc nie stanowią dużego problemu. Przez większość gry trzeba tylko rozwiązywać drobne zagadki logiczne. Akcja przenosi się od lokacji do lokacji, a więc siłą rzeczy w danym momencie wszystkie czynności trzeba wykonać w ramach jednej planszy. Fani wymagających łamigłówek mogą więc w Bulb Boy czuć się lekko rozczarowani. Cała reszta nie powinna jednak narzekać, zwłaszcza że w grze znajduje się również możliwość otrzymania podpowiedzi co w danym momencie należy zrobić. Siła Bulb Boy nie leży jednak ani w historii, ani w poziomie trudności zagadek logicznych.

Geniusz produkcji Bulbware znajduje się w kilku innych miejscach. Zacznijmy może od tego, co da się w grze zobaczyć. Wspomniałem wcześniej o przerośniętej truskawce, która jest jednym z wrogów. Najbardziej niezwykły jest jednak inny przeciwnik, którym jest... wielka kupa (ktoś w Bulbware chyba dobrze wspomina Conker's: Bad Fur Day). Aby ją pokonać trzeba zrobić to samo, co zazwyczaj w prawdziwym życiu przy okazji większych "toaletowych osiągnięć" - użyć wody z kranu, odświeżacza do powietrza i włączyć wentylator. Bulb Boy pełne jest takich niezwykłych scen. Przez spory kawałek czasu sterujemy nawet samą głową/żarówką. To jedna z nielicznych gier bez momentu, w którym nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Trudno nie podziwiać kreatywności twórców. Po skończeniu Bulb Boy ciężko było mi zapomnieć o niektórych momentach. Nie ma jednak sensu ich dokładnie opisywać. Największą atrakcją jest odkrywanie wszystkiego samemu.

GramTV przedstawia:

Niezwykłą kreatywność twórców widać również obserwując desing świata. Żarówki zamiast głów to jedno, kolorystyka i wybrany kierunek artystyczny to drugie. W zasadzie najlepiej po prostu samemu rzucić okiem na obrazki z gry, aby przekonać się, że Bulb Boy wygląda po prostu rewelacyjnie. Również animacje i niezwykle ważne w tej grze oświetlenie są dopracowane do perfekcji. Nie ma więc różnicy czy obserwujemy dzieło polskich twórców na statycznych obrazkach czy filmie. Zawsze efekt jest niezwykły. W tym przypadku określenie "dzieło" jest jak najbardziej na miejscu. Mimo iż każdego tygodnia na rynek ląduje ogromna ilość gier, niezwykle rzadko zdarza się trafić na taką perełkę. Wszystko to uzupełnia muzyka, która oprawie wizualnej nie ustępuje ani trochę. W niektórych scenach, zwłaszcza wspomnieniach, dźwięk dodawał rozgrywce niezwykle dużo uroku i klimatu. Oprawa A/V to bez wątpienia jeden z najmocniejszych punktów Bulb Boy. Nie widzę przeciwwskazań, aby uznać tytuł ekipy Bulbware za jeden z najlepszych pod tym względem jaki w ostatnich miesiącach trafił do sprzedaży.

Klimat buduje nie tylko oprawa, ale i wydarzenia przedstawione czy postacie. Z pozoru Bulb Boy jest grą bardzo uroczą. Wygląd i ruchy bohaterów potrafią skutecznie wywołać uśmiech na twarzy. Z drugiej jednak strony niekiedy pewne wydarzenia nie mają wiele wspólnego ze śmiechem. Bulb Boy momentami jest uroczy, ale po chwili zaczyna być creepy. Przykładowo animacje śmierci (w niektórych miejscach da się zginąć, punkty kontrolne są jednak tak rozmieszczone, że straty są praktycznie zerowe) są dosyć krwawe i brutalne. To wszystko sprawia, że gra ma niezwykły klimat, dosyć rzadko spotykany w grach. Bulb Boy raz bawi, a po chwili wprowadza nastrój grozy. Czas spędzony z tytułem rodzimych twórców jest więc niecodziennym doświadczeniem. Spora część klasyków sceny indie zdobyła to miano właśnie dzięki takim emocjom.

Lubię takie gry jak Bulb Boy. Widać, że twórcom za wszelką cenę zależało na dopracowaniu każdego elementu rozgrywki i to właśnie się udało. Jeśli jednak zestawimy to ze stosunkowo niewielkim zespołem od razu nasuwa się myśl, że nie wszystko może być idealne. Tak też jest w rzeczywistości. Bulb Boy to niezwykła przygoda, pełna niesamowitych zdarzeń i z genialnym klimatem. To jednak rozrywka na raptem 100 minut. Dokładnie tyle (wg Steama) zajęło mi przejście gry. Nie chciałbym od nowa rozpoczynać tematu długości gier, bo wcale nie tak dawno temu przerabialiśmy go na łamach Gram.pl. Decyzję o kupnie Bulb Boy pozostawiam więc każdemu z osobna. Mi to nie przeszkadzało zbyt mocno, co widać zresztą po ocenie. Jeśli jednak dla kogoś 10 euro za rozrywkę krótszą niż film (nawet jeśli jest na bardzo wysokim poziomie) to zdecydowanie za dużo, proponuję polować na promocje. Wtedy portfel nie powinno tak ucierpieć.

Jeśli jednak pieniądze nie są decydujące, polecam po Bulb Boy sięgnąć już teraz. To niezwykła produkcja, znacznie lepsza niż spodziewałem się w najbardziej optymistycznych wizjach. Mimo kilku ciekawych premier nie jestem w stanie wskazać lepszej polskiej gry indie w 2015 roku. Czas rozgrywki na pewno jest wielkim minusem dla wielu osób, ale dla mnie to wszystko blaknie przy genialnym designie, klimacie i niezwykłej kreatywności twórców. Takie perełki nie zdarzają się zbyt często i wielka szkoda, że o Bulb Boy nie mówi się zbyt wiele. Cieszę się, że mogłem bliżej opisać poziom tej produkcji. Takie gry zawsze warto promować.

8,7
Perełka zamknięta w żarówce
Plusy
  • klimat
  • design świata
  • muzyka
  • mnóstwo świetnych pomysłów
Minusy
  • jedynie 100 minut rozgrywki
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!