A gdy znów po pracy razem się spotkamy...
A gdy znów po pracy razem się spotkamy...
Uwielbiam Simsy. Uważam, że od czasu do czasu warto nieco popuścić trochę pary i spróbować czegoś więcej niż produkcji zmuszających do myślenia, strzelania, podejmowania ciężkich moralnie decyzji i wbijania w pada kombinacji przycisków. Ot, taka bardzo luźna gra, którą od czasu do czasu można włączyć po ciężkim dniu w pracy, aby móc stworzyć Sima, ubrać go, nakarmić i. wysłać do pracy? Ewentualnie utopić w basenie, bądź też zapoznać z piękną blondynką z sąsiedztwa. Co kto lubi. Dodatek Witaj w pracy bardzo mi się podobał. Miał w sobie nutę świeżości wyciągniętej wprost z popularnych aktualnie gier społecznościowych. Pierwsze wrażenia z dodatku The Sims 4: Spotkajmy się napawały optymizmem, ale po dłuższej rozgrywce zaczęło robić się nieco... Simowo.
Nie zrozumcie mnie źle - Simsy to w końcu Simsy, prawda? Gra, poza, oczywiście, takimi prozaicznymi sprawami jak jedzenie czy wydalanie, skupia się przede wszystkim na interakcjach społecznych pomiędzy mieszkańcami danego budynku i sąsiadami. Nie bez powodu w zakładce Potrzeby widnieje Towarzystwo. Gracz może popychać stworzone przez siebie postacie do zachowań ekstremalnych bądź po prostu pozwolić mu na rozwijanie się w społeczeństwie jak szaremu Kowalskiemu. I dodatek Spotkajmy się właśnie ten aspekt rozwija. Tym razem jednak nie musimy zapraszać znajomych na imprezę i później martwić się o talerze leżące na ziemi (Simowie zawsze mieli problem z określeniem, gdzie powinni stawiać brudne naczynia) czy zepsutą toaletę. Najważniejszą nowością w grze są kluby.
Jeden Sim może należeć jednocześnie do trzech klubów, a każdy klub może mieć maksymalnie ośmiu członków. Nie do wszystkich klubów można się z miejsca zapisać. Do niektórych należy otrzymać specjalne zaproszenie. W tym celu udajemy się na spotkanie z członkami klubu i udajemy, że ich lubimy, by sprawić na nich dobre wrażenie. Jak w życiu - jeśli się spodobamy, dostajemy się do paczki. Nie spodobamy się - trudno, przynajmniej zawarliśmy nowe znajomości. Nie każdy ma też predyspozycje do zostania klubowiczem. Muszą spełniać pewne kryteria lub posiadać określone cechy charakteru. Klubów stworzonych w grze jest w sumie kilka. Każdy klub ma własne zasady, listę rzeczy zakazanych oraz miejsce spotkań. Dołączając do już istniejącego klubu musimy pamiętać, że nie będziemy jego liderem. Przynajmniej nie na początku, choć wewnątrz mogą zdarzyć się pewne szarady, dzięki którym możemy wysunąć się na pierwsze miejsce w grupie. Lider może przykładowo decydować o tym, w jakim miejscu grupa się spotka.
A opcji jest całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że do gry dodano nową lokację - Windenburg. Miasto wzorowane jest w pełni na tych europejskich. Nie jestem w stanie określić, jakich dokładnie. Kiedy zapytałam producenta The Sims 4 o inspiracje, odpowiedział mi, że jest to zlepek pomysłów twórców, którzy albo mieszkali niegdyś w Europie, albo byli tam na wycieczce. I tak właściwie to wygląda. Z jednej strony mamy do czynienia ze starymi, niemalże irlandzkimi barami, z drugiej znajdziemy tam posiadłości rodem z czasów Ludwika XIV. Nawet ulice stanowią jeden wielki miks architektoniczny, który, o dziwo, łączy się tu w całkiem zgraną i ładną całość i nie przypomina chaotycznego zlepku lokacji. Szkoda tylko, że nie można skorzystać z dobrodziejstw wszystkich dostępnych w grze punktów, takich jak chociażby zbiorniki wodne. Owszem, możemy popływać w niektórych miejskich bajorkach, jednak nie we wszystkich zamoczymy stopę. Wiąże się to również w pewien sposób wyborem naszego klubu, z którym udajemy się na spotkanie.
Nie każdą czynność możemy wykonywać. Niektóre czynności są w danej grupie zakazane. I tutaj ciekawą opcją jest tworzenie własnego klubu. Możemy zatem wybrać wszystkie wspomniane wcześniej umiejętności, miejsce spotkanie, a nawet typy osobowości czy styl ubioru. Wszystko zależne jest od predyspozycji gracza. Mnie najbardziej jednak zainteresowała ingerencja w zasady i czynności zakazane. Stworzyłam własny klub, którego głównym zadaniem było bycie dla siebie wrednymi. I to faktycznie przekształciło się w festiwal bójek i simowych przepychanek słownych. W opcjach konwersacji pojawiały się przede wszystkim mocne odzywki czy zaczepki. Najczęściej kłamstwa. Wewnątrz klubu świetnie się to sprawdzało, mogłam swobodnie siać chaos, a moi klubowi Simowie byli z tego zadowoleni. Nie wszystkie jednak okrutne czynności były uważane za prawidłowe. I to było całkiem ciekawe społecznie doświadczenie. W opcjach klubu ustawiłam, by Simowie byli dla siebie wredni, jednak żarty ze śmierci bliskich czy oszustwa dotyczące zwolnienia z pracy były odbierane jako zbyt brutalne i psuły konwersację. Trochę inaczej ma się sprawa podczas spotkania klubowiczów należących do stworzonej przeze mnie grupy na spotkaniach innych klubów. Przykładem może być sytuacja, w której na moim przyjęciu niemiłe żarty spotykały się z aprobatą współklubowicza, a na spotkaniu obcego klubu ten sam żart wzbudził już oburzenie. Z drugiej strony moje decyzje o zakazie przytulania i "bara-bara" odbiły się też na stosunkach w domu i niemożności powiększenia rodziny.
Na spotkania możemy się umawiać nie tylko przez opcje klubu. Nie muszą mieć one miejsca również w określonej w zasadach lokacji. Tutaj wiele opcji wprowadza nasz smartfon. Dzięki niemu nie tylko wyślemy SMS-a do znajomego czy zadzwonimy na pogaduszki. Tutaj telefon ma przede wszystkim funkcję umawiania imprez. Możemy albo odebrać wiadomość z zaproszeniem, albo zdecydować się na zorganizowanie spotkania samemu. Należy się jednak spodziewać, że takie imprezy kosztują. I jak za zwykłą potańcówkę zapłacimy 20 simoleonów, wesele wyciągnie z naszej kieszeni 1000 simoleonów. Takie spotkanie jest jednak ograniczone czasowo, w przeciwieństwie do spotkań klubu. Dodatek wprowadził też kilka innych nowości, których nie było mi dane wypróbować ze względu na podjęte przeze mnie decyzje o zakazie igraszek. Przykładowo nie zobaczyłam "bara-bara" w szafie oraz w krzakach.
Dodano również nowy zawód - DJ. Podczas rozgrywki na pierwszy rzut oka widać, że skupiono się tutaj przede wszystkim na aspekcie imprez i tańca. Część spotkań klubów wygląda jak te, które możemy swobodnie przeprowadzać w zaciszu własnego simowego domu. I choć było wiele klubów, w których całkiem nieźle się bawiłam (choć przyznam, że ze stworzoną przeze mnie grupą rozwijałam się najlepiej), niektóre spotkania były dla mnie po prostu nudne (ogrodnictwo... ziew!). Spotkania rozwijają jednak grupę i pozwalają na zdobycie specjalnych klubowych punktów, za które możemy dokupywać różnego rodzaju bonusy. Nie jest ich jednak przesadnie wiele.
Jeśli jesteście jednocześnie posiadaczami poprzedniego dodatku, nie powinniście się martwić o działanie gry. Wszystko działa tu ładniej, choć czas ładowania gry nieznacznie się wydłużył. Podczas rozgrywki zauważyłam tylko jeden mankament. Otóż dzięki dodatkowi Witaj w pracy otrzymywałam powiadomienia o wysyłaniu Sima do roboty. W przypadku normalnej kariery, w której nie mieliśmy możliwości dołączenia do Sima podczas jego dnia w pracy, gra informowała jedynie o spóźnieniu, a mojego bohatera musiałam wysyłać do pracy manualnie, klikając w specjalną ikonę.
The Sims 4: Spotkajmy się powinno spodobać się tym, którzy lubią społeczne eksperymenty. Wszystkie aspekty związane z rozwijaniem więzi między postaciami zostały mocno rozwinięte, ale nie zmienia to faktu, że w Spotkajmy się nie wciąga tak bardzo, jak Witaj w pracy. Owszem, jest to solidny dodatek, jednak nieco pozbawiony ducha świeżości. Często łapałam się na tym, że wolałam odbębnić 8 godzin lecząc lamią grypę niż pójść do baru na mlecznego drinka. Ale do gry jeszcze wrócę. Chociażby po to, żeby zobaczyć "bara-bara" w krzakach.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!