Dziewczyna z kotem wraca po czterech latach, by pobiegać po suficie na dużym ekranie. I udowodnić, że remastery to nie zawsze łatwy skok na kasę.
Dziewczyna z kotem wraca po czterech latach, by pobiegać po suficie na dużym ekranie. I udowodnić, że remastery to nie zawsze łatwy skok na kasę.
Kiedy na zeszłorocznym Tokyo Game Show zapowiedziano przeniesienie Gravity Rush z PS Vity na PlayStation 4, nastawiłem się do tego pomysłu bardzo sceptycznie. Co prawda nie było to zaskoczeniem w kontekście ujawnienia Gravity Rush 2 na PS4 - zremasterowana wersja gry z handhelda miała być dobrym wprowadzeniem dla osób, które nie grały w oryginalną "jedynkę". Miałem jednak spore obawy przed tym, czy przeniesienie właśnie tej gry nie okaże się chybionym pomysłem. Przykład Tearaway: Unfolded pokazał, że niektóre pomysły sprawdzają się o wiele lepiej w kieszonkowej wersji. Tymczasem Gravity Rush: Remastered to dowód na to, że wielkość i płynność ma znaczenie.
Jeżeli Gravity Rush, które będzie obchodzić w lutym czwarte urodziny, to dla was zupełna nowość, polecam w pierwszej kolejności zapoznać się z archiwalną recenzją autorstwa mojego redakcyjnego kolegi. Gravity Rush: Remastered to formalnie ta sama gra zawierająca trzy DLC wypuszczone na PS Vitę (kilka misji i dodatkowe stroje), więc pod względem zawartości posiadacze PlayStation 4 nie powinni liczyć na lepsze traktowanie.
Dla porządku przypomnę, że w Gravity Rush pierwsze skrzypce gra dziewczyna imieniem Kat, która budzi się z amnezją w latającym mieście Hekseville. Kilka chwil później okazuje się, że bohaterka jest obdarzona zdolnością łamania praw grawitacji, co wykorzystuje do ochrony mieszkańców przed tajemniczym zagrożeniem, a przy okazji pozwala jej poznać odpowiedzi na nurtujące pytania o własną tożsamość.
Gravity Rush: Remastered to mieszanka zręcznościówki, RPG i sandboksa, która bazuje na motywie manipulowania grawitacją. Przytrzymując prawy spust, odrywamy Kat od podłoża, a następnie wybieramy nową płaszczyznę (ścianę, sufit), na której ma wylądować. Na początku wydaje się, że dziewczyna potrafi latać, ale w rzeczywistości jej umiejętność to spadanie związane ze zmianą siły przyciągania. Możliwość biegania po pionowych ścianach i suficie jest ograniczona, tym niemniej system rozwijania postaci pozwala wydłużyć czas spędzony na płaszczyznach niedostępnych dla mieszkańców Hekseville.
Pod względem sterowania wersja Remastered nie odbiega wyraźnie od schematu znanego z handhelda. Kiedy dziewczyna znajduje się w stanie nieważkości, wychylenia pada lub ruchy gałką pozwalają wybrać miejsce planowanego upadku (tak samo było na Vicie). Zamiast mazać po ekranie, by wykonywać uniki, możemy smarować palcem po panelu dotykowym Dualshocka 4. Poza drobnymi nowościami (np. wykorzystanie L2 i R2 do Gravity Slide) sterowanie pozostało niezmienione, co nie powinno budzić żadnych zastrzeżeń.
Zremasterowana wersja może się jednak pochwalić kilkoma usprawnieniami, którymi góruje nad pierwowzorem. Gravity Rush na PS Vicie urzekało projektem miasta, ale dopiero teraz, na ekranie o wiele większym niż 5 cali, możemy w pełni podziwiać pracę ekipy Project Siren, ulepszoną przez ludzi z Bluepoint Games. Weterani w dziedzinie remasterowania gier (m.in. God of War Collection, Uncharted: The Nathan Drake Collection, Metal Gear Solid HD Collection) nałożyli tekstury w wysokiej rozdzielczości, i chociaż nie udało się ukryć przenośnych korzeni Gravity Rush: Remastered, to jednak całość wygląda bardzo przyzwoicie. Prostota modeli i liczne uproszczenia zdradzają wiek i pochodzenie gry, na szczęście zupełnie o nich zapominamy, gdy Kat odrywa się od ziemi (albo ściany - dla niej to bez różnicy) i wykonuje swój powietrzny taniec.
Oprócz grafiki przystosowanej do standardu 1080p największym plusem Gravity Rush: Remastered jest dwukrotnie zwiększona liczba klatek animacji. Gra śmiga teraz w 60fps i chociaż zauważałem chwilowe zwolnienia, to podkręcenie płynności naprawdę uczyniło z Gravity Rush znacznie przyjemniejsze doświadczenie. Jak napisałem we wstępie, wielkość ekranu i większa płynność ma tutaj ogromne znaczenie. W Gravity Rush: Remastered nie można już narzekać na wykonywanie manewrów i orientowanie się w przestrzeni, które przed laty bywało utrudnione przez 5-calowy wyświetlacz. Z kolei 60 klatek animacji na sekundę, poza tym, że miłe dla oka, polepszają zabawę bazującą na zręcznościowych manewrach i walce z licznymi przeciwnikami.
Gravity Rush: Remastered to w dalszym ciągu ta sama gra z konkretnymi wadami i niewątpliwymi zaletami (jeszcze raz odsyłam do recenzji wersji na PS Vitę), dla której przeskok na PlayStation 4 okazał się być wyjątkowo udany. Jest ładnie (jak na czteroletnią grę z handhelda), płynnie, a motyw łamania praw grawitacji nadal zapewnia sporo dobrej zabawy. I chociaż w dalszym ciągu nie przekonałem się do monotonnego i niezbyt satysfakcjonującego systemu walki, który stanowi ważną część całej gry, to nie ukrywam, że lepiej biegało mi się po ścianach na dużym ekranie z padem w dłoniach.
Osoby, które odbiły się od oryginalnego Gravity Rush, raczej nie mają tu czego szukać, bo poza ładniejszą grafiką i 60fps nie ma tu nowości i zmian w mechanice. Nowicjuszom zaopatrzonym w PlayStation 4 polecam zwrócić uwagę na Gravity Rush: Remastered, jeżeli szukają ciekawej zręcznościówki z urzekającym klimatem. I oczywiście wszystkim tym, którzy myślą o zagraniu w Gravity Rush 2, kontynuującym wątek Kat z "jedynki".
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!