A jednak da się wydać grę bez żadnego pomysłu i jeszcze zaangażować w to dużego wydawcę.
A jednak da się wydać grę bez żadnego pomysłu i jeszcze zaangażować w to dużego wydawcę.
Mojang po sukcesie Minecrafta z jednej strony miał wszystko czego do szczęścia potrzeba, z drugiej musiał walczyć z łatką tych, którym w życiu wyszła tylko jedna gra. Pierwszą okazją do zmiany tej opinii była turówka Scrolls. Nie wyszło. Teraz przyszła kolej na platformówkę Cobalt, której Mojang, jeszcze przed przejęciem przez Microsoft, został wydawcą. Znowu nie wyszło.
Produkcja ekipy Oxeye Game równie dobrze mogłaby nazywać się Nijakość. Nie ma w tej grze choćby jednego, minimalnego elementu, który w jakiś sposób się wyróżnia. Ok, bohater może się turlać i w ten sposób odbijać pociski wystrzelone przez przeciwników. Niewiele to jednak zmienia. Cała rozgrywka to do bólu przeciętna platformówka. Zacznijmy może od poziomów. Te wyglądają jak stworzone do gry wydanej 15-20 lat temu. Od tego czasu wiele się w branży zmieniło, na przykład wymagania, które są znacznie wyższe. Trudno w lokacjach doszukać się jakiegoś pomysłu czy głębszej idei. Przeciętność do granic możliwości.
Lokacje są jakie są nie tylko w swojej budowie, ale i designie. Wszystko wygląda jak studencki projekt kilku programistów, dla których ważne jest aby wszystko działało. Nie musi to wyglądać, przecież oni nie są grafikami. Od komercyjnego projektu oczekuje się jednak, że w zespole będzie dyrektor artystyczny. Takiej osoby najwidoczniej nie ma ekipa Oxeye Game. Efektem jest to, że pod względem wizualnym Cobalt jest... nijaki. Tu już nawet nie chodzi o grafikę nieprzystającą do obecnej generacji konsol. Wystarczy spojrzeć na screeny czy trailer. Twórcy nie mieli najmniejszego pomysłu na wygląd głównego bohatera, przeciwników czy odwiedzanych miejsc. Gdybym teraz zaczął wymieniać inne platformówki z ostatnich lat to prawdopodobnie każda miałaby swój unikatowy design. Cobalt na ich tle wygląda bardzo słabo.
Sama rozgrywka to jednak nie tyle kolejne sekwencje zręcznościowe (jak w klasycznej platformówce), a walka. W tym momencie pojawia się pierwszy element, który można nawet pochwalić. Twórcy zdecydowali, że potyczki będą nieco trudniejsze niż w innych produkcjach. Główny bohater może dosyć łatwo zginąć, ale z drugiej strony najczęściej wystarczy jeden strzał, aby powalić wroga. Ma to nawet swój urok. Jak wszystko mi się układało potrafiłem czerpać sporo przyjemności ze strzelania do wrogów. Zapytasz pewnie co to znaczy "jak wszystko mi się układało". Największy problem z Cobaltem to ilość amunicji. Bywały momenty, że przebiegłem kilka plansz z rzędu. Omijałem wrogów i starałem się tylko unikać pocisków. Niestety sklepy z amunicją nie pojawiają się zbyt często. Kiedy miałem czym strzelać bawiłem się całkiem nieźle. Szkoda tylko, że tak nie było zawsze.
Walka ma również jeszcze jeden ważny element - AI. Nazywanie algorytmów zachowań wrogów słowem inteligencja to spore nadużycie. Przeciwnicy są niesamowicie głupi i często tylko stałem i nie mogłem uwierzyć jak niezdarnie próbują pokonać jakąś przeszkodę czy wskoczyć na umieszczoną nieco wyżej półkę. Czasami nawet ciężko było to wykorzystać. Walka bywa przyjemna nie tylko wtedy kiedy nie brakuje amunicji, ale i w momentach, w których wróg stał na mojej wysokości. Nie wiem jakim cudem twórcy mogli uznać, że lewa gałka powinna jednocześnie służyć do poruszania postacią oraz celowania (przy czym można to robić tylko do przodu, w górę oraz pod kątem 45 stopni). Kiedy więc dookoła zaroiło się od przeciwników trzeba było mocno kombinować. W każdej dynamicznej grze, w której łatwo zginąć konieczne jest precyzyjne sterowanie. W Cobalt jest z tym spory problem.
Troszkę ponarzekałem, ale jest jeszcze coś, co można pochwalić. Wbrew pozorom Cobalt ma całkiem sporo zawartości. Sama kampania jest dosyć długa, a dodatkowo w grze znajdują się bonusowe wyzwania. Nic rewelacyjnego w nich nie ma, ale niektórym mogą dostarczyć troszkę zabawy. Nie brakuje również kooperacji, a ta zawsze jest wartością dodaną. Oprócz tego duże znaczenie w rozgrywce ma loot. Z przeciwników wypadają różne rzeczy, nie tylko amunicja, ale i dodatkowy sprzęt. W czasie zabawy można więc znaleźć lepszą broń czy bardziej dopasiony element ekwipunku. Zmian wizualnych nie widać, ale statystyki są nieco lepsze. Gdzieniegdzie pojawiają się również sklepy, w których można dokupić ulepszenia. To jeden z nielicznych pozytywnych elementów całej gry.
Cobaltowi dużo brakuje do dobrej gry. Przede wszystkim wiele do zrobienia jest w kwestii designu świata. To samo tyczy się projektów poziomów. To co przygotowała ekipa Oxeye Game to niestety w dzisiejszych czasach zdecydowanie za mało. Jestem w stanie uwierzyć, że niektórym ta gra nawet się spodoba. Walka czasami potrafi sprawić nieco przyjemności, a wypadający z przeciwników loot to dla części graczy spora atrakcja. Mimo wszystko większość nie ma co szukać w Cobalcie. To do bólu nijaka i przeciętna produkcja. Na rynku jest zbyt wiele dobrych gier, aby poświęcać czas i pieniądze na tytuł studia Oxeye Game.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!