Czy warto wybrać się na wycieczkę do kieszonkowego Disneylandu?
Czy warto wybrać się na wycieczkę do kieszonkowego Disneylandu?
Rozgrywka w Disney Magic Kingdoms przywodzi na myśl słynne produkcje z serii RollerCoaster Tycoon. Mamy tutaj do czynienia z parkiem rozgrywki, który musimy sami rozbudować. Do dyspozycji mamy ciekawe atrakcje, które znane są z prawdziwych Disneylandów - kalifornijskiego, paryskiego i tego, który znajduje się na Florydzie. Z nich możemy stworzyć własny miks różnych elementów - niezmienny jest jedynie pierwszy zamek. Zaczynamy od podstawowych elementów, które zapewnią nam początkowo niewielki "zarobek", jednak składując flaszki z magicznymi napojami będziemy w stanie powoli uciułać na kolejną budowlę. Każda następna atrakcja będzie dostarczała jeszcze więcej buteleczek i tak wkoło Macieju. To właśnie buteleczki są najważniejsze w grze, bo gwarantują powolny postęp w grze bez konieczności sięgania po portfel. W międzyczasie w naszym parku zaczną pojawiać się znane z bajek Disneya postacie. Każda z nich ma inne zadania do wykonania i każdą też możemy powoli rozwijać. Tutaj znów pojawia się problem kolekcjonowania kolejnych porcji magicznego napoju. Ale to nie wszystko. Każda z dostępnych postaci musi być odblokowana na specjalnych warunkach. Trzeba zatem nagromadzić dodatkowo odpowiednie przedmioty. Te zdobywane są w długich misjach, więc nie ominie Was czekanie. Jeśli nawet uda się zdobyć wszystkie niezbędne składniki, gra i tak przypomni nam uroki free2play, bo każe czekać aż dana postać rozwinie się do drugiego poziomu. Początkowo nie jest nawet źle i poziomy osiąga się w 6 sekund do 6 minut, ale im dalej w rozgrywkę, tym mniej przyjemnie dla użytkownika. Innymi słowy - standardowa polityka gier free2play - najpierw pokażmy graczowi, jaka ta gra jest fajna, a później sprawdźmy jego cierpliwość.
A w sprawdzaniu cierpliwości Disney Magic Kingdoms jest naprawdę dobre. Bo mogę uwierzyć w to, że Goofy będzie zmieniał żarówkę przez kolejne 4 godziny w swoim domu, Miki wyskoczy w trakcie pracy do domu, żeby tam się poobijać przez dwie godziny, ale jakoś trudno mi pojąć, że Goofy potrafi jeść kanapkę przez 12 godzin, a potem przybijać piątki z Mikim przez kolejną godzinę. Wiem, w bajkach możliwe jest wszystko, w trakcie robienia sobie kanapki z pewnością spali przy okazji pół domu, jednak większość zadań jest tu niespójna i nielogiczna. To gra dla dzieci, w którą de facto grać nie można. Polega wyłącznie na wysyłaniu kolejnych odblokowanych postaci do pracy i czekaniu aż tę pracę wykonają. A szkoda, bo można to było umilić nawet kilkoma ciekawymi minigrami, jak zrobiono to chociażby w My Little Pony. Owszem, na odblokowanie dostępu tam również się czekało, ale dzieciak miał okazję żywo uczestniczyć w rozgrywce i nie skupiał się wyłącznie na oglądaniu z daleka Mikiego, który gra na trąbce przez kolejną godzinę. A jeśli już o czekaniu, to pora na...
Mikrotransakcje! Jeśli Waszemu dziecku przypadnie do gustu Disney Magic Kingdoms, spodziewajcie się, że będziecie dość często zaglądać do swojego portfela. Płacimy tutaj za wszystko, począwszy od powolnego dobudowywania kolejnych atrakcji, poprzez rozwijanie postaci, możliwość powiększenia terenu, na którym budujemy, po elementy dekoracyjne. Następnie czekamy na wszystko - na wybudowanie budowli, rozwój postaci, itd., itp. Gameloft wprowadził ciekawą opcję do misji, bo gracz może ostatecznie wybrać, co ma robić każda postać z osobna, więc w teorii może pozwolić Mikiemu czy Chudemu na wykonywanie krótkich, minutowych lub kilkuminutowych zadań. W ten sposób może i uzbiera się sporą liczbę flaszek z magicznym płynem, jednak nie posuniemy się dalej w rozgrywce. Jak już wspomniałam, do rozwoju postaci niezbędne są specjalne przedmioty, a te zdobywamy podczas długotrwałych misji. Tutaj gra nie do końca odnosi się sprawiedliwie do gracza. Wysyłając Goofiego na 12-godzinną przygodę z kanapką liczylibyśmy na to, że jednak przyniesie nam upragniony przedmiot. W końcu czekaliśmy na to pół dnia! Niestety, Goofy może, ale nie musi go przynieść.
Disney Magic Kingdoms z całą pewnością można pochwalić za grafikę. Gra wygląda bardzo ładnie, postacie są świetnie narysowane, więc nie musicie obawiać się, że Miki będzie miał kanciaste uszy. Bohaterowie przypominają samych siebie, a nie swoje karykatury. To samo tyczy się kolorystyki, która z pewnością przyciągnie niejednego małolata. Gra wręcz ocieka jaskrawymi kolorami. Szkoda jedynie, że świat Disneylandu jest bardzo ubogi i ogranicza się jedynie do kilku filmów animowanych Disneya (Toy Story, Myszka Miki, Potwory i spółka, Roszpunka). Co do dźwięku - tutaj również nie można produkcji nic zarzucić. Włączając Disney Magic Kingdoms ma się wrażenie, że kolejny raz oglądamy wieczorynkę w niedzielny wieczór. Muzyka w grze przypomina miks różnych produkcji bajkowego giganta, choć klimat psują z pewnością mocne i piskliwe dźwięki interakcji z otoczeniem.
Gry free2play mają to do siebie, że często zawierają sporo haczyków. Po bajkowym gigancie nie spodziewałam się tak oczywistego wyciągania ręki po kieszonkowe małolatów. Miałam nadzieję na fajną i ciekawą produkcję osadzoną w środku Disneylandu, która zachęcałaby dzieciaki do wejścia w magiczne uniwersum Disneya. Dostałam ładnie opakowany produkt z marną rozgrywką. Dla rodziców mam dobrą radę - zamiast inwestować kolejne złotówki w Disney Magic Kingdoms, kupcie dziecku skarbonkę. Lepiej powoli zbierać na wycieczkę do prawdziwego Disneylandu niż inwestować w mikrotransakcje w tej grze.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!