Mówcie co chcecie, ale ubiegły rok był dobry dla fanów postapokalipsy. Ubiegły, bowiem Underrail technicznie rzecz biorąc zadebiutował w pełnej wersji właśnie wtedy, w grudniu. Ale dlaczego był dobry? Wszyscy chyba wiemy. Miłośnicy przygód na gruzach cywilizacji dostali dwa znakomite erpegi, w które mogli się zanurzyć jakby jutra nie było. A wiemy, że może nie być przecież, co nie? No, powiedzmy że trzy erpegi, bo słyszałem, że Fallout 4 też się komuś podobał, a o gustach się nie dyskutuje, nawet jak ktoś lubi się owijać folią bąbelkową i turlać po schodach. Ale ja bym jednak pozostał przy dwóch. Pierwszym z nich było fantastyczne Age of Decadence. A drugi to właśnie Underrail. Może nie jest porywający, może nie rzuca na kolana, może nie jest taki efektowny, ale, kurczę, to naprawdę kawał dobrego RPG z atomowym tłem. Atomowym i podziemnym. W tytule napisałem, że Underrail to nieślubne dziecko Fallouta i Metro 2033, ale tak naprawdę to był trójkąt, bo gra ma również wiele elementów wspólnych z kultowymi indie-RPG Avernum. I choć test na rodzicielstwo zapewne wykazałby, że mamy tutaj DNA ze wszystkich trzech źródeł, to jednak trzeba też jasno i wyraźnie powiedzieć, że Underrail jest grą swoją własną, nie klonem, nie hołdem i nie naśladowcą.
Mały, niezależny i, w zestawieniu z bogactwem zawartości, tani jak grillowane udko zmutowanego szczura, postapokaliptyczny RPG w starym, dobrym stylu.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!