Breaking Bad to wyjątkowy serial. Przez wielu nazywany jest najlepszym serialem, jaki kiedykolwiek powstał, i uważam, że takie opinie nie są bezpodstawne. Dlatego też byłem sceptycznie nastawiony wobec planowanego prequela, Better Call Saul/. Odtworzenie sukcesu oryginału uważałem za karkołomne zadanie. Pierwszy sezon, wbrew moim obawom, zdołał nadać głębię bohaterowi, który był pierwotnie comic relief, czyli postacią mającą złagodzić swoim humorem dramatyczną atmosferę.
Better Call Saul opowiada o drugoplanowym bohaterze znanym z Breaking Bad - adwokacie Saulu Goodmanie, który wyróżnia się przede wszystkim giętkim kręgosłupem moralnym i kreatywną interpretacją prawa. Teraz mamy okazję poznać jego przeszłość.
Na swój sposób fabuła Better Call Saul stanowi odbicie Breaking Bad. Podczas gdy pierwowzór opowiadał o zejściu na złą drogą przez Waltera White'a, tak prequel pokazuje, jak Jimmy McGill (jak się okazuje, Saul Goodman to tylko pseudonim) porzuca mrzonki o dochodzeniu do sukcesu uczciwymi metodami.
Drugi sezon w pierwszej chwili nie nastrajał pozytywnie. Ostatni odcinek poprzedniej serii zakończył się deklaracją o odrzuceniu moralnych hamulców, które go powstrzymywały przed wzbogaceniem. Pierwszy odcinek po przerwie ujawnia, że z tą nieuczciwością to w sumie był falstart, Jimmy jednak decyduje się podjąć pracę w dużej kancelarii. Finałowa scena ostatniego została powtórzona i zmontowano na nowo z nowymi scenami, by odzwierciedlić tę zmianę. Pokazuje to, że scenarzyści nie mają jeszcze do końca skrystalizowanej wizji rozwoju serialu.
Jednak ta wpadka była w rzeczywistości jedynie drobnym potknięciem. Cofnięcie ścieżki bohatera o kilka kroków pozwoliło na lepsze ukazanie jego przemiany i motywacji. W związku z tym, że ostatecznie podjął pracę w kancelarii Davis & Main widzimy, dlaczego Jimmy sobie nie radzi jako trybik w korporacyjnej maszynie, gdzie nie może pracować w zgodzie ze swoim (wypaczonym) sumieniem.
Jimmy nie jest jednak jedyną gwiazdą tego serialu. Niemal równie ważny jest znany z Breaking Bad Mike Ehrmantraut. Podczas gdy w poprzednim sezonie pojawiał się raczej na drugim planie, teraz praktycznie stał się drugą postacią pierwszoplanową. Tutaj jego wątek skupia się na tym, jak mimowolnie wplątuje się coraz głębiej w intrygi meksykańskich karteli narkotykowych. Jest to też kolejna historia upadku. Mike to były policjant, pracujący jako parkingowy przy budynku sądu. Jednak aby zapewnić godziwy byt swojej owdowionej synowej i wnuczce decyduje się dorabiać na boku jako ochroniarz dla typów spod ciemnej gwiazdy. Z początku kieruje się twardym kodeksem moralnym, zlecenia dobiera tak, aby za bardzo się nie ubrudzić. Sytuacja jednak szybko wymyka się spod kontroli.
Należy pochwalić twórców również za bohaterów, których nie znamy z Breaking Bad. Kim Wexler, dziewczyna Jimmy'ego zdaje się na swój sposób naprawiać błędy, które popełniono przy okazji poprzedniego serialu. Fani Breaking Bad, mówiąc delikatnie, nie pałali miłością do Skyler, żony głównego bohatera. Przez większość serialu starała się go odwieść od kariery narkotykowego bossa, jednak była przy tym szalenie nieznośna i irytująca. Kim spełnia w Better Call Saul podobną rolę - krytykuje jego występki, ale równocześnie pokazuje, jak można odnosić sukcesy postępując zgodnie z prawem.
Doskonale również sprawdza się Chuck, starszy brat Jimmy'ego. Niegdyś był on odnoszącym sukcesy prawnikiem, teraz spędza całe dnie zaszyty w domu ze względu na "alergię" na elektryczność. Taka zaburzenie w rzeczywistości nie występuje, i w wypadku Chucka stanowi jedynie emanację jego problemów psychicznych. W wielu aspektach jest on przeciwieństwem Jimmy'ego, dzięki czemu są świetnymi rywalami. Jimmy został prawnikiem ze względu na podziw, jakim darzy starszego brata, Chuck z kolei na swój sposób gardzi młodszym bratem, i stara się za wszelką cenę storpedować jego karierę. Młodszy często nagina przepisy, ale zwykle robi to z dobrych intencji, starszy zaś postępuje zawsze zgodnie z literą prawa, ale przemawia przez niego zwykła zawiść. Ten oparty na kontrastach konflikt to doskonała siła napędowa dla serialu.
Element, który idealnie oddaje talent scenarzystów to pojawiające się na początku niektórych odcinków retrospekcje. Te krótkie, bo ledwie kilkuminotowe, zwykle są wyrwane z szerszego kontekstu, pokazują jedynie urywek historii. Udaje się w nich jednak zawrzeć potężny ładunek emocjonalny. Świetnym przykładem jest tu odcinek Rebecca, który pokazuje czasy, kiedy Chuck mieszkał jeszcze ze swoją żoną. Kontrast między tą sceną a teraźniejszością pokazuje, jak bardzo Chuck został zniszczony przez swoje zaburzenie.
Póki co, Better Call Saul nie robi takiego piorunującego wrażenia jak Breaking Bad, ale myślę, że jest to zamierzony efekt. Jako prawnik Jimmy nie napotyka tak skrajnych sytuacji jak Walter White jako producent i handlarz narkotyków. Serwowanie mu takich dramatów zdewaluowałoby wagę wydarzeń z Breaking Bad. Równocześnie serial odnosi sukces na innej płaszczyznie: za pomocą historii Chucka, Mike'a i Jimmy'ego pokazują powody, dla których osoby różniące się od siebie w każdym aspekcie mogą zdecydować się obrać tę samą, złą ścieżkę. Te historie są echem - czy raczej zapowiedzą - upadku Jessiego i Waltera z Breaking Bad. Na swój sposób obie serie tworzą jedną spójną całość dzięki pokrewieństwu motywów, a zarazem są na tyle odmienne, że Better Call Saul może trafić do tych, których nie przekonało Breaking Bad. Ten serial to kolejny doskonały powód, by przedłużyć abonament Netfliksa
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!