Chasing Dead jako horror z zombiakami utrzymany w konwencji kina klasy B z żywymi aktorami w przerywnikach? Brzmi świetnie. Niestety tylko w teorii.
Chasing Dead jako horror z zombiakami utrzymany w konwencji kina klasy B z żywymi aktorami w przerywnikach? Brzmi świetnie. Niestety tylko w teorii.
Kalifornijczycy z niezależnego studia 2020 Venture, których debiutancka produkcja Chasing Dead trafiła niedawno na pecety i Wii U, z miejsca kupili mnie swoim pomysłem na grę. Jak wynikało z opisu, Chasing Dead to narracyjny horror science fiction w konwencji strzelanki FPP. Aby nadać swojej produkcji wyjątkowego, staroszkolnego charakteru, developerzy zatrudnili do współpracy aktorki i modelki, które wystąpiły w klimatycznych przerywnikach filmowych rodem z kina klasy B. Obsadzając główną rolę nieustraszonym żołnierzem Jake'em, który sypie suchymi one linerami jak z rękawa, Chasing Dead miało szansę stać się prawdziwą gratką dla miłośników kiczu i groteski.
Coś jednak poszło nie tak i z ambitnego planu pozostała jedynie archaiczna strzelanka z irytującymi rozwiązaniami i wyraźnym brakiem umiejętności/pieniędzy/chęci developerów. Albo wszystkiego po trochu.
Chasing Dead jest określane przez twórców mianem story based Sci-fi/Horror First-Person Action Shooter. W praktyce oznacza to, że gracz bierze udział w niezwykłych wydarzeniach, które zapoczątkowuje pojawienie się na nieboskłonie planety bliźniaczo podobnej do naszej Matki Ziemi. W celu zbadania tajemniczego ciała niebieskiego władze USA i NASA wysyłają w jego kierunku ekspedycję, złożoną z agentów, astronautów i naukowców. Nie trudno zgadnąć, że kontakt z członkami wyprawy zostaje wkrótce przerwany, co motywuje władze do wprowadzenia planu B. Tym planem jest sterowany przez gracza najemnik znany jako Jake. 29-letni były agent DEA i żołnierz przyjmuje rządowe zlecenie i poddaje się operacji, która ma go „usprawnić” i przygotować do wizyty na „drugiej Ziemi”.
Właściwa akcja rozpoczyna się jak u Hitchckocka, z tą różnicą, że zamiast trzęsienia ziemi mamy spadający samolot pełen zombie, bohatera z częściową amnezją i głosem ładnej pani w słuchawce. Z niewyjaśnionych przyczyn Jake budzi się właśnie w takich okolicznościach i zanim zacznie się zadawanie pytań, trzeba czym prędzej znaleźć broń i wymyślić sposób ucieczki.
Przygoda na pokładzie samolotu to tylko jedna z atrakcji czekających na Jake'a, który w kolejnych misjach przemierzy rosyjską tundrę, zawita do Afganistanu, a nawet odwiedzi pewną nieczynną elektrownię na Ukrainie. Twórcy zadbali o różnorodność i chociaż czytając o Chasing Dead jako o „horrorze science fiction” spodziewałem się przemierzania ciasnych, ciemnych korytarzy upstrzonych szaroburymi teksturami, to ekipa 2020 Venture postawiła na coś zupełnie innego.
Co prawda w grze nie brakuje charakterystycznych dla horroru klaustrofobicznych lokacji z migającymi światłami i przeciwnikami kryjącymi się w ciemności, tym niemniej dużo czasu spędzamy tu również na otwartych przestrzeniach. Nie jest to niestety miła odmiana, gdyż twórcom wyraźnie zabrakło weny i chęci (a może po prostu nie umieli tego zrobić) do stworzenia poziomów, które nie znikną z naszej pamięci po wyłączeniu konsoli/komputera. Największym grzechem jest jednak pustka panująca w wielu lokacjach oraz zmarnowany potencjał. Wzorowym tego przykładem jest Czarnobyl, który był już wielokrotnie wykorzystywany w rozmaitych grach i niestety ten zakątek Ukrainy w Chasing Dead jest przedstawiony gorzej niż chociażby w Call of Duty 4: Modern Warfare czy kultowym S.T.A.L.K.E.R.-ze. A przecież mowa o grach sprzed dziewięciu lat.
Pierwsze spojrzenie na Chasing Dead to zresztą swego rodzaju podróż w czasie. W prostych, powtarzających się modelach postaci, ubogich teksturach i groteskowej fizyce można dopatrywać się wpływu starej szkoły na twórczość 2020 Venture. Albo po prostu uznać, że ich debiutancka produkcja jest brzydka i archaiczna. Kontakt z Chasing Dead przypomniał mi casus Duke Nukem Forever – gry zbierającej skrajnie różne oceny, która dla jednych była po prostu przestarzałym i niedorobionym crapem, podczas gdy wielu fanów Księcia traktowało obecne w niej archaizmy za celowe zabiegi. Gra 2020 Venture nie ma oczywiście ani oddanej rzeszy fanów (a może o czymś nie wiem?), ani nie jest kontynuacją kultowej marki, dlatego trudno będzie kogokolwiek przekonać, że to wszystko miało być takie brzydkie, uproszczone, toporne i zdecydowanie niedzisiejsze.
Aby przekonać się, jak bardzo grafika Chasing Dead odstaje od współczesnych standardów nawet na słabszych platformach (czyt. Wii U), wystarczy włączyć podobny gatunkowo tytuł premierowy z konsoli Nintendo, czyli ZombiU. Gra Ubisoftu prawie cztery lata po debiucie robi lepsze wrażenie rozmaitymi efektami i o wiele lepszym rozplanowaniem poziomów niż to, co widzimy w Chasing Dead. Na domiar złego przygody Jake'a to momentami jeden wielki pokaz glitchy i groteskowej fizyki. Przykładów dziwnych zachowań przeciwników czy pojazdów jest całe mnóstwo. W etapie szpitalnym zdarza się również, że wchodzenie po zwyczajnych schodach odbywa się wyłącznie za pomocą... skoku. Kto wie, może to celowy zabieg twórców, chcących namieszać graczom w głowach? Próba zdekonstruowania przyzwyczajeń i wzięcie odbiorcy z zaskoczenia jak w rasowym horrorze igrającym z psychiką odbiorcy. Albo to po prostu glitch czekający na aktualizację. Sami zdecydujcie.
Brzydka oprawa graficzna to nie jedyna cecha przemawiająca za staroszkolnym/przestarzałym charakterem Chasing Dead. Ważnym elementem całej produkcji jest bowiem wykorzystanie nagrań z udziałem żywych aktorów i aktorek, które pojawiają się w scenkach przerywnikowych i towarzyszom Jake'owi w trakcie rozgrywki. Już na samym początku gracza wita widok uroczej blondynki, której amatorskie aktorstwo przywołuje skojarzenia z kultowymi produkcjami z epoki VHS. Takich nagrań jest cała masa i trzeba być prawdziwym ponurakiem (albo podchodzić do tej gry na serio), żeby nie uśmiechnąć się na ich widok. Recytowane z przejęciem kwestie i stylizacja obsady pokazuje, że twórcy mieli spory ubaw przy produkcji Chasing Dead.
Scenarzysta natchniony kinem klasy B dał również upust swojej fantazji w atakujących uszy gracza one-linerach. Czerstwych odzywkach Jake'a, które za pierwszym razem może i wywołują lekki uśmiech, ale słuchanie tego samego tekstu po kilkanaście razy w jednym etapie jest już mało zabawne.
Tak jest zresztą z całym Chasing Dead. Gra początkowo urzeka staroszkolnym klimatem i wykorzystaniem kiczowatego aktorstwa, ale bardzo szybko przekonujemy się, że twórcy mieli pomysł na formę, ale nie potrafili wypełnić go treścią. Fajnie, że gra zabiera nas w różne zakątki świata i nie każe się nieustannie przeciskać przez szarobure korytarze, jednak trudno w tej różnorodności dostrzec coś ponad powtarzalną rozgrywkę bez wyrazu. Jake walczy z armią zombie-klonów (najwyraźniej twórcy mieli pod ręką trzy modele postaci na krzyż), które przenikają przez rozmaite obiekty i wykonują dziwaczne ruchy. Walka jest toporna i mało satysfakcjonująca, a o błędach fizyki można by pisać w nieskończoność.
Chasing Dead obiecało zabrać mnie w emocjonującą podróż w towarzystwie sympatycznych aktorek, które umilą mi strzelanie do potworów w niskobudżetowej otoczce. Tymczasem skończyło się na obcowaniu z marnie wykonaną strzelanką, w której czuć pasję i fantazję twórców, ale i zmarnowany potencjał. Póki co Chasing Dead pozostaje ciekawostką dla miłośników trzecioligowych FPS-ów darzących sentymentem przerywniki z digitalizowanymi aktorami. Tylko tyle i aż tyle.
PS. Recenzja powstała w oparciu o wersję na Wii U, ale z tego co mi wiadomo, Chasing Dead na Steamie nie różni się znaczącą od wydania konsolowego. Ponadto twórcy mają w planach wersję na PlayStation 4, urządzenia Apple i wsparcie dla Oculus Rifta. Konkretne daty nie są jeszcze znane.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!