Potknięcie w biegu - wrażenia z bety Mirror's Edge Catalyst

Łukasz Berliński
2016/04/28 11:00
0
0

Faith w Mirror’s Edge Catalyst znów biegnie do utraty tchu, jednak potyka się zbyt często.

Potknięcie w biegu - wrażenia z bety Mirror's Edge Catalyst

Studio DICE kazało nam czekać osiem lat na kontynuację Mirror’s Edge, który w 2008 roku wprowadził powiew świeżości w grach FPP i po dzień dzisiejszy ma wielu fanów, którzy z wypiekami na twarzy odliczają dni do premiery Mirror’s Edge Catalyst. Miałem już okazję zagrać w zamkniętą betę, która zaoferowała dostęp do całkiem sporego kawałka rozgrywki. I po początkowym, ponownym zauroczeniu Faith i miastem ze szkła, z każdą kolejną godziną uśmiech schodził z mojej twarzy.

Pierwsze kilkanaście minut wprowadza nas w sterylne miasto szklanych biurowców, którym rządzą korporacje wiedzące o obywatelach niemal wszystko. Po raz kolejny przychodzi nam wcielić się w skórę Faith, utalentowanej sprinterki, która ponownie musi podjąć walkę ze złym korporacyjnym Konglomeratem. Zamknięta beta oferująca fragment rozgrywki to stanowczo za mało, by podejmować się analizy scenariusza Mirror’s Edge Catalyst. Na to przyjdzie pora w recenzji pełnej wersji. Pierwsze misje niestety nie napawają optymizmem co do jakości wątku fabularnego, mam nadzieję, że to złe wrażenie zetrze poznanie całej historii.

Sednem rozgrywki Mirror’s Edge Catalyst jest bieganie. Tu zaszło niewiele zmian – do dyspozycji mamy niemalże te same ruchy co poprzednio, choć tym razem część z nich odblokujemy dopiero wraz ze zdobywaniem kolejnych punktów doświadczenia i rozwojem naszej bohaterki. Drzewko umiejętności pozwoli nam nie tylko rozwijać zdolności Faith w biegu czy w walce, ale także ulepszać gadżety wykorzystywane w trakcie rozgrywki. Musicie mieć bowiem na uwadze fakt, że Mirror’s Edge Catalyst jest grą ze znacznie niższym poziomem trudności w porównaniu z tym, do czego zdążyliśmy przyzwyczaić się grając w Mirror’s Edge.

Osiem lat temu opanowanie sztuki sprawnego i szybkiego przemieszczania się po dachach wieżowców było wyzwaniem. Dziś odnoszę wrażenie, że twórcy za cel postawili sobie ułatwić wejście w świat gry nowicjuszom, którzy nie mieli okazji zagrać w poprzednią, nie ukrywajmy, dość wymagającą odsłonę przygód Faith. W Mirror’s Edge Catalyst opanowanie większości dostępnych ruchów jest proste, bieganie po ścianach czy wykonywanie skutecznych ataków z góry nie stanowi problemu, a odnalezienie właściwej drogi jest banalne za sprawą czerwonego światła wskazującego nam właściwą, choć nie zawsze najszybszą, drogę do obranego celu. Również walka, przynajmniej w początkowych etapach, nie stanowi wyzwania. Jest szybko, efekciarsko, ale wrogowie padają zdecydowanie zbyt szybko.

GramTV przedstawia:

Największą zmianą widoczną w Mirror’s Edge Catalyst jest otwarty świat. I to jest to, na co wszyscy czekali. Nic teraz nie ogranicza Faith w bieganiu po dachach, nic nie stoi na przeszkodzie by zostawić wszystkie misje i oddać się swobodnej eksploracji terenu. A jeśli dodać do tego prostą w obsłudze możliwość tworzenia własnych „torów przeszkód” w dowolnym miejscu na mapie, które następnie będą pokonywać inni gracze starając się wykręcić jak najlepsze czasy, to cała reszta może pójść w odstawkę. To jest ta dobra zmiana, która z pewnością przypadnie do gustu znacznej części osób, które zdecydują się na zakup Mirror’s Edge Catalyst.

Otwarty świat ma jednak i drugą stronę medalu. Sztuką jest wypełnić go atrakcjami, które będą dobrze współgrać nie tylko z głównym wątkiem fabularnym, ale i spowodują, że nawet po skończeniu historii będziemy chcieli wracać do gry. Ok, w tym przypadku robotę zrobią gracze tworząc pokręcone trasy do pokonania. Ale to, co oferują twórcy, to bardzo powtarzalne misje poboczne. Dostarczenie przesyłki na czas? Ekscytuje przy kilku pierwszych podejściach. Uszkodzenie pola ochrony Konglomeratu? Za każdym razem wygląda tak samo. Hakowanie bannerów? Proszę Was… I nic nie wskazuje na to, by w pełnej wersji miało coś się w tym zakresie zmienić.

Mieszane uczucia wywołuje również oprawa wizualna. Owszem, udało się zachować sterylny charakter miasta, przerywniki filmowe oparte na silniku gry wypadają nieźle, ale już wystarczy spojrzeć w dół, by dostrzec kartonowe modele pojazdów. To jednak nic w porównaniu z płynnością animacji. W grze, w której niemal non stop pędzimy na złamanie karku, ważne jest zachowanie stałej płynności obrazu. A tu nieraz zdarzyło się, że podczas biegu liczba wyświetlanych klatek na sekundę potrafiła mocno spaść. Pociesza fakt, że to tylko beta i pozostaje wierzyć, że twórcom uda się zachować stałe 60 FPS w trakcie całej rozgrywki. Choć z drugiej strony, do premiery pozostało już niewiele czasu...

Po spędzeniu kilku godzin z Mirror’s Edge Catalyst trudno jednoznacznie wyrokować jaką jakość przyniesie pełna wersja. Z jednej strony otwarty świat i możliwość tworzenia i dzielenia się wyzwaniami przez graczy to strzał w dziesiątkę. Z drugiej zaś obawiam się, że w finalnej wersji produktu ci, którym nie zależy wyłącznie na wykręcaniu jak najlepszych czasów w speed runach, nie będą mieli za bardzo co robić. Czy tak będzie? Przekonamy się 9 czerwca, kiedy to Mirror’s Edge Catalyst wyląduje na sklepowych półkach.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!