Faith w Mirror’s Edge Catalyst znów biegnie do utraty tchu, jednak potyka się zbyt często.
Faith w Mirror’s Edge Catalyst znów biegnie do utraty tchu, jednak potyka się zbyt często.
Pierwsze kilkanaście minut wprowadza nas w sterylne miasto szklanych biurowców, którym rządzą korporacje wiedzące o obywatelach niemal wszystko. Po raz kolejny przychodzi nam wcielić się w skórę Faith, utalentowanej sprinterki, która ponownie musi podjąć walkę ze złym korporacyjnym Konglomeratem. Zamknięta beta oferująca fragment rozgrywki to stanowczo za mało, by podejmować się analizy scenariusza Mirror’s Edge Catalyst. Na to przyjdzie pora w recenzji pełnej wersji. Pierwsze misje niestety nie napawają optymizmem co do jakości wątku fabularnego, mam nadzieję, że to złe wrażenie zetrze poznanie całej historii.
Sednem rozgrywki Mirror’s Edge Catalyst jest bieganie. Tu zaszło niewiele zmian – do dyspozycji mamy niemalże te same ruchy co poprzednio, choć tym razem część z nich odblokujemy dopiero wraz ze zdobywaniem kolejnych punktów doświadczenia i rozwojem naszej bohaterki. Drzewko umiejętności pozwoli nam nie tylko rozwijać zdolności Faith w biegu czy w walce, ale także ulepszać gadżety wykorzystywane w trakcie rozgrywki. Musicie mieć bowiem na uwadze fakt, że Mirror’s Edge Catalyst jest grą ze znacznie niższym poziomem trudności w porównaniu z tym, do czego zdążyliśmy przyzwyczaić się grając w Mirror’s Edge.Osiem lat temu opanowanie sztuki sprawnego i szybkiego przemieszczania się po dachach wieżowców było wyzwaniem. Dziś odnoszę wrażenie, że twórcy za cel postawili sobie ułatwić wejście w świat gry nowicjuszom, którzy nie mieli okazji zagrać w poprzednią, nie ukrywajmy, dość wymagającą odsłonę przygód Faith. W Mirror’s Edge Catalyst opanowanie większości dostępnych ruchów jest proste, bieganie po ścianach czy wykonywanie skutecznych ataków z góry nie stanowi problemu, a odnalezienie właściwej drogi jest banalne za sprawą czerwonego światła wskazującego nam właściwą, choć nie zawsze najszybszą, drogę do obranego celu. Również walka, przynajmniej w początkowych etapach, nie stanowi wyzwania. Jest szybko, efekciarsko, ale wrogowie padają zdecydowanie zbyt szybko.
Otwarty świat ma jednak i drugą stronę medalu. Sztuką jest wypełnić go atrakcjami, które będą dobrze współgrać nie tylko z głównym wątkiem fabularnym, ale i spowodują, że nawet po skończeniu historii będziemy chcieli wracać do gry. Ok, w tym przypadku robotę zrobią gracze tworząc pokręcone trasy do pokonania. Ale to, co oferują twórcy, to bardzo powtarzalne misje poboczne. Dostarczenie przesyłki na czas? Ekscytuje przy kilku pierwszych podejściach. Uszkodzenie pola ochrony Konglomeratu? Za każdym razem wygląda tak samo. Hakowanie bannerów? Proszę Was… I nic nie wskazuje na to, by w pełnej wersji miało coś się w tym zakresie zmienić.
Mieszane uczucia wywołuje również oprawa wizualna. Owszem, udało się zachować sterylny charakter miasta, przerywniki filmowe oparte na silniku gry wypadają nieźle, ale już wystarczy spojrzeć w dół, by dostrzec kartonowe modele pojazdów. To jednak nic w porównaniu z płynnością animacji. W grze, w której niemal non stop pędzimy na złamanie karku, ważne jest zachowanie stałej płynności obrazu. A tu nieraz zdarzyło się, że podczas biegu liczba wyświetlanych klatek na sekundę potrafiła mocno spaść. Pociesza fakt, że to tylko beta i pozostaje wierzyć, że twórcom uda się zachować stałe 60 FPS w trakcie całej rozgrywki. Choć z drugiej strony, do premiery pozostało już niewiele czasu...Po spędzeniu kilku godzin z Mirror’s Edge Catalyst trudno jednoznacznie wyrokować jaką jakość przyniesie pełna wersja. Z jednej strony otwarty świat i możliwość tworzenia i dzielenia się wyzwaniami przez graczy to strzał w dziesiątkę. Z drugiej zaś obawiam się, że w finalnej wersji produktu ci, którym nie zależy wyłącznie na wykręcaniu jak najlepszych czasów w speed runach, nie będą mieli za bardzo co robić. Czy tak będzie? Przekonamy się 9 czerwca, kiedy to Mirror’s Edge Catalyst wyląduje na sklepowych półkach.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!