Jedzie amfibia z daleka, na nikogo nie czeka. I strzela do wszystkiego co się rusza. Aha, tę amfibię tworzymy sobie sami.
Jedzie amfibia z daleka, na nikogo nie czeka. I strzela do wszystkiego co się rusza. Aha, tę amfibię tworzymy sobie sami.
Znajdującym się wyżej leadem z grubsza można opisać Crossout - nową grę twórców War Thunder. Szczerze przyznam, że po pierwszym pokazie nie byłem wniebowzięty. Ot, kolejny free-to-play, który przyciągnie na parę partii i w gruncie rzeczy będzie dłużej się ściągał, niż my spędzę z nim czasu już grając. Po paru godzinach z tą produkcją wciąż nie jestem jakiś huraoptymistyczny, ale zaczynam widzieć również bardziej różową część Crossout. Można rzec - mięsko.
Ogólna koncepcja jeżeli chodzi o mechanikę free-to-play nie odbiega szczególnie od tego, co prezentują inne "darmowe" gry szerokim strumieniem płynące na do nas z Rosji i okolic. Pomiędzy meczami ulepszamy swoją maszynę, bawimy się w tak zwane meta-game, poznajemy historię, a raczej jej strzępy (zniszczona ziemia, walka o zasoby, bla bla bla), wybieramy misje, obliczamy ile czasu powinno nam zająć dobicie do kolejnego poziomu reputacji i tak dalej. Kiedy zdecydujemy się już wkroczyć na pole bitwy mamy aktualnie do wyboru jeden z dwóch trybów: PvP i PvE.
Pierwszy z nich to opisywany w tekście ze wspomnianego pierwszego pokazu team deathmatch. Mapki są małe, rundki trwają około dwóch minut, a pomiędzy nimi jest dosłownie kilkanaście sekund przerwy, kiedy to mamy czas jedynie przejrzeć łupy, które padły naszym udziałem po poprzednim meczu. Drugi tryb to walka PvE - podczas misji odpieramy ataki wrogów sterowanych przez sztuczną inteligencję, a także wykonujemy rozmaite zadania. Dzięki temu, a także dzięki zróżnicowanym mapom "farmienie" jest względnie urozmaicone.
Walki są dosyć ostre. Na początku miałem wrażenie, że nasze autka mogłyby poruszać się nieco szybciej, jednak wrażenie to zweryfikowałem dosyć szybko. Crossout to nie Mad Max połączone z Rocket League, chociaż nasza wyobraźnia może nasuwać takie skojarzenia. To raczej World of Tanks z nieco szybszym tempem i możliwością budowania swoich własnych pojazdów, ale to wciąż gra łącząca elementy zręcznościowe i taktyczne, z dużą domieszką drugiego elementu. Nie wygibasy i efektowne szarże, ale raczej zmyślne wykorzystywanie terenu i charakteru naszego pojazdu przynoszą zwycięstwo. Niektóre pojazdy owszem, będą lepiej czuły się w walce wręcz - po wyposażeniu ich w tarany i swoiste "shotguny", prawdopodobnie będziemy chcieli wykonać parę szalonych manewrów, niemniej to raczej mądrze ustawione wehikuły wyposażone w broń długiego zasięgu, takie jak działka półautomatyczne, przesądzą o zwycięstwie na wielu mapach.
Więcej radości niż bym się spodziewał przyniosło mi modyfikowanie, a raczej budowanie od postaw swojego Władcy Szos. Początkowy sceptycyzm szybko ustąpił miejsca konstruktorskiemu zapałowi. Dobieranie poszczególnych elementów i łączenie konstrukcji jest łatwe, a zarazem pozostawia spore pole do popisu. Na polu bitwy pojawiają się ociężałe, potężne krowy, które sprawiają wrażenie niemalże czołgów, ale są też małe, zwrotne ścigacze, prujące przez mapę ile sił fabryka i dopalacze dały, ostrzeliwujące się szybko i znikające momentalnie za naturalnymi przeszkodami, albo gdzieś w zabudowaniach.
Tworząc nowy wehikuł przede wszystkim wybieramy ilość modułów podwozia, co przekłada się oczywiście najbardziej na wagę i zwrotność pojazdu, do tego dobieramy nadwozie. Później przychodzi pora na koła, aż wreszcie "crème de la crème" czyli pukawki które montujemy na karoserii. Każdy z elementów ma swoją wagę i punkty odporności, które składają się na ogólne statystyki naszego pojazdu. Wszystkie możemy obracać i dowolnie montować na nadwoziu. Co ciekawe, każdy z nich może zostać też zniszczony w czasie bitwy. Wyobrażam sobie, że kiedy gra trafi już do szerszej publiczności pojawią się zgrane ekipy, specjalizujące się np. w okaleczaniu wrogich pojazdów z możliwości poruszania się i wypracowujące sobie w ten sposób przewagę na polu bitwy. Ci którzy nie lubią sami tworzyć konstrukcji mogą skorzystać z planów udostępnionych przez twórców, albo tych stworzonych przez społeczność (najlepsze gracze mogą dzielić się tak zwanymi "blueprintami"). Budowanie nie jest jednak łatwe, musimy zebrać albo stworzyć odpowiednie części. Z pomocą przychodzi rynek społeczności, na którym wymienimy zbędne graty na przydatne dla nas materiały.
Na pierwszy rzut oka Crossout nie robi wielkiego wrażenia, dopiero na drugi jest nieźle. Kilka godzin spędzonych z tym tytułem sprawiło, że uwierzyłem w jego potencjał, chociaż jak już wspominałem na początku, daleki jestem od huraoptymizmu. Podkreślam więc jeszcze raz słowo "potencjał". Bo przed deweloperami jeszcze sporo pracy i wiele zależy od tego jak wykorzystają drzemiący w mądrej koncepcji potencjał. Niemniej, dodajcie ten tytuł do listy obserwowanych, chociażby ze znaczkiem zapytania.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!