Nie będę owijał w bawełnę i krygował się jakimś wielkim wstępem. Po pierwszym pokazie Warhammer 40.000: Dawn of War III coś we mnie umarło. Przed nim byłem podniecony jak jakiś szczeniak przed rozpakowaniem prezentów gwiazdkowych. Od lat czekałem na następnego Dawn of War, słodko wspominając ponad tysiąc godzin spędzonych na tłuczeniu się w sieci w Dawn of War II. Żaden inny tytuł nie był w stanie wykrzesać ze mnie takiego fanowskiego entuzjazmu, jak właśnie trzecia odsłona "czterdziestkowej" serii od Relic. A potem zobaczyłem grę i... wszystko mi opadło. Dosłownie. Zawód i rozczarowanie to zbyt małe słowa, by oddać me uczucia. Relic wziął fantastyczną grę i ją dokumentnie spie... zepsuł. No, może nie dokumentnie, ale w dużym zakresie z pewnością.
Widzieliśmy Dawn of War III w akcji i jesteśmy gotowi dać świadectwo niezachwianej wiary w Imperatora