Świetna gra, która nie potrzebowała odświeżenia.
Świetna gra, która nie potrzebowała odświeżenia.
Deadlight pierwotnie został wydany w 2012 roku w wersjach na konsolę Xbox 360 (dystrybucja odbyła się wyłącznie cyfrowo za pośrednictwem Xbox Live Arcade) oraz PC. Niedługo później studio Tequila Works odpowiedzialne za stworzenie wspomnianej produkcji zapowiedziało swoje kolejne dzieło, Rime. I zamiast wszystkie moce przerobowe wpakować w ten tytuł, postanowiło zaoferować właścicielom PC, Xboksa One i PlayStation 4 edycję reżyserską swojego debiutanckiego dzieła. Czy słusznie? Z perspektywy finansowej - jak najbardziej, ale czy gracze, którzy zagrali w tę pozycję na PC lub Xboksie 360, powinni zainteresować się nią raz jeszcze? Nie, po prostu nie.
Deadlight: Director's Cut nie wprowadza tylu zmian, by można było mówić o remasterze, który warto polecić fanom oryginału. Po pierwsze dlatego, że gra nie potrzebowała odświeżenia, bo jest dwuwymiarową, klimatyczną platformówką z elementami akcji, w której oprawa nie starzeje się bardzo szybko, a od premiery Deadlight na PC i Xbox 360 minęło stosunkowo mało czasu. Natomiast recenzowana produkcja może okazać się bardzo ciekawą propozycją dla posiadaczy konsol obecnej generacji (Xbox One i PlayStation 4), którzy jeszcze nie mieli okazji zagrać w Deadlight - nie jest to może hit z najwyższej półki, ale zdecydowanie powinien zadowolić miłośników gier o zombie w roli głównej.
Deadlight to platformówka akcji z silnie zaakcentowanymi sekwencjami zręcznościowymi, w której przenosimy się do 1986 roku. Wcielamy się w mężczyznę imieniem Randall Wayne i wyruszamy na ulice Seattle w poszukiwaniu zaginionej żony i córki. Główny bohater ma utrudnione zadanie, bowiem na każdym kroku spotyka nieumarłe stwory. Nie są to jednak ogromne skupiska zombie, ale raczej małe grupki - można nawet spotkać pojedynczych wrogów, których lepiej omijać (zwłaszcza na początku zabawy, kiedy nie dysponujemy odpowiednim wyposażeniem) niż wdawać się w bezpośrednie starcie.
Historię poznajemy poprzez oglądanie kolejnych przerywników filmowych, a chcąc dowiedzieć się nieco więcej na temat przeszłości Randalla musimy zbierać dziennik rozmieszczone w kolejnych lokacjach (dlaczego protagonista zbiera swoje notatki, tego nie wiemy, ale wydaje się to co najmniej nielogiczne). Nie jest to może opowieść najwyższych lotów, ale zdecydowanie może się podobać, bo Deadlight: Director's Cut intryguje od samego początku, dzięki czemu śledzimy opowieść z przyjemnością. Szkoda tylko, że całość kończy się zaledwie po trzech godzinach - przydałoby się tu nieco więcej zawartości.Mechanika rozgrywki w Deadlight: Director's Cut oferuje możliwość przemierzania kolejnych lokacji i rozwiązywania nieskomplikowanych zagadek natury logicznej. Czasem musimy aktywować dany mechanizm, by wyłączyć przeszkodę lub unieszkodliwić grupę zombie (np. zrzucając na nich samochód), innym razem staramy się po prostu szybko skakać między kolejnymi platformami i w ten sposób uciec przed wrogami. Początkowo możemy ich unieszkodliwić jedynie toporem, ale z czasem zyskujemy dostęp także do broni palnej. Wówczas gra nie przeobraża się jednak w strzelankę, bowiem amunicji mamy jak na lekarstwo. Twórcy zadbali równiez o coś w rodzaju walki wręcz - kiedy zostaniemy pochwyceni przez nieumarłego, musimy szybko wciskać odpowiedni przycisk, by się uwolnić.
Deadlight: Director's Cut może pochwalić się bardzo ciekawą i angażującą rozgrywką. Twórcom idealnie udało się wyważyć proporcje - mamy tu sporo eksploracji, nieco mniej walki, a zagadki logiczne nie są dodawane na siłę. Pod tym względem Tequila Works spisało się na medal, ale twórcy przygotowując remaster mogli popracować nad udoskonaleniem systemu sterowania. Ten nadal jest niezbyt precyzyjny, przez co nie zawsze docieramy tam, gdzie byśmy chcieli. Czasem potrzeba wielu podejść, by wskoczyć na daną platformę, ale na szczęście gra w określonych sytuacjach zaznacza, które elementy otoczenia są interaktywne.
Zastrzeżenia mam również do systemu punktów kontrolnych. Deadlight: Director's Cut zapisuje stan rozgrywki automatycznie w określonych miejscach, o czym informowani jesteśmy poprzez wyświetlenie stosownej ikony u dołu ekranu. Po wyjściu z gry i wciśnięciu przycisku "play" zabawa rozpoczyna się jednak od nowa, dokładnie tak, jakby system nie był w stanie wczytać naszego "sejwa". Musimy przejść do ekranu wyboru sceny i stamtąd wczytać dany fragment. Nie jest to dokładnie to samo miejsce, w którym skończyliśmy zabawę w poprzedniej sesji, więc okazuje się, że czasem musimy powtarzać ostatnie kilka minut rozgrywki.Różnice w jakości oprawy graficznej między Deadlight: Director's Cut, a zwykłym Deadlight są praktycznie niezauważalne. Porównując edycję na Xboksa 360 i Xboksa One (gra nie ukazała się na PlayStation 3) można dostrzec, że remaster oferuje wyższą rozdzielczość ekranu, bardziej wyraźne tekstury, lepszy system oświetlenia i wygładzanie krawędzi. To raczej naturalne zmiany i konsekwencja przeniesienia produkcji na platformy obecnej generacji aniżeli rewolucja. Sama gra wciąż wygląda bardzo dobrze, a dzięki stonowanej kolorystyce oferuje niesamowity klimat.
Deadlight: Director's Cut zawiera także nowy tryb zabawy, Survival. Zadanie gracza polega na odpieraniu coraz silniejszych przeciwników. Rozgrywka jest bardzo angażującą, bo przeniesienie znanej hordy do dwuwymiarowego otoczenia zmusza gracza do opracowywania zupełnie nowych taktyk niż na przykład w trójwymiarowym Gears of War, gdzie mamy znacznie większe pole manewru. Tutaj kluczem do sukcesu okazuje się także umiejętne wykorzystywanie obiektów otoczenia, dzięki którym możemy chwilowo ochronić się przed zombie i na przykład przeładować broń.
Jeśli jeszcze nie graliście w Deadlight i szukacie ciekawej gry traktującej o apokalipsie zombie, możecie śmiało sięgnąć po tę produkcję. Właścicielom konsol obecnej generacji można polecić jedynie wersję reżyserską, ale jeśli zamierzacie grać na PC lub Xboksie 360, śmiało możecie sięgnąć po tańsze wydanie z 2012 roku.