Tak jak narodziny dziecka przewracają życie rodziców do góry nogami, tak mała Katelyn, z pomocą kilku dodatków, robi to samo z serią studia Frogwares.
Tak jak narodziny dziecka przewracają życie rodziców do góry nogami, tak mała Katelyn, z pomocą kilku dodatków, robi to samo z serią studia Frogwares.
Frogwares postanowiło w Sherlock Holmes: The Devil's Daughter wprowadzić do narracji nową postać - Katelyn, czyli tytułową "córkę diabła". Zmienia to zupełnie dynamikę opowieści, a nawet samego głównego bohatera, który z chłodnego, niekiedy ironicznego, a nieustannie analitycznego geniusza staje się podatnym na emocje, rozgoryczonym własnymi błędami i zatroskanym o los córki... ojcem. Sherlock Holmes staje się bardziej ludzki. Ewolucja ta, zważywszy na okoliczności, jest jak najbardziej zrozumiała. Sama fabuła na tym zresztą korzysta, choć scenarzyści nie ustrzegli się kilku wpadek.
Najpoważniejszym zarzutem pod ich adresem jest chyba to, że opowieść rozwija się w przewidywalnym od samego początku kierunku. Nie oznacza to jednak, że po drodze nie przeżywamy - chyba po raz pierwszy w serii - silnych emocji, a po plecach nie przebiegają dreszcze. Sherlock Holmes: The Devil's Daughter wprowadza tak pożądany ładunek wysokiego napięcia, a apogeum udaje się osiągnąć w ostatniej misji, która na długo zapada w pamięć - i to pomimo skromnych środków na wszelkiego rodzaju efekty i fajerwerki. Frogwares sprytnie wplata wątki poświęcone Kate w codzienne zajęcia Sherlocka i wprowadza zmienność relacji między obojgiem bohaterów. Dziewczynka bywa co prawda irytująca, ale nadrabia to pozostała część obsady. Na plus w porównaniu do poprzednich części serii wypada zwłaszcza doktor Watson, którego tym razem słucha się z przyjemnością, a nie zdenerwowaniem.Podstawą rozgrywki znów są kryminalne sprawy, których nie uda się rozwiązań bez błyskotliwej ekspertyzy Sherlocka Holemsa. Każda misja jest wieloetapowa, od poznania miejsca zbrodni, przez przeprowadzenie rozmów ze świadkami, typowanie podejrzanych, sprawdzanie poszlak, dochodzenie do konkluzji i wreszcie wskazywanie winnych. Każda jest jednak na swój sposób inna, czego nie można powiedzieć o zadaniach we wcześniejszych częściach serii. Raz nacisk jest kładziony na analityczne myślenie, innym razem dominują sekwencje QTE, a w jeszcze kolejnej misji centralnym punktem jest poukładanie zdarzeń w odpowiedniej kolejności. To ostatnie Frogwares zapożyczyło najwyraźniej z polskiego Zaginięcia Ethana Cartera - nawet realizacja jest podobna co w produkcji The Asrtonauts. QTE nie wszystkim przypadną zapewne do gustu, ale w moim odczuciu wprowadzają pewien powiew świeżości i stanowią dla graczy dodatkowe wyzwanie.
Nowa jest też dynamika misji. Balansowanie na linach, śledzenie celu w stylu Assassin's Creeda (choć oczywiście z mocno ograniczonymi technikaliami), uciekanie przed szalonym strzelcem i chowanie się za osłonami czy wreszcie przekradanie się niezauważonym pomiędzy strażnikami - to wszystko sprawia, że możemy zapomnieć o monotonii. Twórcy Sherlock Holmes: The Devil's Daughter pokazali ponadto, że potrafią zagrać na emocjach gracza. Wreszcie tchnęli w swoje dzieło życie, którego w poprzednich odsłonach serii czasami tak bardzo brakowało. Prawdziwym mistrzostwem jest ostatnia misja, którą praktycznie w całości przechodzi się z ciarkami na plecach. Majstersztyk! Jeżeli można się tu do czegoś doczepić, to z pewnością jest to długość kampanii. Czas potrzebny na jej ukończenie to raczej kilka, a nie kilkanaście godzin. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze może dwóch pełnokrwistych zadań.
Oczywiście głównym punktem Sherlock Holmes: The Devil's Daughter jest rozwiązywanie zagadek logicznych. Niekiedy związane są one z terenem, na którym główny bohater jest niczym pionek zmuszony do prawidłowego pokonywania kolejnych pól na planszy (czyli lokacji). Innym razem trzeba poskładać puzzle, a jeszcze kiedy indziej przydaje się nieco inteligencji. Niektóre zadania mogą się wydać w pewnym stopniu infantylne, ale przecież nie każde z nich musi wymagać od nas najwyższego skupienia - taka falowa gradacja trudności też wychodzi grze na korzyść. Powracają ponadto obserwacje postaci i dochodzenie do konkluzji na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego - wszystko przedstawione jest w ten sam efektowny sposób, który zapunktował już przy okazji Zbrodni i kary.Poprawiła się grafika - choćby mimika twarzy. W pewnych sekwencjach widać ten błysk w oku Sherlocka, jego szelmowski uśmieszek stanowiący najlepszy dowód na to, że jego intryga daje dokładnie takie rezultaty, jakich oczekiwał. Zdziwienie na twarzy Watsona czy rozczarowanie na twarzy Katelyn również są pięknie wypisane. Niewielkie lokacje nie robią za to już takiego wrażenia. Największą bolączką serii pozostaje warstwa techniczna. Frogwares nie dysponuje budżetem w jakimkolwiek stopniu porównywalnym do największych producentów i wydawców w branży, a to niestety odbija się na dopracowaniu. Zwłaszcza w grach z gatunku trzecioosobowych przygodowych gier akcji jest to doskwierające, a wszystkie niedostatki widać gołym okiem. Niewidzialne ściany, ciasnawy świat, kiepska interakcja głównego bohatera z lokacjami... Kto grał we wcześniejsze odsłony Sherlocka Holmesa doskonale wie o czym mowa, gdyż niewiele się w tej kwestii w The Devil's Daughter zmieniło. Pozostaje teraz odpowiedzieć sobie na pytanie: czy niedostatki techniczne nie były dla nas na tyle irytujące, że potrafiliśmy cieszyć się samą grą.
Jeśli wcześniej nie mieliście nadmiernego problemu z akceptacją tych niedociągnięć, to najnowszą odsłoną serii będzie cieszyć się tym bardziej. Wszystko dzięki poprawkom dokonanym tam, gdzie nie trzeba aż tak dużych nakładów finansowych. Sherlock Holmes: The Devil's Daughter śmiało można ocenić jako najlepszą odsłonę serii. Wprowadza tak potrzebny powiew świeżości i nowe życie. Interesująca obsada, trzymający w napięciu do końca, pomimo swojej przewidywalności, scenariusz, różnorodność misji i zmyślnie skonstruowane zagadki logiczne to niewątpliwe atuty produkcji Frogwares. Niektóre wady, jak nędzne aktorstwo, udało się usunąć, pojawiły się za to nowe - dla pewnej grupy odbiorców taką będzie wprowadzenie zbyt wielu sekwencji QTE; nie ulega też wątpliwości, że kampania mogłaby być dłuższa. Koniec końców gra się jednak broni i śmiało mogę ją polecać wszystkim fanom przygodówek i słynnego brytyjskiego detektywa.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!