Pokemonowe szaleństwo powróciło do naszego świata. Czy Pokemon Go to na tyle dobra gra, żeby ten stan utrzymał się na dłużej?
Pokemonowe szaleństwo powróciło do naszego świata. Czy Pokemon Go to na tyle dobra gra, żeby ten stan utrzymał się na dłużej?
Nie ulega wątpliwości, że na punkcie Pokemon Go świat zwyczajnie oszalał. To dobre słowo, którego używam z pełną premedytacją – „oszalał”. Nigdy wcześniej żadna gra wideo nie odcisnęła tak wyraźnego piętna na rzeczywistości tak wielu osób, ani nie było jej zwyczajnie widać na ulicach. O Pokemonach momentalnie zaczęły pisać i mówić wszystkie media – od prawicowych serwisów internetowych, przez blogi o piłce nożnej, aż po poważne serwisy publicystyczne, a nawet telewizje biznesowe. Ci, którzy na co dzień nie są związani z grami wideo zapragnęli szybko poszerzyć swoje horyzonty, więc zaczęli pytać o zdanie specjalistów, dziennikarzy z branży… sęk w tym, że my również nie do końca wiemy jak ten fenomen wytłumaczyć. Pokemon Go okazało się być wielkim zaskoczeniem dla wszystkich, a biorąc pod uwagę problemy z serwerami, prawdopodobnie również dla deweloperów z Niantic Games odpowiedzialnych za tę produkcję.
Można zatem zadać sobie pytanie – jak dobra musi być gra, która przyciągnęła do siebie w ciągu paru dni miliony aktywnych użytkowników i sprawiła, że kurs Nintendo poszybował o kilkadziesiąt procent w górę? Jako że na punkcie Pokemonów nie zwariowałem kompletnie, a pograłem w nie sporo, to czuję się umocowany do wystawienia oceny. Nie żeby miała ona jakiekolwiek znaczenie. To nie tak, że ktoś przeczyta ten tekst i dojdzie do wniosku „Eee, ocena tylko X? To odpuszczam, poczekam na następne Pokemony” i dobrze o tym wiem. Niemniej, nie wystawienie świadectwa grze tego kalibru byłoby zwyczajnym grzechem.
Nie będę tłumaczył mechaniki Pokemon Go. Wszystkie odpowiedzi na pytania z gatunku „aleosochozi” znajdziecie w naszym poradniku dla początkujących.
Okej, przechodząc wreszcie do meritum. Na początku przyznam zwyczajnie, że Pokemon Go mnie wciągnęło i wciąż jest obecne w moich myślach, ale nie zdominowało mojego życia i nie wychodzę w środku nocy polować na Zubaty. Łapanie Pokemonów w prawdziwym świecie pozostaje jednak wciąż bardzo intrygujące. W praktyce jednak po paru „wypadach na Poksy”, gra ta stałal się, podobnie jak wiele „darmówek” na telefony, czymś co robię przy okazji. Idąc do sklepu czy spacerując odpalam Pokemon Go. Stojąc w korku czasami sprawdzam czy akurat nie jestem obok PokeStopa. Wyprawy po Pokemony wciąż sobie urządzam, ale raczej niedługie, tym bardziej, że coraz rzadziej w mojej okolicy pojawiają się stworki, których jeszcze nie mam.
Trzeba zresztą uczciwie powiedzieć, że Niantic Games miejscami trochę pokpiło sprawę. Zupełnie dziwacznie bowiem działa system rozlokowywania Pokemonów, który absurdalnie faworyzuje mieszkańców miast i miejsc, w których jest dużo PokeStopów. Na wsiach Pokemonów można ze świecą szukać, chociaż teoretycznie to tam powinniśmy znaleźć te lubujące się w otwartych przestrzeniach. Podobnie razi wyłażący czasami brak konsekwencji w kwestii występowania Pokemonów danego typu na specyficznych obszarach. W przypadku rzucenia lure’a na Pokestopa zaczynają się przy nim pojawiać stworki, które czasami wydają się „sprawnować” po prostu zupełnie losowo, niezależnie od swojego typu.
Nie zmienia to faktu, że łapanie Pokemonów po prostu sprawia sporo radości. Mechanika łapania jest pozornie prosta, ale parę drobnych elementów można doszlifowywać, dzięki czemu rzucanie Pokeballami pozostaje interesujące. Najfajniejsze jest oczywiście przeczesywanie okolicy w poszukiwaniu rzadkiego Pokemona, który pojawił się „nearby”. Przypomina to odrobinę tropienie zwierzyny, jeżeli pozwolicie mi na tak wymyślne porównanie. Ten akurat aspekt nie znudził mnie przez ostatni tydzień ani trochę. Łapanie jeszcze nie posiadanych stworków pozostaje niezmiennie ciekawe.
Nie do przecenienia pozostaje też aspekt socjalizujący w Pokemon Go. Oczywiście po części wynika to z gigantycznej popularności gry, aczkolwiek i sama produkcja nie jest pozbawiona sprawnie działających i niegłupich mechanizmów nastawionych na kreowanie interakcji między graczami. Świetny jest pomysł z możliwością rzucenia „zanęty” na danego PokeStopa, co szybko owocuje pojawieniem się przynajmniej paru mistrzów Pokemon z którymi można porozmawiać i wspólnie spędzić czas. To działa, uwierzcie mi. Nienajgorszej wyglądają też walki o Gymy, chociaż aspekt taktyczny został w ich przypadku mocno ograniczony, skonsumowany przez chęć uczynienia gry łatwiejszą. Nie mogę też powiedzieć złego słowa o mechanizmach free-to-play – te są opcjonalne i nie dyskryminują graczy wstrzymujących się przed wydaniem paru groszy na wirtualne „coiny”.
Mam wrażenie, że twórcy Pokemon Go pod wieloma względami poszli na kompromis i uczynili grę łatwiejszą i mniej skomplikowaną niż by chcieli. Możliwe, że jest to źródło szybkiego sukcesu tej produkcji, ale z czasem może równie dobrze stać się jej ciężarem. Nie wątpię, że moda na Pokemony pozostanie z nami przynajmniej przez parę miesięcy, ale nie dałbym sobie ręki uciąć, że produkcja Niantic Games pozostanie z nami na dłużej. Pierwotnie byłem pod większym wrażeniem, niż jestem po tygodniu dosyć intensywnego grania. Nie zrozumcie mnie źle – to tytuł dający dużo zabawy, aczkolwiek jego prostota może mu ciążyć bardziej, niż ktokolwiek w tej chwili jest stanie dobrze oszacować.
Wiele oczywiście zależy jeszcze od tego jak Niantic Games podejdzie do rozwoju gry w najbliższych miesiącach. Póki co Pokemon Go pozostaje bombą, która prawdopodobnie pozostawi po sobie za jakiś czas zgliszcza, ale też poczucie pewnego rodzaju pustki. Niemniej, to jedna z najlepszych nowatorskich gier na smartfony, a sposób wykorzystuje powszechną technologię jest godny pochwały. Jako społeczny eksperyment rzecz znakomita i otwierająca oczy. Jako gra Pokemon Go jest „tylko” bardzo dobre.