Uzbrojony w nowoczesne gadżety i skryty za czarną maską Człowiek Nietoperz to tylko jedna z kilku twarzy Bruce'a Wayne'a.
Uzbrojony w nowoczesne gadżety i skryty za czarną maską Człowiek Nietoperz to tylko jedna z kilku twarzy Bruce'a Wayne'a.
Batmana z całą pewnością przedstawiać nikomu nie trzeba. Pojawił się w całej plejadzie komiksów, filmów, animowanych seriali tudzież pełnometrażowych animacji. Mimo upływu lat, to wciąż jeden z najbardziej rozpoznawalnych popkulturowych ikon, niepowtarzalny wśród innych superbohaterów przede wszystkim dlatego, że jego moc nie opiera się na nadnaturalnych zdolnościach, a nowoczesnych gadżetach oraz własnych umiejętnościach, wytrenowanych w pocie czoła. Batman to przede wszystkim zwykły człowiek, który na co dzień stara się wieść w miarę normalne życie, choć nie jest o to łatwo. Jako jeden z najbogatszych mieszkańców popadającego w chaosie miasta Gotham, cały czas znajduje się na świeczniku i w świetle jupiterów. Pomimo faktu, że spora część uniwersum została już podana na najróżniejsze sposoby, Telltale udało się podejść do tematu w sposób świeży oraz angażujący.
Choć tytuł produkcji brzmi Batman: The Telltale Series, nie dajcie się zwieść pozorom. Historia w grze koncentruje się tak naprawdę na osobie Bruce’a Wayne’a, Batman natomiast to jedynie jedno jego oblicze. Akcja umiejscowiona jest naturalnie w mieście Gotham, w czasach, gdy Bruce dopiero stawia swoje pierwsze kroki jako Batman – media są zaciekawione zagadkowym obrońcą miasta, policja natomiast nie wie czy bardziej musi obawiać się kryminalistów czy też dziwaka w kostiumie. Bruce nie ma jeszcze wyrobionych kontaktów, nie zna się nawet z Gordonem, który nie jest zresztą jeszcze szefem policji, a jedynie porucznikiem – natomiast prywatnie zadaje się z Harveyem Dentem, prokuratorem startującym w kampanii na burmistrza miasta, w czasach, gdy ten nie został jeszcze brutalnie okaleczony. Bruce widzi w nim potencjał na godnego następcę skorumpowanego Hamiltona Hilla, więc finansuje jego kampanię i bierze pod opiekę.
Największa siła Batman: The Telltale Series - Realm of Shadows tkwi w tym, że historia nie ogranicza się tu do bicia różnego rodzaju kryminalistów ani latania pomiędzy budynkami w centrum miasta. Gramy przede wszystkim jako Bruce – bogaty filantrop i przedsiębiorca posiadający większość miasta Gotham, praktycznie rzecz biorąc lokalny celebryta, co świetnie pasuje do konwencji niby to pamiętających wybory gracza tytułów od Telltale. Nawet mając świadomość iluzoryczności wyborów każdorazowo podchodziłem do nich z pewną rozwagą. Decyzje podejmowane, gdy spędzamy akurat czas w wyprasowanym na kant garniturze i lśniących butach wydają się mieć mniejszą na pozór wagę, ale sprawę komplikuje rozpoznawalność Bruce’a. Decyzja o tym czy podamy podczas przywitania rękę lokalnemu bossowi przestępczego świata nie jest może nacechowana takim samym ładunkiem emocji co problemy z Gry o Tron, jednak nasze kroki monitorowane są zarówno przez zwykłych ludzi, jak i dziennikarzy, a w świecie wielkiej polityki nic nie uchodzi niezauważone.
Co więcej, poszczególne decyzje przenikają przez dwa zdawałoby się odmienne światy, a jednak to co powie i jak zachowa się Bruce ma wpływ na życie Batmana i vice-versa – czując więc na sobie blask jupiterów podczas ważnej konferencji prasowej tudzież prowadząc uprzejme rozmowy z poważanymi mieszkańcami miasta wiemy, że to stąpanie po cienkim lodzie, a jeden źle postawiony krok może spowodować przykrą w skutkach reakcję nie tyle dla osób trzecich, co także dla naszego bohatera.
Dużo radości podczas zabawy w pierwszym odcinku Batman: The Telltale Series sprawiła mi możliwość kreowania własnego Bruce’a Wayne’a. Takiego, który milczy, gdy nie chce mu się gadać, zachowuje się jak rozpieszczony milioner czy niczym najwprawniejszy pokerzysta rozgrywka polityczną partię z uśmiechem na ustach głaskając wszystkich graczy komplementem czy miłym słowem. To świetna sprawa, dzięki której postać Batmana nabiera wreszcie prawdziwego, ludzkiego oblicza. Szkoda tylko, że Telltale momentami zbytnio wyprostowuje poszczególne opcje przez co mamy nadzieję, że zabrzmi ona trochę inaczej niż jest w rzeczywistości. Przyczepić można się także do Alfreda, który wypowiada standardowe dla swojej postaci kwestie pt. „musisz na siebie uważać". Od tak ciekawej postaci wymagałoby się więcej, ale miejsce na to będzie jeszcze w ciągu czterech następnych epizodów. Już teraz twórcy dają o tym znać.
Pewną wolność w kreowaniu postaci mamy nawet wówczas, gdy przywdziewamy czarną maskę i ruszamy w pościg za tymi, którzy z całą pewnością nie powinni poruszać się swobodnie po mieście wypełnionym normalnymi obywatelami. Batman, którego kreujemy może być różnym bohaterem – takim, który jest łaskawy lub takim, który nie przejmuje się wyrządzeniem krzywdy kilku przestępcom dbając o dobro mieszkańców miasta. Takim, który współpracuje z policją i nawiązuje z Gordonem świetny kontakt, lub milczkiem, który nie chce rozmawiać, a nakryty szybko oddala się na bezpieczną odległość. Wyraźnie widać jednak podział pomiędzy obydwoma rolami – Batman nie jest gadułą, to Bruce załatwia sprawy posługując się słowem, Nietoperz przede wszystkim działa i to najczęściej znajdując się w samym centrum akcji.
Zresztą, sekcje rozgrywane jako Batman świetnie udowadniają, że Telltale odrobiło pracę domową. Pojedynki co prawda nadal oparte są o sekwencje QTE, a ominięcie jednego klawisza nie wpływa negatywnie na przebieg walki - w końcu jakby to wyglądało, gdyby Batman tak łatwo przegrywał starcia z podrzędnymi oprychami, ale sekwencje walki nabrały jednak jeszcze więcej dynamizmu, a walka bardzo dobrze współgra ze świetną pracą kamery, dzięki czemu pojedynki są wciągające jak nigdy przedtem. Walka to jedno, Batman to przecież dodatkowo świetny taktyk i gadżeciarz. Telltale podchwyciło wątki z ostatniego filmu czyniąc z bohatera świetnego detektywa i wykorzystało ten fakt pozwalając mu samodzielnie rozwiązywać zagadki. Przyglądamy się tropom i łączymy je w logiczną całość, zaznaczając pasujące do siebie elementy. Obiecująco wypadła także scena, w której przed wkroczeniem do walki Batman rozeznaje się w sytuacji pilotując specjalnego drona i planując jej przebieg. Przyglądamy się dostępnym elementom i krok po kroku planujemy, kto w jaki sposób zostanie unicestwiony. Opcje są oczywiście z reguły określone, ale i tak całość daje wiele frajdy, a oglądanie jak nasz heros wciela w życie ustalony plan daje sporo satysfakcji i jest niezwykle soczystym doświadczeniem. Poza dronem korzystamy ze znacznie większej liczby gadżetów, co pozytywnie wpływa na klimat zabawy.
Batman: The Telltale Series wprowadza do serii także sporo odświeżenia w warstwie wizualnej. Wszystko za sprawą nowego silnika. Modły graczy zostały wysłuchane, choć nie ma rewolucji przez wielkie R – na pierwszy rzut oka od razu widać, że to produkcja sygnowana logo Telltale, choć w oczy rzuca się także poprawiona strona wizualna. Postacie są bogatsze w szczegóły, mimika ich twarzy bardzo wiernie oddaje przeżywane przez nich emocje, a ruchy ust są w końcu sensownie zsynchronizowane z wypowiadanymi kwestiami. Świetnie wyglądają sceny walki, animacja postaci także wypada dobrze, no może poza fragmentami, kiedy Bruce musi przejść się po jakimś większym obszarze. Wiem, że sporo osób miało problem z działaniem gry ze względu na niską wydajność lub z uruchomieniem gry wykorzystujac zewnętrzną, a nie zintegrowaną kartę graficzną w laptopach, ale przyznam szczerze, że na moim PC całość hulała aż miło, a problem z grą miałem słownie jeden - podczas pierwszego uruchamiania nowej kampania przywitał mnie widok systemowego pulpitu, na sczęście problem więcej się nie powtórzył.
Teoretycznie sporą nowością jest także tryb multiplayer, choć niestety pod tym względem Telltale nie dopracowało trochę konwencji zabawy. Po pierwsze, wbrew pierwszym plotkom, multi dedykowane nie jest zabawie przez sieć, a lokalnej. Innymi słowy służy temu, by kilka potencjalnie śledzących wydarzenia na ekranie i siedzących w tym samym pokoju osób mogło wyrazić swoją opinię w kwestii podejmowanej właśnie decyzji. Aby to zrobić, muszą zalogować się na dedykowaną usłudze Crowd’s Play stronę podając indywidualny kod dostępu oraz imię, a następnie w odpowiednim momencie kliknąć na tablecie/telefonie/komputerze czy na czymkolwiek chcą kolor odpowiadający danej opcji. Trochę sporo zachodu jak na tak niewielki efekt – wątpię, by ludzie zbierali się w kilkuosobowe zespoły wspólnie grające w produkcje od Telltale, ale nawet jeśli, to chyba zapytanie ich o zdanie nie byłoby wielkim problemem, szczególnie, że przecież w grze funkcjonuje pauza nawet podczas zastanawiania się nad wyborem dialogowej opcji. Cóż, chyba nie na takie multi czekali fani przygodówek Telltale.
Realm of Shadows to bardzo dobre rozpoczęcie Batman: The Telltale Series ze strony Telltale. Standardowo pierwszy odcinek traktować należy jako wprowadzenie i być może stąd lekko wtórne zaprezentowanie Gotham jako trawionego przez przestępców, a Alfreda jako pozytywkę powtarzającą w kółko jedną kwestię. Poza tym mamy tu wprowadzenie do naprawdę intrygujacego scenariusza, który pozwala nam obcować ze znanymi z uniwersum postaciami często poznając je w inny niż dotychczas sposób. Bruce Wayne to znacznie ciekawszy bohater dla tej gry niż po prostu Batman. Zabrakło w tym wszystkim cliffhangera rodem z Gry o Tron, ale z całą pewnością odświeżona warstwa wizualna, świetne sekwencje zarówno człowiekiem, jak i bohaterem, a także dynamicznie prezentowane starcia z nową sekwencją planowania ataków tworzą apetyt na więcej. Po przejściu pierwszego epizodu zdecydowanie mam ochotę na więcej.
Telltale ma szczęście, że nie odwlekało zbyt długo premiery drugiego epizodu Batman: The Telltale Series, bo po licznych wpadkach z Episodes from the Borderlands jestem w ich przypadku strasznie wyczulony na każdą serię, która ukazuje się rzadziej niż co mniej więcej półtora miesiąca. Co prawda pierwszy odcinek nie skończył się cliffhangerem, który sprawiłby, że już i natychmiast pragnąłem dorwać w swoje ręce kolejną część, ale gra zaprezentowała się ze świetnej strony – byłem ciekawy jak dalej potoczą się losy Bruce’a i czy Telltale utrzyma początkową jakość. Panie i panowie, miło mi zakomunikować, że jest nawet lepiej – po niezłym rozpoczęciu w Children of Arkham twórcy podkręcają tempo akcji, a scenariusz zaczyna wyciągać z rękawa kolejne asy.
Telltale dotychczas mówiło sporo o tym, że chcą ukazać Batmana z innej strony, zrobić to w nieznanej dotąd konwencji, ale prawdę powiedziawszy trudno było zrozumieć co dokładnie mieli na myśli. Po pierwszym epizodzie sądziłem, że chodzi głównie o zaprezentowanie jego ludzkiej strony w postaci Bruce’a Wayne’a, z reguły pomijanej w filmach czy serialach skupiających się na superbohaterze z peleryną. Dopiero w Children of Arkham można zrozumieć, co dokładnie Telltale planuje i z miejsca stałem się ogromnym fanem ich pomysłu, bo praktycznie redefiniują oni znaną wszystkim wersje wydarzeń z przeszłości głównego bohatera, stawiając jego historię praktycznie na głowie. Nie powiem oczywiście o co dokładnie chodzi i w których miejscach dokonano najważniejszych zmian, ale efekt z miejsca przyniósł świetne rezultaty – pewne wiadomości spadają na Bruce’a niczym kamień z nieba i przygwożdżają do samej ziemi. Ich ciężar jest tak wielki, że nie może on sobie z nimi poradzić, a to naturalnie przestrzeń, w której gry od Telltale czują się naprawdę swobodnie. Dostajemy tu alternatywną wersję historii, która z miejsca sprawiła, że scenariusz zaczyna intrygować trzy raz mocniej niż dotychczas – a przecież było naprawdę nieźle.
Ze wspomnianych względów postrzeganie Bruce’a przez opinię publiczną mocno się zmienia. Nadal jako bogacz jest w Gotham na świeczniku i ciągle w blasku fleszy, co utrudnia mu działanie i bycie sobą, ale nadaje też jakby dodatkowego znaczenia tym chwilom, kiedy wcielamy się w Batmana. Bo można wreszcie pozwolić sobie na zrobienie tego, na co Bruce nie mógłby sobie pozwolić przez konwenanse i konsekwencje. Batman to jednak Batman i czasem mocno kusi, by wykorzystać jego anonimowość do małej zemsty. Nadal sporo radości sprawiało mi jednak kreowanie tej postaci zgodnie z własnym planem – wstrzymywałem się z agresywnymi akcjami pamiętając, by nie zostać mścicielem w masce, który sam wymierza sprawiedliwość. Bruce natomiast w Children of Arkham przeżywa naprawdę ciężkie chwile i wydaje się być samotny jak nigdy przedtem. Dodatkowo przyjaźń z Harveyem Dentem staje się jeszcze trudniejsza niż w pierwszym odcinku. Skoro jesteśmy już przy postaciach dodam, że zgodnie z przewidywaniami twórcom lekko udaje się ożywić postać Alfreda, który nie jedynie przytakującym kamerdynerem, a zaczyna przypominać człowieka z krwi i kości, dzięki czemu jeszcze bardziej cenimy sobie jego lojalność i obecność.
Na scenę główną wkracza także Kobiet Kot. Poprzednio, jak to kot, chodziła trochę swoimi ścieżkami i pojawiała się na ekranie jakby przypadkowo. Tym razem natomiast Telltale poświęciło jej znacznie więcej uwagi. I był to strzał w dziesiątkę. Podobnie jak i przy Batmanie, mamy tu do czynienia z postacią, którą poznajemy nie tylko jako zamaskowaną bohaterkę piorącą przeciwników z niesamowitą gracją i zwinnością, ale także wtedy, gdy zrzuca z siebie przebranie i jest zwykłym człowiekiem – Seliną. Co ciekawe, Selina wie kim jest Batman, a Bruce wie kim jest Kobieta Kot – znajomość tej dwójki jest więc bardzo ciekawym wątkiem scenariusza, który zresztą przeradza się w intrygującą relację i świetną scenę barowej bójki ramie w ramie wykonanej w klimacie Episodes from the Borderlands, a więc z humorem i rozmachem. Jest jeszcze jeden wątek – genialne udźwiękowienie Seliny, bo robota wykonywana przez aktorkę Laurę Bailey to majstersztyk. Znacie ją jako Fionę ze wspomnianego Episodes i już wtedy radziła sobie naprawdę świetnie, ale tym razem pokazuje, że wcielenie Kobiety Kota pasuje do niej jak własna skóra i fantastycznie rozumie ona kim jest Selena i nadaje jej niepowtarzalnego charakteru.Dodajemy do tego wszystkie naprawdę niezły cliffhanger na końcu, którego zabrakło poprzednio, a także – co ważniejsze – ogromnie ważną decyzję, która ma potencjał do poczynienia naprawdę ważnych zmian w scenariuszu. I to w grze od Telltale! Osobiście trudno mi w to uwierzyć, ale na to wygląda. Nie wiem czy to tylko trik ze strony twórców i odwrócą wszystko w trzecim odcinku, ale na koniec Children of Arkham oddają w ręce graczy los dwóch ważnych w historii postaci. A to, co postanowimy, niesie z sobą poważny pokład konsekwencji, które mogą wznieść scenariusz Batman: The Telltale Series na wyżyny. Aż od razu rzuciłem się do przejścia fragmentu końcowego raz jeszcze, by przekonać się „co by było gdyby” i byłem absolutnie zszokowany diametralnymi różnicami – Telltale albo wzięło sobie do serca opinie graczy, albo sprytnie maskuje swoje stare sztuczki. Tak czy siak, za Children of Arkham przyznaję im zasłużoną dziewiątkę, bo po bardzo dobrym pierwszym epizodzie udało im się stworzyć jeszcze lepszy. A to niezła sztuka.
Wraz z premierą trzeciego epizodu Batman: The Telltale Series zaczynam podejrzewać, że być może Telltale wyciągnęło jednak lekcje z poprzednich swoich gier. Mamy końcówkę października, a na dyskach komputerów i konsol rozgościł się już trzeci odcinek serialowej gradaptacji opowieści o Człowieku Nietoperzu. Twórcy zapowiadali premierę finałowego odcinka jeszcze w tym roku i wygląda na to, że zamierzają dotrzymać słowa. Chwała im za to. Szkoda jednak, że amerykańscy deweloperzy rozwijają się w tak powolnym tempie. Batman oparty jest o odświeżony silnik, bo z poprzedniego niewiele dałoby się już zrobić. Gra miała dostać tryb wieloosobowy, a skończyło się na dennym Crowd Play i to do tego działającym jedynie lokalnie. No i nici z poważniejszego wpływania na scenariusz. Nadal całe to "gra adoptuje się do Twoich wyborów" pozostaje namiastką tego, czego bym oczekiwał. Jest takie mało znane powiedzenie "lisy tylko sierść zmieniają, nie obyczaje" i w tym przypadku pasuje ono w stu procentach.
Pewnie zastanawiacie się, jak to możliwe, skoro dwa akapity wyżej chwalę twórców za coś zupełnie przeciwnego? Cóż, końcówka drugiego epizodu dawała nadzieję na to, że podjęta przez graczy wspomniana "ważna decyzja" w kluczowym momencie faktycznie przełoży się znacznie na rozwój wydarzeń. Niestety, po przejściu trzeciego epizodu okazuje się, że tak naprawdę zmiany są marginalne. Innymi słowy: liczyłem na coś więcej ze strony Telltale, a dałem się po prostu nabrać. Szkoda. Dobrze, że na osłodę twórcy przygotowali całkiem niezły epizod, w którym klimat zagęszcza się jeszcze bardziej, a na koniec otrzymujemy jeszcze mocniejszy niż ostatnio cliffhanger. Jeśli deweloperzy Batman: The Telltale Series opanowali jedną rzecz naprawdę wyśmienicie, to z całą pewnością jest to utrzymywanie graczy w napięciu podczas oczekiwania na kolejny odcinek.
Zanim jednak oglądamy na ekranie napisy końcowe serwowane wraz z podsumowaniem podjętych (ekhm) decyzji mija 1,5 godziny, które spędzamy przede wszystkim z Brucem Waynem, a nie Batmanem. Cierpi na tym trochę gameplay, bo przez cały odcinek odbędziecie zaledwie jedną poważniejszą walkę i podobnie jeden raz będziecie mieli okazję wcielić się w detektywa łączącego rozsypane elementy układanki w większą całość. Jest to jednak cena, którą trzeci odcinek płaci właśnie za skupienie się na Batmanie po tym, gdy ściąga on maskę i pozostaje Brucem, który jak wiecie od poprzedniego odcinka przechodzi w swoim życiu niezbyt łatwe chwile nawet pomimo tego, co aktualnie grupka szaleńców próbuje osiągnąć w mieście Gotham. Akcja rozwija się nierównomiernie - niektóre wątki stanęły na moment drepcząc w miejscu, inne natomiast ruszyły z kopyta przynosząc dość nieoczekiwane rozwiązania. Ale to chyba właśnie jest największa siła Batman: The Telltale Series - Telltale póki co wygrywa przede wszystkim tym, że prezentuje swoją własną historię o Batmanie i pod niektórymi względami jest ona znacznie bardziej realistyczna i intrygująca niż filmy Nolana. A najbardziej ludzki z superbohaterów, jest tu człowiekiem z krwi i kości jak nigdy przedtem.New World Order serwuje nam kolejny fragment świetnej opowieści - nie tylko o superbohaterze, ale przede wszystkim o człowieku, który zmaga się z olbrzymim ciężarem spoczywającym na jego barkach. Trzeci epizod otrzymuje ode mnie ciut mniej entuzjastyczną ocenę niż poprzednio, głównie za to, że twórcy dość nieumiejętnie zamarkowali zmiany w scenariuszu względem poprzedniego epizodu i spowolnili lekko tempo akcji. Miałem też małe problemy z działaniem gry, a animacja lubiła się czasem przyciąć. Klimat ślicznie jednak gęstnieje, a Batman jako człowiek i jego losy skutecznie trzymają przy ekranie - wisienką na torcie jest postać Seleny, fenomenalnie jak zwykle udźwiękowionej przez Laurę. Całość ponownie zakończono w taki sposób, że czekanie na następny epizod będzie z całą pewnością bardzo nerwowe.
Guardian of Gotham to kolejny epizod Batman: The Telltale Series, który studio przygotowało na czas. Nieźle, choć mój podziw byłby większy, gdyby wraz z terminowością utrzymana została jakość merytoryczna i techniczna produkcji. Tymczasem wydaje się, że czym szybciej wychodzą kolejne odcinki, tym kolejne części opowieści o Batmanie bardziej na tym cierpią.
Cierpi także Gotham, ponieważ kleszcze wokół miasta zaciskają się coraz bardziej. Zresztą, zarówno Batman jak i Bruce Wayne także nie przechodzą łatwych chwil. Jeżeli ogrywacie kolejne epizody na bieżąco, pamiętacie zapewne nieźle skonstruowany cliffhanger na koniec trzeciego odcinka. Pierwsze sceny Guardian of Gotham to kontynuacja właśnie tego motywu. Szkoda tylko, że całość trwa maksymalnie dwadzieścia minut i nie ma większego przełożenia na aktualne wydarzenia. Krótka sekwencja serwuje nam co prawda kilka niezłych rozmów i jedną scenę walki, ale po niej wracamy do bardziej ścisłych dla scenariusza wątków. Poznajemy tam co prawda kolejną ważną dla uniwersum Batmana postać, ale raczej tylko po to, by uzasadnić jej późniejsze wprowadzenie. Osobiście przeczuwam jej pojawienie się na sam koniec sezonu i to tuż przed napisami zapowiadającymi drugi sezon.
Co jeszcze przygotowali deweloperzy? Raczej więcej tego samego, co znamy już z poprzednich epizodów, chociaż w mniejszej niż zwykle dawce. Bruce Wayne ma coraz bardziej przekichane, także Batmanowi działa się coraz trudniej. W pozostałej części odcinka staramy się naprostować bieg wydarzeń, między innymi w trakcie rozmowy z ważną dla miasta osobą i tu dokonujemy wyboru czy udać się do niej jako człowiek w masce czy przeciwnie. Zwiedzamy także scenę zbrodni ponownie wcielając się w detektywa łączącego na miejscu poszczególne dowody, ale całość wydaje się być bardziej wciśnięta na siłę niż zwykle. Także sceny walki zostały ograniczone i tak właściwie toczymy jedno porządne, satysfakcjonujące starcie. Najlepsze Telltale pozostawiło na koniec. Ostatnia scena może być zupełnie inna w zależności od wyboru, który dokonamy. Znając jednak twórców, w piątym epizodzie i tak akcję potoczą w taki sposób, by niezależnie od wyboru biegła podobnym torem. Wcześniej już tak niestety uczynili.
Natomiast co do kwestii technicznych, tym razem Telltale się nie popisało. Guardian of Gotham cierpi z powodu brakujących dźwięków, pomniejszych problemów z animacją oraz miejscami niedopracowanym sterowaniem – szczególnie w scenie, w której badamy miejsce pewnej zbrodni. Ponadto Batman okazuje się być brzuchomówcą i miejscami udowadnia, że potrafi wypowiadać słowa bez ruszania ustami. Nie spodziewałem się, że na jego długiej liście talentów znajdę także tak rzadką cechę.Liczyłem na to, że Batman: The Telltale Series po lekko słabszym trzecim odcinku wróci na właściwe tory dzięki Guardian of Gotham. Tak się jednak nie stało. Wprost przeciwnie, jest jakby ciut słabiej niż poprzednio – krócej, mniej intensywnie. Dostajemy kolejną porcję tego, co już znamy, bez specjalnych wyjaśnień, zupełnie jakby twórcy starali się przeciągnąć napięcie do wielkiego finału bez większego pomysłu na czwarty epizod. Boję się, że przez to wszystko końcówka może być po prostu słaba. Upchnięcie na siłę zamknięcia wszystkich wątków w jednym epizodzie odbędzie się albo ze szkodą dla nich samych, albo otrzymamy finał maksymalnie powierzchowny i przenoszący ciężar akcji w stronę kontynuacji. Tego bardzo nie lubię, ale zaczynam się obawiać, że dokładnie tak może się stać.
Czas na finał Batman: The Telltale Series nadszedł nadzwyczajnie szybko, szczególnie jak na Telltale Games. Pierwszy sezon Batmana w ich wydaniu to pokaz szybszej niż zwykle pracy, która co prawda przyczyniła się do technicznych niedociagnięć, ale pod względem scenariusza trzyma naprawdę niezły poziom. Podobnie jest z finałem. Technicznie znalazłem w nim kilka niedociągnięć, ale pod względem akcji i scenariusza twórcy gry nie zawiedli i dostarczyli zgrabne zwieńczenie pierwszego sezonu, a co ważniejsze nie zostawili graczy z uczuciem nienasycenia.
Finałowy odcinek zatytułowany City of Light pozwala wreszcie na uwolnienie całego ciśnienia gromadzącego się w scenariuszu przez ostatni czas. Telltale bezlitośnie szachowało graczy w ostatnich odcinak dokładając zarówno Batmanowi, jak i Bruce'owi kolejnych zmartwień i problemów na głowę, ale jednocześnie kierując ciężar akcji bardziej w stronę dialogów niż bójek czy scen z łączeniem w całość dowodów znalezionych w danym miejscu. Na szczęście scenarzyści przygotowali w finale naprawdę sporą dawkę rozgrywki zahaczającej chyba o wszystkie najważniejsze elementy. Mamy tu więc wreszcie nie jedną, a kilka porządnych scen akcji, podczas których Batman ma szansę zrobić odpowiedni użytek ze swojego kombinezonu, jak i gadżetów. Momentami miałem wrażenie, że poprzednie epizody były pod tym względem lekko ograniczone, tym większą radość sprawił mi finał, przynosząc walkę w zwiększonej dawce. Choć to nadal QTE, jest brutalnie i dynamicznie, a oglądanie jak Batman pierze bandytów przysporza autentycznej radości.
Jednocześnie finałowy odcinek nie tylko walką stoi. Rozwiązujemy w nim też jedną większą zagadkę, złożoną z kilku śledztw, mamy więc okazję pokombinować z łączeniem śladów i tropów w zgraną całość i to więcej niż raz. W jednej scenie pojawia się nawet zapomniana przez twórców możliwość planowania akcji zanim Batman przystępuje do ataku, a trzeba przyznać, że nie nadużywali tego elementu w poprzednich epizodach. Poza akcją, jest też czas na ważne rozmowy, scenarzyści zamknęli także prawie wszystkie ważniejsze wątki. To chyba największy plus całego sezonu. Wszystkie wydarzenia działy się w ramach naprawdę ciekawie wymyślonej historii korzystającej co prawda ze standardowych dla uniwersum elementów, ale pod wieloma względami je praktycznie redefiniując, nadając nowe znaczenie i swoją własną tożsamość niektórym wydarzeniom czy postaciom. Bardzo dobrze zaplanowana fabuła to główny element, dla którego śledziłem ze zniecierpliwieniem kolejne epizody zastanawiając się, co i jak tym razem Telltale przeinaczy w zgrabny sposób. Trzymało mnie to przy ekranie od samego początku i nie zawiodło aż do końca.
Szkoda za to, że Telltale trzyma nieustannie przy swoim informując, że historia dostosowuje się do podejmowanych decyzji, a jakaś tam postać zapamięta nasze słowa i jak zwykle wiele z tego nie wynika. Na początku sezonu miałem nadzieję, że może w Batmanie wreszcie dostaniemy więcej swobody, ale niestety tak się nie dzieje. Wydarzenia toczą się podobnie niezależnie od tego na co się zdecydujemy, zmiany są raczej kosmetyczne. Paradoksalnie piąty epizod w zależności od decyzji podjętej na koniec poprzedniego odcinka może zacząć się zupełnie inaczej i pierwszych 15 minut może się od siebie znacząco różnić. To fajnie, że przechodząc grę w jeden lub drugi sposób otrzymujemy szansę zobaczenia całkowicie innych scen, ale poza tym nie wpływa to na rozwój wydarzeń czy postaci i Batman: The Telltale Series dobitnie to udowodnił. A ta jaskółka na koniec dla mnie wiosny nie czyni.
Batman udowodnił także, że przy szybszym tempie prac twórcy nie wyrabiają z testowaniem i poprawianiem gry, bo praktycznie od samego początku były z Batman: The Telltale Series problemy, które trwały aż do końca. Nawet w finale czuć, że nie na wszystkie sceny poświęcono tyle samo czasu. Niektóre przejścia pomiędzy scenami są urwane, zaburzając lekko tempo wydarzeń, pojawiają się też zwolnienia animacji, brakujące dźwięki, niechlujnie wykończone animacje czy całe sceny. Nie da się także ukryć, że poprawiony silnik gry prezentuje się lepiej, ale nadal Telltale dostarcza nam niezbyt wykończony drugi plan i drewniane animacje. Dobrze, że chociaż główne postacie prezentują się jak trzeba i co najważniejsze – brzmią fantastycznie.
Przyznam się, że całość jest zgrabnie zakończona, o co zacząłem martwić się po dwóch ostatnich odcinkach. Na szczęście twórcy w finale stanęli na wysokości zadania i wyraźnie domknęli jedną historię ujawniając jej ostatnie karty wraz z zakończeniem. Tak, jak przewidywałem zostawili sobie furtkę do dalszego kontynuowania swojej opowieści, ale zaakcentowali ją raczej dyskretnie. Nie zostawili graczy ze zdziwieniem na twarzy i napisem „to be continued” na ekranie urywając historię praktycznie w połowie, jak stało się na koniec dotychczasowego sezonu Game of Thrones: A Telltale Games Series i za to jestem im wdzięczny. Bo czy chętnie sięgnę po następny sezon Batamana w ich wydaniu? Owszem, ale jako osobnę całość i cieszę się, że w ramach pierwszego sezonu opowieść została domknięta i mogę na jakiś czas spokojnie odstawić ją na półkę.
Finalnie, to kolejna niezła opowieść od Telltale. Pewne braki i niedociągnięcia są w niej obecne jak zwykle, co tym razem nadrobiono świetnym scenariuszem i szybszym tempem wydawania odcinków. Czekam na kolejny sezon Batmana, ale twórców proszę, by do niektórych elementów przykładali się bardziej.
PS - poniższa ocena tym razem dotyczy całego sezonu. Jeśli zastanawiacie się ile otrzymał ode mnie sam finał to zdradzę, że wyceniłem go na mocne 8.5.