Quo vadis, Infinity Ward?
Quo vadis, Infinity Ward?
W ostatnich latach gracze zawsze mogli wypróbować kolejnych odsłon Call of Duty. Tym razem zgromadzonych przed stoiskiem Activision dziennikarzy czekało jednak wielkie rozczarowanie. Jedyne, na co mogliśmy liczyć, to ponad dwudziestominutowa prezentacja, na której pokazano krótkie materiały z rozgrywki.
Na pierwszy rzut twórcy wrzucili nas na asteroidę. Zadaniem kapitana Reyesa, pilota Tier 1 Special Operations, i jego ekipy było poszukiwanie tych, którzy zdołali przetrwać w ciężkich warunkach tam panujących. Nagle robi się jednak gorąco. Dosłownie i w przenośni. Asteroida wiruje bowiem gdzieś w przestrzeni kosmicznej w niewielkiej odległości od słońca. Na tyle małej, że za „dnia” trwającego podczas misji około minutę temperatura sięga 900 stopni Celsjusza. Oczywiście, nawet najlepszy skafander nie wytrzyma takich warunków, tak więc gracz ma jedynie minutę na przebycie drogi z punktu A do punktu B. I lepiej się nie potykać, bo ryzyko kompletnego zjarania się jest spora. Innymi słowy - fabuła rodem z Kronik Riddicka.
Końcówka misji stanowi odkrycie wielkiego buntu maszyn. Ale całość pozostawiła za sobą jednak niesmak. Zadanie urywa się dość nagle i chaotycznie. Ta gonitwa sprawia, że intensywny gameplay znany z poprzednich odsłon gry staje się jeszcze intensywniejszy, jednak w całości brakowało tutaj jednego, kluczowego elementu - strzelania. Wygląda zatem na to, że będziemy się tutaj skupiać nie na walce z przeciwnikiem, a ze środowiskiem. Nie można powiedzieć jednak, iż nie będzie efektownie. Całość wygląda tu jak filmy Michaela Bay'a w pigułce. Tu ogień, tam wybuch, etc.
Druga misja zaprezentowana podczas pokazu to Shock and Awe z Call of Duty: Modern Warfare Remastered. Jak zwykle było sporo efektownej rozwałki, szczególnie z użyciem działka z helikoptera, a także sporo terrorystów do pokonania. Nie zabrakło też mocnego finału z użyciem bomby atomowej. Zapowiada się naprawdę ciekawie.
Końcówkę pokazu uświetnił zwiastun, który zapewne już widzieliście. Jeśli nie, przypomnijmy nowy tryb kooperacji do Call of Duty: Infinite Warfare, jaki zapowiedziano podczas tegorocznych targów:
Jak już wiadomo, w Zombies in Spaceland wcielamy się w początkujących aktorów, którzy zostają zaproszeni na przesłuchanie przez reżysera Willarda Wylera. Wszyscy trafiają do kosmicznego parku rozgrywki, gdzie będą musieli stawić czoła hordom wygłodniałych zombiaków. W tym przypadku mam mieszane odczucia. Z jednej strony tryb zombie stanowi jeden wielki miszmasz kiczu i banału. Z drugiej natomiast - jest to dość ryzykowne, ale zabawne połączenie klimatów disco, wesołego miasteczka i szczypty Call o Duty. I do tego David Hasselhoff... Myślę, że twórcy CoD: Infinite Warfare po prostu zainspirowali się tutaj modą na absurdalne gry. Ale czy będzie nas obchodziło, w jaki łeb będziemy ładować kulkę?
Pokaz Call of Duty: Infinite Warfare zostawia pewien niesmak i niedosyt. Twórcy zapowiadają, że tym razem skupią się bardziej na fabule, a nie na rozwałce. Ale czy gracze potrzebują ckliwych opowieści rodem z Heavy Rain? Jak dla mnie Activision zapowiada kosmos, a chwilowo wychodzi bardzo przyziemnie.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!