Czy przenosiny na front I wojny światowej wyszły Battlefield 1 na dobre?
Czy przenosiny na front I wojny światowej wyszły Battlefield 1 na dobre?
Publiczne betatesty Battlefield 1 były oczekiwane przez fanów strzelanek już od pierwszych, majowych zapowiedzi gry. Przeniesienie rozgrywki w czasy I wojny światowej po kilku edycjach zrealizowanych w ramach współczesnego pola walki to śmiała decyzja, ale trafiająca w gusta publiki. Zmiana motywu przewodniego wydaje się zrealizowana w czas. Osobiście po setkach godzin w multi Bad Company 2 oraz Battlefield 3 traciłem zainteresowanie marką – Battlefield 4 zatrzymał mnie już tylko na kilka godzin, a Hardline odpuściłem tuż po publicznej becie. Jak pewnie i dla wielu fanów betatesty Battlefield 1 potraktowałem więc jako pole doświadczalne – jeśli rozgrywka mnie nie oczaruje, raczej skreśliłbym nazwę z zakupowej listy. Na ten moment dopisuję tylko znak zapytania.
Pierwsze chwile spędzone z Battlefield 1 robią naprawdę dobre wrażenie, przede wszystkim pod względem wizualnym. Nie jest to tytuł aż tak ładny jak Battlefront, ale nadal jest to krok naprzód względem poprzedniej wersji i serwuje widoki, które cieszą oko. Szczególnie, gdy nadchodzi piaskowa burza – niebo szarzeje na horyzoncie, robi się coraz ciemniej, a wzmagający się wiatr z piaskiem szybko ogranicza widoczność do minimum. Mimo wszystko nie ma czasu na podziwianie widoków. Battlefield 1 nawet bez niesprzyjających efektów pogodowych skraca dystans walki. Obniżenie liczby obrażeń zadawanych przez karabiny automatyczne i możliwość nadziania wroga na bagnet przymocowany do lufy sprawiają, że częściej walczymy twarzą w twarz. Tym bardziej, że pojawia się możliwość szarżowania na grzbiecie konia z szablą w ręku, a także okładania innych za pomocą saperek czy pałek.
Snajperzy nadal sieją postrach na dłuższy dystans – owszem, całkowicie nieprzydatni podczas piaskowej burzy, ale i tak zdolni to rażenia skutecznym ostrzałem na zbyt długi dystans w normalnych warunkach. Liczyłem, że w realiach I wojny światowej EA DICE zdecyduje się na zmniejszenie ich znaczenia na polu walki, ale raczej się na to nie zapowiada. Prawdą jest, że jedyna dostępna w becie mapa ma dla nich idealną wręcz rzeźbę terenu – praktycznie płaską, z kilkoma wzniesieniami i wyższymi górami na krańcach. Być może inne poziomy będą pod tym względem lepiej zbalansowane.Jak wspomniałem powyżej, na średni dystans bronie zadają mniejsze obrażenia, a dodatkowo żołnierze wydają się wytrzymalsi – headshoty trudniej wykonać, ale stają się cenniejsze, bo w korpus przeciwnika wpakować trzeba zawsze kilka strzałów. Nawet ciężkie karabiny przy pojazdach nie od razu radzą sobie z wyeliminowaniem wroga. Stąd też jeśli w pełnej wersji pojawi się tryb hardcore, od razu z niego skorzystam.
Pozmieniało się trochę w sprawie pojazdów. Zniknęła co prawda klasa mechanika, ale odradzając się w pojeździe jako kierowca otrzymujemy unikalne zdolności. Kierowca nie posiada karabinu, więc z pistolecikiem w ręce zbyt wiele nie zdziała, jako jedyny może za to naprawiać pojazd, a czyni to siedząc w środku i naciskając przycisk X. Nie trzeba więc wysiadać już z bezpiecznego środka, ale też nie otrzymamy pomocy z zewnątrz. Ciężki czołg czy opancerzone pojazdy są ociężałe i niezbyt wygodne w sterowaniu, ale mieszczą często po kilka osób – zgrany zespół w środku to prosty przepis na sukces szczególnie, że piechocie ciężej teraz wyeliminować wrogi pojazd. Z wiadomych przyczyn zniknęły wyrzutnie rakiet, zastąpiono je przeciwpancernymi granatami, które nie są jednak zbyt skuteczne i niezbyt wygodne w użyciu. Pojawiła się specjalna amunicja zadająca większe obrażenia pancerzowi, ale zniszczenie z jej użyciem pojazdu wymaga wysiłku kilku osób. W praktyce mapa z tak rozległą i otwartą przestrzenią jak Pustynia Synajska w trybie Podboju jest zdominowana przez pojazdy, a szkoda.Wśród innych zmian warto wymienić specjalne klasy, w które można wcielić się jedynie znajdując odpowiednie wyposażenie na polu bitwy. Identyczny motyw wykorzystano w Battlefroncie – w taki sposób można było zostać na moment na przykład Darth Vaderem. Tutaj gracze mogą wejść w posiadanie miotacza ognia czy ciężkiego karabinu maszynowego wraz z dodatkowym, mocniejszym pancerzem i powalczyć o odbicie kilku punktów. Specjalnym pojazdem na pustyni był natomiast pancerny pociąg, który może wezwać do walki przegrywająca drużyna i w ten sposób nadrobić trochę strat. Generalnie są to rzeczy, które wykorzystywane od czasu do czasu przynoszą trochę urozmaicenia w zabawie.
Nie obyło się bez problemów technicznych, choć trudno winić za nie w całości EA DICE. Na dzień przed rozpoczęciem otwartej bety dostęp otrzymywali subskrybenci Battlefield Insidera. Graczy na serwerach było niewiele, a całość hulała jak należy. W dzień rozpoczęcia testów publicznych serwery padły jednak celem ataku DDOS i zaczęły się kłopoty z zalogowaniem się do gry oraz dołączeniem do zabawy. Problemy techniczne Battlefield 1 to także znikające podczas zabawy pojazdy oraz bronie, wariująca momentami fizyka, bugujące się przedmioty i kłopotliwe wdrapywanie się po trudnym terenie. DICE ma nad czym pracować, ale na szczęście czasu także jest jeszcze sporo.I wojna światowa w wydaniu Battlefield 1 przypadła mi do gustu, ale beta nie pozwoliła na podjęcie ostatecznej decyzji. Efektowna oprawa wizualna, ślicznie zmieniająca się pogoda oraz odświeżające serię nowe bronie i pojazdy przemawiają na plus. Cieszy mnie, że budynki ulegają łatwiejszej destrukcji. To nadal ten Battlefield, w którego przyjemnie się strzela korzystając ze sporej dowolności wśród klas i taktyk. Ale ze względu na obniżone obrażenia oraz niedopracowany balans sił pojazdów i piechoty dalszą zabawę najchętniej kontynuowałbym głównie w trybie hardcore i na serwerze z wyłączonymi pojazdami. Jeżeli te elementy znajdą się w pełnej wersji wraz z poprawionymi bugami, a na premierze nie przydarzy się żadna wpadka z serwerami chętnie skorzystam z możliwości testowania pełnej wersji gry przed zakupem i dopiero po obadaniu pozostałych map, broni i trybów zabawy podejmę ostateczną decyzję.
Moje pierwsze wrażenie z bety Battlefield 1, takie naprawdę pierwsze, zaraz po wylądowaniu na synajskiej pustyni, było takie, że zdziwiłem się, jak to wszystko płynnie działa. I jednocześnie naprawdę nieźle wygląda. Podejrzewam, że może wyglądać dużo lepiej po podkręceniu poziomu detali do maksimum, ale i tak przeżyłem lekki szok, że na moim pięcioletnim komputerze gra działa bez najmniejszych problemów i bez żadnych przycięć. Spodziewałem się czegoś wręcz przeciwnego. Również po samej rozgrywce.
Wszyscy się nakręcili na Battlefield 1 od samego początku, od pierwszych obrazków i zwiastunów. Zmiana scenerii, powrót do historycznych korzeni, i tak dalej, i tym podobne. Ale ostatnie materiały wideo mnie osobiście mocno zniechęciły, bo pokazywały jakąś efektowną sieczkę, jakieś zręcznościowe, zagęszczone, chaotyczne strzelanie i wybuchanie, które pasuje bardziej do Call of Duty, niż do jednak taktycznego Battlefielda. I nie wiem jak wy, ale ja zacząłem się obawiać, że powtórzy się sytuacja z niewydarzonego, płytkiego Star Wars: Battlefront. Na szczęście beta udowadnia, że tak nie jest.
Battlefield 1 ma posmak dawnych Battlefieldów. A właściwie pierwszego, Battlefield 1942. I niektórych modów do kolejnych odsłon, takich jak Forgotten Hope. Jest tutaj trochę tej historycznej magii, tego poczucia przeniesienia w czasie i brania udziału w prawdziwej, a nie zmyślonej wojnie, jak w ostatnich czterech częściach serii. I wreszcie porządny, prawdziwy karabin nie ustępuje pola lamerskim automatom. Tych ostatnich jest sporo, bo szturmowcy mają swoje peemy, wsparcie swoje erkaemy, a i na mapie jest sporo stanowisk ciężkich karabinów maszynowych, które można wykorzystać na pohybel wrogowi. Ale albo mają kiepski zasięg, albo okropny odrzut, albo zadają względnie małe obrażenia przy pojedynczym trafieniu. Są skuteczne, są groźne, ale nie dominują na polu bitwy. Szkoda, że tak naprawdę jedyną klasą wyposażoną w klasyczny karabin jest zwiadowca, ale może w pełnej wersji będzie się dało uzbroić w jakiegoś mausera albo lee-enfielda także pozostałych żołnierzy.
I czołgi. Czołgi i samoloty. W końcu odzyskują swoje wiodące role na polu bitwy. Piechota nie ma skutecznej broni przeciw nim. Może próbować obrzucić czołg granatami, może podkradać się z dynamitem, ale generalnie jak zwykły żołnierz widzi czołg, to ma tylko dwa wyjścia - kryć się albo uciekać. I tak być powinno. Szara piechota powinna się bać pojazdów, bo to tworzy odpowiednią atmosferę i zmienia dynamikę starcia. I nie ma się co bać, że te pojazdy zdominują pole bitwy, bo po naszej stronie też takie mamy, w szerokim asortymencie. Dzięki temu rozgrywka toczy się na kilku poziomach, co zawsze było wielką siłą Battlefieldów. Ostatnie odsłony serii jakoś to zatraciły, zgubiły, każąc czołgistom i pilotom bać się piechoty, co prowadziło do gry ostrożnej, trzymania się z daleka, statycznego kampienia. Battlefield 1 wraca do dawnej dynamiki. I do artylerii na mapie. Nie są to haubice i moździerze dawne, tylko armaty strzelające ogniem bezpośrednim, ale i tak świetnie się z nich strzela, bo jednocześnie mają moc, a z drugiej strony niewielkie pola widzenia i konieczność ręcznego przeładowania ogranicza je tak, że nie są zbyt potężne.
Battlefield 1 jest bardzo nostalgiczny. Fani serii, którzy są z nią od czasów Bad Company, pewnie tego nie zrozumieją, ale ci, którzy zaczynali od Battlefield 1942, od razu poczują się tutaj jak u siebie. Tryb Podboju jest po staremu chaotyczny i nieuporządkowany, jeśli same drużyny nie są zorganizowane. Ale łatwo jest się zorganizować i razem działać dzięki systemowi pięcioosobowych sekcji. Jeszcze bardziej przydają się one w Gorączce, która na udostępnionej w becie pustynno-skalistej mapie jest naprawdę bardzo dobra. Z otwartych przestrzeni wchodzi między skały, potem znów się otwiera, a potem jeszcze raz zamyka w małym miasteczku. Jest nieźle, tak nieźle, że już nie mogę się doczekać pełnej gry i następnych map, by się przekonać, czy nie ma wśród nich materiału na coś kultowego, czegoś jak Karkand i Metro, mapy, która dostanie swoje serwery 24/7. Będzie fajnie, tego jestem pewien.
Battlefield 1 był moją osobistą nadzieją na powrót serii gier, którą kiedyś uwielbiałem, do czasów prawdziwej świetności. Ostatnie jej odsłony ją rozwodniły, zuniformizowały i sprowadziły na psy. Liczyłem na to, że Battlefield 1 da radę się z tego marazmu wyłamać. I po kilku godzinach z betą już wiem, że nawet jeśli taki powrót w chwale do starych, dobrych czasów się nie uda do końca, nawet jeśli Battlefield 1 nie da rady być grą tak magiczną i przełomową, jak Battlefield 1942 czy Battlefield 2, to i tak dostaniemy najlepszego Battlefielda ostatniej dekady. Będę grał.