Wiecie, że na całej wyspie w Divinity: Original Sin II nie ma ani jednego przechodnia? To znaczy, takiej typowej postaci tła, jak w każdym innym RPG, która robi za tłum. Bezimiennego mieszkańca miasta, podróżnika, czy tam innego zwykłego, szarego obywatela, który dysponuje tylko niepozornym wyglądem i kilkoma linijkami losowego dialogu, dzielonego z innymi biedakami bez osobowości, zaludniającymi trzeci plan. Znamy ich z innych gier. Wszędzie są, nawet w najbardziej kultowych, legendarnych produkcjach. Ale nie tutaj. A przynajmniej nie w tym początkowym fragmencie Divinity: Original Sin II zawartym w ramach wczesnego dostępu, który obejmuje całkiem sporą, kolorową, tropikalną wyspę. Wyspę, która byłaby świetnym miejscem na spędzenie wakacji, gdyby nie to, że jest więzieniem. I areną eksperymentów, które wprawiłyby w ekstazę obu doktorów, i Moreau, i Mengele.
Divinity: Original Sin II wkroczyło w fazę wczesnego dostępu krokiem dziarskim, śmiałym i godnym podziwu.