W ostatnich latach Sonic miał więcej upadków niż wzlotów. Z Sonic Boom: Fire & Ice nie ma dramatu, ale trudno powiedzieć o powrocie do świetności.
W ostatnich latach Sonic miał więcej upadków niż wzlotów. Z Sonic Boom: Fire & Ice nie ma dramatu, ale trudno powiedzieć o powrocie do świetności.
Od premiery serialu telewizyjnego „Sonic Boom” miną w listopadzie dwa lata. W tym czasie oprócz emisji 52 odcinków animacji na rynku pojawiła się seria komiksów, książeczek, zabawek i oczywiście gier. Niestety nie najlepszych. Teraz, po rocznym opóźnieniu, Sanzaru Games prezentuje kolejną próbę przeniesienia realiów serialu na ekrany 3DS-a. Z mieszanym skutkiem.
Po fatalnym Sonic Boom: Rise of Lyric na Wii U i niewiele lepszym Sonic Boom: Shattered Crystal na 3DS-a Sanzaru Games (twórcy tej drugiej gry) znaleźli się w bardzo niekorzystnej sytuacji. Developer miał bowiem w planach stworzenie sequelu, który siłą rzeczy musiał być o wiele lepszy od Shattered Crystal. Pierwsza zapowiedź Sonic Boom: Fire & Ice pojawiła się w połowie 2015 roku i wskazywała na jesienną premierę. Pierwotne plany zostały jednak szybko zweryfikowane, a Sanzaru Games zyskało prawie cały dodatkowy rok na dopracowanie sequela. Po zapoznaniu się z Sonic Boom: Fire & Ice nie można powiedzieć, że ten czas został w pełni zmarnowany, chociaż twórcom nie udało się wykrzesać zupełnie nowej jakości, która wymaże wspomnienia o Shattered Crystal.
Sonic Boom: Fire & Ice stoi na tych samych fundamentach co gra sprzed dwóch lat. Oznacza to, że wesoła ekipa pod wodzą niebieskiego jeża pokonuje dwuwymiarowe etapy, po drodze zbierając bonusowe przedmioty lub pędząc na złamanie karku niczym w rasowej zabawie dla speedrunnerów.
Gracz ma do dyspozycji bohaterów znanych z serialu, czyli Sonica, Tailsa, Knucklesa, Sticksa oraz debiutującą w tej serii Amy, których może zapraszać do zabawy wedle własnego uznania i potrzeby. Postacie różnią się między sobą (poza wyglądem) umiejętnościami specjalnymi, pomagającymi w pokonaniu konkretnych fragmentów planszy. Sonic ma w zanadrzu klasyczny dash i spin, Tails posiada broń laserową i może szybować na krótkim dystansie, Amy wymachuje młotem kruszącym przeszkody, Knuckles kopie w ziemi, zaś Sticks rzuca ręcznie sterowanym bumerangiem.
Oprócz tych umiejętności każdy członek Sonic Team posiada zdolność kontrolowania tytułowych żywiołów. „Kontrolowania” to w sumie za dużo powiedziane – motyw wykorzystania lodu i ognia jest bowiem bardzo ograniczony, co jest jednym z podstawowych zarzutów pod adresem gry Sanzaru Games. W praktyce wygląda to bowiem tak, że biegając po poziomach nieraz napotkamy wodne „bloki” czy strumienie, które zamarzają, gdy przebiegniemy po nich ludkiem z niebieską (lodową) poświatą. Jeżeli przełączymy się w tryb ogniowy (pomarańczowa poświata), lodowe bloki roztapiają się i odkrywają przed nami dalszą ścieżkę. Cały ten motyw z przełączaniem żywiołów i oddziaływaniem na otoczenie przypomina nieco kultową Ikarugę, chociaż, jak już wspomniałem, twórcy gry z Sonikiem nie popisali się kreatywnością.
Zabawa żywiołami aż się prosi o jakieś proste, ale nieszablonowe zagadki. Tymczasem cały ten motyw sprowadza się wyłącznie do sporadycznego przełączania odpowiedniej poświaty, który w żadnym stopniu nie sprawia, że rozgrywka staje się wyjątkowa. Nawet w walkach z bossami (absurdalnie łatwymi, należy dodać) korzystanie z lodu i ognia jest zaledwie symboliczne.
U swoich podstaw Sonic Boom: Fire & Ice nawiązuje nie tylko do nieszczęsnego poprzednika, ale przede wszystkim do korzeni serii z niebieskim jeżem. Oznacza to, że przy odpowiednim przygotowaniu i po zapamiętaniu kluczowych przeszkód, każdy etap można ukończyć z niesamowitą płynnością. Jeżeli macie w sobie żyłkę speedrunnera, to nowy Sonic zapewni wam sporo zabawy. Projekty poziomów są bowiem tak zaprojektowane, by ucieszyły zarówno graczy biegnących do mety nierozglądających się na boki, jak i tych, którzy lubią eksplorację, tajne komnaty i bonusy do zebrania. Sonic Boom: Fire & Ice ma pod tym kątem sporo do zaoferowania i kiedy dosłowne przebiegnięcie całej gry zajmuje zaledwie jeden wieczór, tak zaglądanie do każdego zakamarka i szukanie ukrytych skarbów stanowi skuteczne wydłużenie pobytu w świecie Sonica i jego przyjaciół.
Dodatkową atrakcją, która ma za zadanie urozmaicić i wydłużyć zabawę, są minigierki. Niestety marna to pociecha, gdyż większość z nich jest po prostu słaba. Poziomy z nurkowaniem czy pływaniem strzelającą łodzią starałem się szybko wyrzucić z pamięci. Trochę więcej frajdy sprawił mi Sonic biegający wgłąb ekranu po z góry ustalonych ścieżkach (trzeba się wykazać refleksem przy zmienianiu trasy), a najlepiej w tym wszystkim wypadł tryb wyścigowy. W grze pojawia się kilka obowiązkowych etapów, w których musimy dotrzeć do mety przed naszym przeciwnikiem. Ten element przywodzi mi na myśl walki z bossami w Sonic Rivals na PSP i, co ciekawe, może być rozgrywany w trybie Local Multiplayer z innym posiadaczem 3DS-a.
Strzelanie, jeżdżenie i zwiedzanie podwodnych głębin to jednak tylko dodatki do pełnokrwistego platformera 2D, który sprawnie wykorzystuje różne płaszczyzny i głębię ekranu. Niestety Sonic Boom: Fire & Ice jest przy tym rasowym (czyt. negatywnym) przykładem gry stworzonej na licencji. Nawiązania do realiów serialu telewizyjnego pojawiają się na każdym kroku, co dla zagorzałych fanatyków będzie niewątpliwym plusem, ale dla kogoś, kto lubi Sonica sprzed lat, może być sporą wadą. Pomijając kontrowersyjną metamorfozę znanych postaci, których wygląd przybrał bardziej zawadiacki i „zachodni” charakter, największą bolączką Fire & Ice są scenariusz, przerywniki i dialogi. Żenujące żarty bazujące na grze słów rodem z wczesnej podstawówki są tutaj na porządku dziennym. Dodatkową zachętą do wyciszenia dźwięku są motywy muzyczne przygrywające w trakcie rozgrywki, które bledną na tle kultowych melodii z lat 90.
Sonic Boom: Fire & Ice powstawał rok dłużej niż pierwotnie zakładano, co z pewnością pomogło twórcom rozwinąć formułę zaprezentowaną w Shattered Crystal. Problem w tym, że nowa gra Sanzaru Games nie stała się automatycznie wielkim następcą słabej platformówki, o której nikt już dzisiaj nie pamięta, a jedynie zjadliwym owocem rzemieślniczej pracy. Fire & Ice ma swoje dobre momenty, dostrzegalne przede wszystkim w głównym trzonie rozgrywki, jednak całości nie dopełniają ciekawe pomysły i sensowne rozwinięcia przyjętych założeń. Scenerie, mimo że zróżnicowane, zupełnie nie zapadają w pamięć. Brakuje wyrazistych przeciwników, odrobinę wymagających bossów i lepszego wykorzystania patentu z lodem i ogniem.
Sonic Boom: Fire & Ice to krok naprzód w stosunku do Shattered Crystal, ale w dalszym ciągu mamy do czynienia z przeciętną platformówką z chwilowymi przebłyskami. Dla fanów serialu i niebieskiego jeża może to wystarczyć. Cała reszta powinna zainteresować się bogatą ofertą konkurencji spod znaku hydraulika albo poczekać do przyszłego roku na Sonic Manię, która ma być prawdziwym powrotem do korzeni.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!