Daredevil się chowa: recenzja serialu Luke Cage

Piotr Nowacki
2016/10/01 17:00
8
0

Luke Cage wchodzi z hukiem na mały ekran.

Jednym z najsilniejszych punktów Marvel Cinematic Universe jest jego elastyczność: prawie każdy film wychodzi poza scisłe ramy filmu superbohaterskiego, czerpiąc inspiracje z innych gatunków. Dlatego więc Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz jest w duchu thrillerem politycznym, zaś Ant-Man to w gruncie rzeczy, z braku dobrego polskiego odpowiednika, heist film.

Osadzone w Nowym Jorku seriale Netfliksa idą podobą ścieżką. Daredevil jest po części dramatem prawniczym (chociaż tak niekompetentnego prawnika jak Matt Murdock chyba nie było w telewizji od czasów serialu Ally McBeal), a Jessica Jones nawiązuje do bogatej tradycji kina noir. Luke Cage idzie za ciosem również wychodzi poza ramy superbohaterskich, czerpiąc inspiracje z gatunku blaxploitation. Daredevil się chowa: recenzja serialu Luke Cage

W związku z tym, że nie jest to gatunek szczególnie popularny w Polsce, warto przybliżyć, czym się on charakteryzuje. Korzenie blaxploitation sięgają początku lat 70., kiedy pojawiły się takie filmy jak Sweet Sweetback's Baadasssss Song czy Shaft. Te tytuły wyróżniały się przede wszystkim czarnoskórą obsadą, co w tamtych czasach było ewenementem. Osadzone były najczęściej w miejscach w “czarnych” dzielnicach miast, temat rasy często wybijał się w tych filmach na pierwszy plan. Ponadto, znakiem rozpoznawczym tych filmów była muzyka: Shaft i jego ścieżka dźwiękowa autorstwa Isaaka Hayesa (za którą zdobył Oscara) w dużym stopniu spopularyzowały funk i soul. Wraz z końcem lat 80. Blaxploitation straciło na popularności, między innymi ze względu na stereotypowe ukazywanie afroamerykanów oraz częsty seksizm, ale w dzisiejszych czasach do tego gatunku nawiązuje do nich m.in. Quentin Tarantino, co widać w takich filmach jak Django czy Jackie Brown.

Luke Cage nie naśladuje jednak tych filmów, lecz wchodzi z nimi w dialog, dzięki czemu unika pułapek swoich duchowym protoplastów, a równocześnie komentuje współczesną rzeczywistość. Serial otwarcie celebruje czarną kulturę Ameryki - bohaterom akompaniuje świetna ścieżka dźwiękowa (chyba nawet lepsza niż w Stranger Things), w której dominuje funk, bohaterowie dyskutują o czarnych poetach, a biuro jednej z postaci zdobi wielkie zdjęcie słynnego rapera Notorius B.I.G..

Sama postać Luke’a Cage’a też jest wyraźnie inspirowana protagonistami tamtych filmów, ale jest wolny od tej toksycznej samczości, która ich nierzadko charakteryzowała. Nadal jest szalenie męski, ale jest w tym pewien dystans, mrugnięcie okiem, które na swój sposób detonuje ten testosteron, powstrzymuje przed przeistoczeniem się w autoparodię.

GramTV przedstawia:

Luke, który wcześniej pojawił się w Jessice Jones jako postać drugoplanowa, teraz po raz pierwszy ma szansę zabłysnąć jako superbohater. Po tym, jak Kilgrave rozkazał wysadzić jego bar w powietrze, Luke uciekł od dawnego życia. Teraz się ukrywa, pracuje na czarno jako pomocnik fryzjera i pomywacz, stara się trzymać z dala od kłopotów. Jednak wbrew swojej woli zostaje wplątany w gangsterską intrygę. Kiedy jego bliscy zaczynają cierpieć, zdaje sobie sprawę, że nie może już sobie pozwolić na neutralność.

Kluczową rolę w serialowej intrydze odgrywa gangster znany pod pseudonimem Cottonmouth, grany przez znanego z House of Cards Mahershalę Aliego. W swojej najnowszej roli pokazał zupełnie inną twarz - nie ma już stoickiego spokoju Remy’ego Dantona, teraz Ali brawurowo wciela się w rolę niezrównoważonego gangstera. Widać, że bawi się przy tym świetnie, jego kreacja jest na skraju przerysowania, ale unika przekroczenia tej cienkiej granicy. Cottonmouth przemawia do mnie zdecydowanie lepiej niż Wilson Fisk/Kingpin z Daredevila. Vincent D’Onofrio był w tej roli według mnie nieznośnie zmanierowany i poważny, zaś Ali jest na ekranie zdecydowanie swobodniejszy, co przekłada się na to, że Cottonmouth jest dużo bardziej przekonującym złoczyńcą.

Złoczyńczy duumwirat dopełnia kuzynka Cottonmoutha, Mariah Dillard (Alfre Woodard), lokalna polityczka, która która wykorzystuje pieniądze gangstera do swoich celów, chroniąc go w zamian dzięki swoim kontaktom. I to właśnie ona, do spółki ze skorumpowanymi policjantami, powoduje, że ten serial, mimo superbohaterskiej otoczki, jest szalenie aktualny. Luke Cage pokazuje, w jaki sposób właśnie przez skorumpowanych polityków, policjantów i gangsterów mniejszości stają się obywatelami drugiej kategorii.

Pojawienie się Luke’a Cage’a w momencie, kiedy co kilka dni niewinni czarni mieszkańcy Stanów Zjednoczonych zostają ranieni lub zabici przez policjantów jest niezwykle ważne. Potrzebny jest taki bezkompromisowy serial, który postawi czarnoskórych obywateli na pierwszym planie. Nie jest to z pewnością pierwszy serial, który to robi, ale na pewno jest pierwszym, który ma taką szansę na prawdziwą mainstreamową popularność. Trudno jest to ocenić po pierwszych 7 odcinkach, które Netflix udostępnił przed premierą, ale mam poważne przeczucie, że jest to serial, o którym za kilka lat wciąż się będzie mówić, na długo po tym, jak zapomną o Daredevilu.

Komentarze
8
Zero212
Gramowicz
05/10/2016 22:28

Luke Cage jest serialem dobrym z paroma niedociągnięciami, ale na pewno nie przebija Daredevila. Na plusy przemawia muzyka, w każdym odcinku pojawia się coś nowego, a także sam Harlem i jego zaplecze historyczne, o którym wspomina prawie każda postać. Co do samej recenzji nie mogę zrozumieć słów autora "Daredevil jest po części dramatem prawniczym (chociaż tak niekompetentnego prawnika jak Matt Murdock chyba nie było w telewizji od czasów serialu Ally McBeal)". Jako widzowie wiemy, dlaczego Matt nawalał a raczej nie stawiał się na sali rozpraw, a był to jeden z motywów przewodnich 2 sezonu. Do załatwienia Fiska bohater był w stanie pokazać, że jest dobry w tym co robi a dzięki wyostrzonym zmysłom wykryć gdy ktoś kłamie lub się boi i wykorzystać ten fakt na swoją korzyść. Zresztą bycie dobrym prawnikiem to nie tylko rozprawy, ale także analiza dokumentów i znajomość prawa a raczej tego, jak je ominąć, czyli szukanie furtek, które pozwolą wyjść na swoje. Foggy wypada w ogólnym rozrachunku lepiej, ale dlatego, że nie ma podwójnego życia i tajemnic przed przyjaciółmi.

Aquma
Gramowicz
05/10/2016 10:42

Skończywszy pierwszy sezon muszę stwierdzić, że opinii niestety nie zmieniłem. Jeśli już, to wydał mi się jeszcze słabszy. Niestety, bycie komentarzem nt. życia czarnoskórych w USA samo z siebie nie czyni serialu dobrym czy wartym uwagi, szczególnie, gdy ten komentarz jest tak boleśnie płytki i dwuwymiarowy.Cottonmouth rozwinął skrzydła i koniec końców, mimo wstępnej krytyki, uważam go za jedną z dwóch godnych uwagi postaci - czy w ogóle rzeczy - w całym pierwszym sezonie. Mariah niestety ciągnie serial raczej w dół - jest nudna i pozbawiona jakichkolwiek interesujących cech. Jeszcze gorzej wypadają Shades i Diamondback - obydwaj do bólu przerysowani, jakby z zupełnie innej bajki. Shades jest kreowany na wielkiego manipulatora, szkoda że dość nieudolnie, a pomysł, który miał na tę rolę Theo Rossi delikatnie mówiąc mnie nie powalił - mam wrażenie, że przez większość czasu łazi po ekranie z tą samą miną. Diamondback to z kolei w ogóle bodaj najsłabszy złoczyńca w dotychczasowych serialach Marvel/Netflix. Erik LaRay Harvey gra postać, która ani nie straszy, ani nie interesuje, a jego motywacja jest tak przerysowana i bzdetna, że spowodować może co najwyżej wybuch... śmiechu.Sytuacji nie poprawia sam Luke Cage, który jest po prostu nijaki. Brak mu charakteru, osobowości. Szczerze mówiąc z głównymi postaciami w tych serialach w ogóle często jest problem - mnie osobiście nie powalał też Matt w Daredevilu (choć Jessica Jones wypadła świetnie). Cage jest jeszcze słabszy - nawet jego origin story jest kompletnie pozbawione polotu. Jasnym punktem serialu - drugim po Cottonmouthie - jest natomiast Misty Knight. Prawdę mówiąc żałowałem, że to nie serial o niej, bo w porównaniu do pozostałych wypada wręcz gwiazdorsko. Jest sympatyczna, pogłębiona, ciekawa, a i pracę Simone Missick ogląda się na ekranie z dużą przyjemnością.Poza tym... co jeszcze? Kiepska historyjka, parę słabawych scen akcji, świetna muzyka, która do końca trzyma poziom. Źle budowane napięcie, słabe zakończenie.Do drugiego sezonu - jeśli będzie - pewnie wrócę, bo czemu by i nie, skoro i tak będę miał w Netflixie abonament. Ale mam nadzieję, że odrobią lekcję, bo to nie był rewelacyjny start.

Usunięty
Usunięty
03/10/2016 16:34

Serial super, co prawda nie rozwala czachy jak Daredevil na początku, bo do pewnego poziomu (tych) seriali zdążyłem się przyzwyczaić, ale 13 odcinków łyknąłem momentalnie. Jedyny mankament to zbyt częste podkreślanie i używanie zwrotów: "Harlem to, Harlem tamto..." czy o to jak jest źle być czarnym, bo "wszyscy gnębią Bogu ducha winnych i niewinnych ciemnych obywateli". W każdym razie czekam na kolejne sezony z niecierpliwością. Tylko szkoda, że trzeba będzie długo czekać, choć w styczniu Iron Fist i Defenders!




Trwa Wczytywanie