Nie czy, ale dlaczego Wiedźmin zachwyca 9 lat po debiucie?
Nie czy, ale dlaczego Wiedźmin zachwyca 9 lat po debiucie?
Pisanie retrorecenzji to ciężki kawałek chleba. No bo jak niby ocenić grę, która wyszła X lat temu, w innych realiach, bazując na innych, często egzotycznych z dzisiejszego punktu widzenia założeniach? Czy oceniać grafikę? A co z samym konceptem? Do czego to mam, powiedzcie mi, porównać? Możliwe, że to właśnie te prawie że egzystencjalne zagwozdki sprawiły, że po przeczytaniu retrorecenzji pierwszego Wiedźmina na łamach gram.pl poczułem spory niedosyt, a serce wiele razy wołało: "Nie! Dlaczego? Veto!". Odniosłem wrażenie, że Piotrek Nowacki pomieszał, zamieszał, doprawił, a gulasz z tego wyszedł taki jakby nie do końca udany.
Ale do rzeczy. Żeby to, co napiszę niżej, miało sens, ustalmy pewne fakty. Grałem w pierwszego Wiedźmina, przeszedłem go długo po premierze, z podobnych powodów co Piotrek - zbyt słaby sprzęt w 2007 roku. Skończyłem (zmęczyłem?) też Wiedźmina 2, chwilę dosłownie po "jedynce". W trzecią odsłonę grałem bardzo mało, głównie przez brak czasu, dlatego siłą rzeczy do niej się w tym tekście odnosił nie będę. Starałem się też być względnie na bieżąco z gatunkiem cRPG przez te wszystkie lata. Tyle faktów, czas na mięso.
Zacznijmy od tego, że kompletnie nie rozumiem, czemu Piotrek tak kurczowo trzyma się odniesień do książek i stawia je jako wyznacznik tego, co wolno, a czego nie wolno pokazać w grze. Choćby taki Alvin, odbierający rzekomo Ciri jej książkową unikalność. No dobrze, brzdąc okazuje się równie ważny, ale czy to źle? Moim zdaniem wręcz przeciwnie - dzięki podobnym zabiegom twórcy z jednej strony odwołują się do utrwalonego przez Sapkowskiego świata, z drugiej zaś nie ryzykują niepotrzebnych konfliktów ze znanymi wydarzeniami. Kto czytał kilkadziesiąt książek ze świata Star Wars ten wie, co mam na myśli. Tutaj i fani będą zadowoleni, bo mają punkt zaczepienia fabularnego, i wiedźmińscy neofici nie poczują się zagubieni. No dobrze, a co z Triss i jej bujnym biustem (i znacznie bardziej skąpym dekoltem)? W porządku, w sadze jest mowa, że dziewczyna była po Sodden mocno poraniona i raczej nie odkrywała zbyt wiele ciała, ale naprawdę, czy ten szczegół aż tak bardzo razi, by używać go jako argumentu na niekorzyść gry? Wskazałbym raczej bardzo zręczne skonstruowanie postaci, która z jednej strony wydawała się w Geralcie zakochana, z drugiej zaś wyraźnie ukrywała przed nim pewne ważne fakty, a czasem wręcz kłamała w twarz. Dowiadywaliśmy się tego zresztą nieraz z podsłyszanych urywków rozmów i przyuważonych ukradkiem sytuacji. Cóż, w mojej opinii kawałek gołego cycka nie jest w stanie zniszczyć dobrej roboty pisarskiej. Że tak to ujmę: to nie poligon.
Nie do końca rozumiem zarzut autora, że zbyt często Geralt sam, w monologu, wyjaśnia nam konsekwencje swoich działań. Ale hola, przecież to się dzieje tylko w przerywnikach między aktami, w dodatku głównie dotyczy kluczowych dla fabuły wyborów! Już w trakcie rozgrywki decyzje mają długofalowe skutki, o których dowiadujemy się sami, a czasem wręcz jedynie domyślamy się, że aktualna sytuacja jest efektem jakiegoś wyboru dokonanego wiele godzin wcześniej. Tu zresztą pojawia się problem, o którym wspomniałem na początku: do czego w zasadzie porównujemy Wiedźmina? Jasne, kolejne części rozwinęły koncepcję zależności przyczynowo-skutkowych, jednak z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że nie znam gry, która wybory moralne ukazywałaby lepiej niż Wiedźmin - nawet, gdy mówimy wyłącznie o "jedynce". Jaki to więc zarzut, skoro żadne inne studio deweloperskie nie rozwiązało jeszcze wspomnianej kwestii lepiej? Nie zgodzę się też, że bohaterom pobocznym w pierwszym Wiedźminie brak osobowości. Wystarczy wspomnieć fenomenalnego Talara, świetny motyw wiedźmy Abigail, niejednoznacznie ukazanego Odo czy Zygfryda, którego w jednym momencie się lubi, a w drugim ma się ochotę przywalić mu w czerep. Barwnych i świetnie wykreowanych bohaterów jest tu tyle, że można by nimi obdzielić kilka współczesnych produkcji.
Od autora oberwało się też fabule i ukazaniu tematu rasizmu. W tym miejscu nieco zbaraniałem. Wiedźmin do tych trudnych przecież kwestii podchodzi bardzo dojrzale i wielopłaszczyznowo. Większość współczesnych "głębokich" hitów zatrzymałoby się na prostym pokazaniu, że obie skrajności są w zasadzie złe. Pierwszy "Wiesław" idzie o wiele kroków dalej. Ukazuje, jak trudno zachować neutralność i jak brak działania odbierany jest przez obie strony konfliktu - przez jedną jako bierne poparcie wrogiego stronnictwa, przez drugą jako spiskowanie z przeciwnikiem. W to wszystko wplata brak wzajemnego zrozumienia i refleksję nad tym, jak bardzo takie konflikty opierają się nie na faktach, ale ich wykoślawionej interpretacji. Ale i tutaj temat się nie kończy, gdyż CD Projekt RED zarysowuje zwaśnione strony jako takie, które w zasadzie mają słuszne powody do gniewu i całkiem czyste pobudki. Tyle, że czyste tylko w ich własnej wizji. Długo można zgłębiać ten temat, co tylko udowadnia, jak bogate jest przedstawienie rasizmu w grze. Jeśli ktoś oczekuje więcej, to może czas sięgnąć po podręcznik filozofii, a nie mitrężyć czas przed ekranem komputera.
Jako wisienkę na torcie zostawiłem sobie epizod w Odmętach i adaptację Balladyny. Piotrek narzeka, że temat został potraktowany zbyt dosłownie i za mało tu finezji, a za dużo nieporadnego kopiowania motywów Sapkowskiego. Dla mnie natomiast Odmęty to pokaz mistrzostwa CDPR. Fenomenalne i kluczowe jest tu granie kontrastem. Wioska jest wręcz przesłodzona, sielski klimat wylewa się z ekranu. Muzyka buduje nastrój spokoju i wszechogarniającej idylli. A my powoli zagłębiamy się w najczarniejsze brudy ludzkich myśli i uczynków - począwszy od zawiści i zazdrości, przez brak litości i interesowność, na brutalnym mordzie kończąc. Powiem wprost: w tym rozdziale ciarki na plecach towarzyszyły mi co chwila, niczym w dobrym horrorze, w którym autentycznie boisz się poznać prawdę. Kiedy opuszczałem Odmęty, czułem ogromną ulgę, że już mam tę "idyllę" za sobą.
Tym jednak, na co autor nie zwrócił uwagi w tekście, a co świadczy o fenomenie pierwszego Wiedźmina, jest złożenie wszystkich jego elementów w spójną całość. Owszem, w wielu grach ten czy inny aspekt został zrobiony równie dobrze, co w dziele CDPR, jednak w moim odczuciu żadnej nie udało się zaimplementować ich wszystkich jednocześnie, osiągnąć tego poziomu harmonii. Barwny, bardzo nie-zachodni świat, wielowarstwowa historia i konflikt, głębokie i zapadające w pamięć postacie, świetnie napisane questy, pomysłowe lokacje z ich tajemnicami i skrywanymi brudami - to wszystko składa się na twór niemal idealny, przepełniony klimatem i wciągający gracza bez reszty również dziś, po tych dziewięciu latach. Co więcej, podobnych wrażeń nie doświadczyłem w żadnym innym cRPG, włącznie z Wiedźminem 2, który był już zbyt "zachodni", zbyt wiele rzeczy narzucał lub mocno promował (jak choćby romans z Triss), zbyt mocno wskazywał, kiedy nasz wybór ma znaczenie dla fabuły. Czy Wiedźmin 3 przebija "jedynkę"? O tym dopiero sam się przekonam, gdy znajdę (dłuuuugą) chwilę na jego ukończenie. Nie zmienia to jednak faktu, że do dziś pierwszy Wiedźmin pozostaje dla mnie niedoścignionym wzorem tego, jak powinna wyglądać pełnokrwista produkcja cRPG.