Brytyjski humor w polskim wydaniu. Czy to się może udać?
Brytyjski humor w polskim wydaniu. Czy to się może udać?
Produkcją Oh... Sir! The Insult Simulator zajęło polskie studio Vile Monarch. Pomysł narodził się podczas krótkiego jamu, podczas którego stworzono prototyp gry. Później jednak grę rozbudowano, by oddać w ręce użytkownikowi gotową słowną przepychankę.
Oh... Sir! The Insult Simulator nie nauczy Was nowych słów rodem z łaciny podwórkowej. Owszem, na liście obelg znajdą się mocniejsze wyrażenia, ale żadne z nich nie jest niecenzuralne. Zamiast tego mamy dobrze dobraną, nieco abstrakcyjną listę wyrażeń i słów, które ustawiamy sami. Rozpoczyna gracz lub jego przeciwnik i wybiera wyraz bądź wyrażenia z krótkiej listy, a następnie czeka na kolej przeciwnika (komputera lub innego użytkownika, w zależności od trybu) i ponownie wyłapuje słowo. Gracz ma także do dyspozycji krótką listę zapasową, gdyby nie mógł dobrać słów z listy głównej. Kiedy i to nie pomoże, może sięgnąć po herbatkę, wtedy lista zostanie odświeżona. Taką możliwość ma jednak jedynie raz na jedną rundę. Jak jest już gotowy ze swoją obelgą, może w końcu rzucić ją w stronę przeciwnika i za to zdobywa punkty.
Inspiracją do stworzenia Oh... Sir! The Insult Simulator był skecz o papudze autorstwa grupy Monty Pythona. Jeśli kiedyś oglądaliście tę scenkę, z pewnością wiecie, że jest wprost przesycona absurdalnymi wyrażeniami podczas tak samo absurdalnej konwersacji. Już podczas pierwszej bitwy na słowa można zobaczyć tutaj, że twórcy gry podpierali się tutaj brytyjskim humorem. Pojawiają się intrygujące postacie, z których każda ma jakąś słabość i mocne strony. Na liście znajdziemy starowinkę z ostrym językiem, wojownika, który teraz zgrywa wielkiego bohatera rodem z gier komputerowych czy staruszka-hipstera. Jest też kilka scenariuszy, podczas których zauważymy szybko eskalujący konflikt. Jednym z nich jest scenka wyjęta ze wspomnianego skeczu Mony Pythona.
Można pochwalić twórców za bardzo ciekawy pomysł na grę i niektóre obelgi, które po prostu potrafią doprowadzić do łez. Jako przykład świetnych wyrażeń można wymienić chociażby takie jak: „twoja siostra wciąż korzysta z Windowsa Visty”, „twoja matka wygląda jak smutny lemur” czy „twojego ojca można znaleźć w Pokemon Go”. Są to świetne „kwiatki”, ale prawdą jest też, że w Oh... Sir! The Insult Simulator są one rzadkością. Już po kilku odbytych słownych pojedynkach łapiemy się na tym, że kilka razy powtarza się ta sama zagrywka i w sumie przestaje to już bawić. Oczywiście, w ramach postępu rozgrywki odblokowujemy nowe scenariusze i nowych bohaterów, jednak wciąż brakuje tu różnorodności. Efektem jest to, że gra po pewnym czasie staje się nieco monotonna.
Ciekawy jest za to tryb turnieju, w którym musimy się zmierzyć z czterema przeciwnikami i najwyższym. Bóg jest dodatkowo ciężki do pokonania, ponieważ ma dodatkową przewagę w liczbie punktów wytrzymałości. Warto jednak wiedzieć, jakie dokładnie słabe punkty ma przeciwnik, aby pokonać go w potyczce na obelgi.
Nie zabierajcie się jednak za grę, jeśli nie znacie angielskiego oraz podstawowych zasad gramatyki. Gra nie tylko nie przyznaje punktów za źle dobrane słowa, ale również karze nas za błędy. Problem stanowi także zbyt małą, jak na sprzęty mobilne, listą wyrazów i wyrażeń. Na iPhonie 6 zdarzało mi się pacnąć nie w ten wybór, a już pewnością nie wyobrażam sobie grania na moim poprzednim smartfonie - dużo mniejszym 5S.
Mam nadzieję, że Vile Monarch nie spocznie na laurach i w kolejnych aktualizacjach nieco wzbogaci bazę epitetów, bo w Oh... Sir! The Insult Simulator naprawdę warto zagrać. Pomimo kilku mankamentów to wciąż dobra i zabawna gra, która pozwala wyzwać drugiego człowieka od czerwonopupnych pawianów. A to chyba najważniejsze.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!